Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73965

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do historii papilotka48 o księdzu podtrzymywanym sztucznie przy życiu z woli biskupa (http://piekielni.pl/73942#comments ).
Historia napisana jako komentarz, ale pojawiła się prośba o osobne opublikowanie.

Miałam w rodzinie wuja, który był księdzem (zresztą bardzo dobrym, z prawdziwym powołaniem). Po jego śmierci przekonaliśmy się, że nawet jeśli zmarły ksiądz ma rodzinę, to nie ma ona wiele do powiedzenia w kwestii pogrzebu.

Miejsce mszy i pochówku (oddalone od siebie o około 60 km) wybrane zostało przez wuja jeszcze za życia i postąpiono zgodnie z jego wolą, ale cała reszta...

Biskup wybrał datę i godzinę, rodzina nie miała nic do gadania, bo on tylko wtedy może przybyć. Przedsiębiorca pogrzebowy wszystko robił pod jego dyktando, pomimo tego, że wszelkie ustalenia (i opłaty) prowadziła siostra zmarłego wuja.

Szwagier zmarłego odszedł na chwilę do samochodu i nie zdążył na ostatnie pożegnanie przed zamknięciem trumny, bo biskupowi się śpieszyło (było bardzo wietrznie i nie chciał stać pod gołym niebem). 

Po mszy proboszcz podał informację, że dla tych z księży, którzy nie czują się na siłach jechać tych 60 km na cmentarz, przygotowane są ciepłe napoje w zakrystii. Ostatecznie z około dwunastu obecnych duchownych pojechało trzech.

Droga na cmentarz. Ustalenia na linii rodzina-zakład pogrzebowy były jasne: jedziemy POWOLI przez miasto X i podjeżdżamy do bramy cmentarza A. W ostatniej chwili okazało się że organista wiozący księży zna drogę, ale przez Y. Karawan pojechał za organistą przekraczając dozwoloną prędkość średnio o 20km/h. Rodzina pogubiła się po drodze, z różnych względów prędkość/remonty drogowe/wiara we wcześniejsze ustalenia. Ostatecznie samochód którym jechałam, dogonił karawan. Organista, ku naszemu zdziwieniu, skierował się do bramy B. Szybki telefon do obsługi cmentarza, że jednak nie czekamy pod bramą A, oraz kolejne szybkie telefony do rodziny (w tym zdziwionej siostry zmarłego).

Wysiadamy z auta, sądzimy, że mamy chwilę, że poczekamy spokojnie na resztę rodziny. Palący kierowcy wyjmują papierosy i starają się trochę uspokoić po brawurowej jeździe. Jak tylko zjawiła się obsługa cmentarza ksiądz popchnął ceremonie do przodu. Specjalnie ociągaliśmy się z rozładunkiem wieńców, aby dać jak najwięcej czasu na dojazd. Na nic nasze wysiłki. Ksiądz popędził grabarzy, procesja ruszyła, no i za nią my, z kwiatami. Siostra zmarłego wraz z mężem, dotarła tuż po tym jak trumna przekroczyła bramę cmentarza. Większość rodziny zdążyła tylko na symboliczne posypanie trumny ziemią.

Stypa. Zanim ktokolwiek inny zdążył się pojawić trzech księży siedziało już w restauracji. Na ich życzenie wydano im już ciepły posiłek. My czekaliśmy na tych najbardziej spóźnionych, którzy na cmentarzu zobaczyli tylko przykryty wieńcami grób.

ksieza

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 380 (414)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…