Znieczulica jest modna.
W trakcie szkolenia w pracy, na którym było około piętnastu osób, dostałam od mamy sms. Okazało się, że zmarł mój dziadek. Nie wiem, czy to z powodu szoku, bo nigdy człowiek ten nie był mi szczególnie bliski, ale zrobiło mi się przykro. Może wiązało się to z tym, że była to pierwsza osoba z bliskiej rodziny, która umarła. Zwłaszcza, że z nami mieszkał.
Zapytałam osoby prowadzącej, czy mogę wyjść, bo muszę zadzwonić. Naturalnie padło pytanie, czy coś się stało. Odpowiedziałam o sytuacji i załamał mi się głos. Nigdy nie byłam dobra w mówieniu o takich rzeczach, bo nawet opowiadając historie o duchach, zaczynają mi lecieć łzy. (Okazuje się że nie tylko ja tak mam).
Na korytarzu zadzwoniłam do mamy po czym chciałam chwilę ochłonąć. W miejscu w którym stałam, doskonale słyszałam rozmowy ze środka sali.
Otóż wyobraźcie sobie, że praktycznie każda z osób licytowała się między sobą, kiedy to nie płakała i jakie to jest żałosne. Ze strony jednej z dziewczyn padł nawet tekst, że płakać po czyjejś śmierci to jest dziwne i ona sobie nie wyobraża.
Wróciłam, udając że nie słyszałam. Niesmak pozostał.
Jakiś miesiąc później ta sama dziewczyna, która uważała moje załamanie głosu za żałosne, siedziała w biurowej toalecie wyjąc w słuchawkę. Nie, nikt jej nie umarł, bo to by było przecież żałosne. Miała ciężkie dni z "misiaczkiem" i groził jej że ją zostawi. Oczy jak chomik i gluty po pas. Nie wiem, jakie niektóre osoby mają systemy wartości.
W trakcie szkolenia w pracy, na którym było około piętnastu osób, dostałam od mamy sms. Okazało się, że zmarł mój dziadek. Nie wiem, czy to z powodu szoku, bo nigdy człowiek ten nie był mi szczególnie bliski, ale zrobiło mi się przykro. Może wiązało się to z tym, że była to pierwsza osoba z bliskiej rodziny, która umarła. Zwłaszcza, że z nami mieszkał.
Zapytałam osoby prowadzącej, czy mogę wyjść, bo muszę zadzwonić. Naturalnie padło pytanie, czy coś się stało. Odpowiedziałam o sytuacji i załamał mi się głos. Nigdy nie byłam dobra w mówieniu o takich rzeczach, bo nawet opowiadając historie o duchach, zaczynają mi lecieć łzy. (Okazuje się że nie tylko ja tak mam).
Na korytarzu zadzwoniłam do mamy po czym chciałam chwilę ochłonąć. W miejscu w którym stałam, doskonale słyszałam rozmowy ze środka sali.
Otóż wyobraźcie sobie, że praktycznie każda z osób licytowała się między sobą, kiedy to nie płakała i jakie to jest żałosne. Ze strony jednej z dziewczyn padł nawet tekst, że płakać po czyjejś śmierci to jest dziwne i ona sobie nie wyobraża.
Wróciłam, udając że nie słyszałam. Niesmak pozostał.
Jakiś miesiąc później ta sama dziewczyna, która uważała moje załamanie głosu za żałosne, siedziała w biurowej toalecie wyjąc w słuchawkę. Nie, nikt jej nie umarł, bo to by było przecież żałosne. Miała ciężkie dni z "misiaczkiem" i groził jej że ją zostawi. Oczy jak chomik i gluty po pas. Nie wiem, jakie niektóre osoby mają systemy wartości.
Biuro
Ocena:
260
(338)
Komentarze