Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74014

przez ~GreekBee ·
| Do ulubionych
Historia z czasów gdy razem z kumplem byliśmy na stażu u "przedsiębiorczego prywaciarza". Dla mnie ten człowiek jest najlepszym dowodem, że zmniejszenie dla pracodawcy kosztów pracownika, wcale nie oznacza zwiększenia pensji dla zatrudnionych.

Już na samym początku powinniśmy zgłosić go do jakiegoś urzędu, bo na dzień dobry przywitał nas pierwszy przekręt, mianowicie na stażu byliśmy oficjalnie w sklepie, a przez pól roku nie zobaczyliśmy go nawet, ba nie jestem pewny czy ten facet naprawdę ma rzeczywiście jakiś sklep czy tylko formalnie czymś handluje. Ale wyszło tak, że my pełni entuzjazmu i zwyczajnie głupi przymykaliśmy oko na tą całą patologią, którą tu opiszę na zasadzie "byle do końca stażu".

Staż był unijny poza naszym stypendium sfinansowane było też całe logistyczne zaplecze związane ze stażystami, mianowicie szefu dostawał pieniądze na codzienne obiady dla nas, na wodę, oraz strój roboczy - było to zapisane w umowie.
Oczywiście ani grosz z tych pieniędzy nie trafił na te cele, cały okres stażu te pieniądze były zagarniane do kieszeni szefa.

Firma miała dość wielobranżowy profil, właściwie wyglądało to tak jakby szef przyjmował każde zlecenie i wysyłał kogokolwiek aby je wykonywał.
Zajmowaliśmy się miedzy innymi: Przeprowadzkami, ochroną obiektów, montowaniem kabli, czyszczeniem komputerów, sprzątaniem placów, myciem okien, przycinaniem trawników i żywopłotów, malowaniem mebli, dostarczaniem zamówień, rozładunkiem... to wszystko na stażu jako SPRZEDAWCY. Wyglądało to porostu tak, że na 7 szło się do "bazy" (klitki szefa) i on ci mówił co dzisiaj robisz. Trafiały się sytuacje, w których np szef kazał przyjść odświętnie ubranym, bo ma jakieś zlecenie na stanowisku pracownika portierni i trzeba pasować wyglądem. Musi być dość reprezentacyjnie, po czym w takim stroju (prywatnym) po trzech godzinach wysyłał cię do kolejnego zlecania na remont, w totalny pył cement i cały typowo budowlany brud.

Szef oszczędzał na czym się dało! Zgarniał jak wspomniałem pieniądze przeznaczone na nasze potrzeby, ale też sam nie oferował niczego, ani nam, ani pozostałym swoim pracownikom niczego, nawet rękawiczek ochronnych, ręczników kuchennych, papieru toaletowego czy mydła, czy nawet kartki papieru żeby zostawić mu wiadomość. Na wszystko to zrzucali się sami pracownicy. Domagał się regularnych telefonów służbowych z miejsca wykonywania zlecenia, jednak za swoje prywatne pieniądze z prywatnego telefonu, i potrafił mieć pretensje, że ktoś ma np. niezaładowany.

Raz najstarszy pracownik podczas pracy w upale zwyczajnie zasłabł i niemal zabrało go pogotowie (szef go jakoś przekonał, aby obyło się bez wezwania), wtedy następnego dnia łaskawie kupił dla całej firmy JEDEN sześciopak najtańszej wody mineralnej.

Kto pracował tam poza nami? Praktykanci ze szkół, renciści i emeryci chcący dorobić, kilkoro niepełnosprawnych i kilka osób na czarno. Cały biznes stał na pokracznej formie zatrudnienia, nigdy w firmie ni było żadnej osoby zatrudnionej na zwykłej umowie. Czwórka pracowników stanowiła główny "trzon" firmy, praktycznie załatwiali oni wszystko co było trzeba, a co nie chciało się zrobić szefowi, ogonie cała firma stała na nich, szefu oczywiście po 16 nie odbierał telefonu, bo on już ma wolne - co z tego ze jest właścicielem firmy - po 16 jest niedostępny i już. Włamanie? Ukradli coś? Dzwońcie do innych pracowników i coś wymyślcie ja mam wolne... w takich sytuacjach cały ambaras łatali właśnie pracownicy z grona wspomnianej czwóreczki.

Szefu do tego starał się pozyskiwać "specjalne dochody", np kazać sobie pozbierać śmieci z czyszczonego placu, którymi potem palił w piecu (miał domek jednorodzinny)! Znajomy przyłapał go na drobnych KRADZIEŻACH w miejscu wykonywania zlecenia (pendrive, kable, wiertła, narzędzia) tak! Podkradał drobne przedmioty klientom! Oczywiście był tak obrotny tylko jeśli chodzi o klientów i pracowników, nigdy wobec siebie. Miał pięć samochodów czym bardzo się chwalił, i co zresztą trudno było nie zauważyć gdyż nawet do sklepu odwalonego o jakieś 100 m., jechał samochodem, albo na drugą stronę parkingu, bo przejście dodatkowego metra go zaboli... Nigdy też samodzielnie nie wykonywał żadnej pracy, potrafił wezwać pracownika żeby przeniósł mu koszyk jajek lub laptopa w torbie bo "on lubi mieć wolne ręce", raz zostałem zawołany żeby zedrzeć mu stary kalendarz ze ściany i nakleić nowy.

Koleś sprawiał wrażenie jakby miał fetysz na to, że wydaje polecenia, porostu uwielbiał nie robić nic tylko patrzeć jak pracownik odwala każdą drobnostkę, od wniesienia fotela po umycie mu kubka. Facet robił wrażenie, że weźmie każde zlecenie. Raz byłem świadkiem jak jeden z pracowników-rencistów pokłócił się z nim, że zalega kilku klientom z wykonaniem usług, a już i tak nabrał zaliczki na nowe mimo braku ludzi i czasu.

Pytacie się jak ta firma przędła? Ano bardzo dobrze, a raczej szef przędł bardzo dobrze. Miał spory dom na wsi porządne samochody markowe ciuchy, wakacje za granicą dla żony z dziećmi, typ wiecznie zadowolony z życia, i nie zapowiadało się, że ta sytuacja miałaby się zmienić, gdyż ta jego partacka firma trzymała się na rynku już od sześciu lat, i ciągle miała nowe zamówienia, nowych klientów. Teraz już ta firma ma 11 lat i z tego co widzę po informacjach z internetu, nadal prosperuje...

I niech ktoś mi teraz powie że polski pracodawca chce tak bardzo dobrze i godnie płacić pracownikom, tylko mu urzędy nie pozwalają.

uslugi

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 136 (186)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…