Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74102

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opisane tutaj historie studentów zainspirowały mnie do założenia konta i opisania tej drugiej strony barykady. Jestem osobą prowadzącą zajęcia ze studentami i chętnie dodam coś od siebie w tym temacie. Zagadnienia jakimi się zajmuję są teoretyczno-humanistyczne, zwykle pojawiają się na pierwszym roku. Pomimo zarzucania nam prowadzącym piekielności, studenci też potrafią być piekielni.

Piekielność nr 1 – godziny zajęć.
Poranne zajęcia – nie, za rano. Wieczorne – nie, oni chcą gdzieś iść. Poniedziałek – nie, oni jeszcze w domu. Piątek – nie, już jadą na weekend. Jakby nie ustawiać zajęć studenci i tak chcą je przełożyć. Najlepiej na ten dzień, kiedy w ogóle nie mogę być obecna fizycznie na zajęciach. Kłócą się o terminy, zmiany, później najczęściej nie przychodzą, a ja siedzę jak głupia sama w sali. Ewentualnie na wieczór przed zajęciami, ok. godz. 22 dostaję maila, że jutrzejsze zajęcia to oni chcą przełożyć bo im nie pasuje/ bo coś tam/ bo coś tam...

Piekielność nr 2 – (nie)obecności.
Studenci mogą 2 razy nie być na zajęciach. Niezależnie czy choroba, czy cokolwiek innego spowodowało nieobecność – trzeba ją odrobić na konsultacjach. Na konsultacjach tłumaczę materiał raz jeszcze, pomagam w jego przyswojeniu i tak dalej. W tym roku z 90 osobowej grupy, tylko 3 osoby przyszły odrobić nieobecności. Prawie 60 osób nie było na 1/3 zajęć. Sporo osób nie miało prawie wcale obecności. Przyszła sesja. Wszyscy chcieli wpis. Wiele osób z powodu nieobecności nie mogło dostać pozytywnej oceny. Chcąc ich poratować zadałam dodatkowe prace pisemne na odrobienie zajęć. Wszyscy zdali, co mnie cieszyło, ale ich nie. Negatywna opinia w elektronicznej anonimowej ewaluacji – prowadzący zadaje dodatkowe zadania. Tylko nikt się w niej nie pochwalił, że na zajęcia nie chodził i prawdę mówiąc, zaliczenie też mu się nie należało.

Piekielność nr 3 – ubogi słownik.
Notoryczne pytania studentów typu:
„co to znaczy artykułować?”
„Co to znaczy <tu wstaw dowolne słowo>?”.
Tłumaczę, ale ręce opadają. A podobno matura z polskiego zdana...

Piekielność nr 4 – wilczy głód.
Zawsze po zaczęciu zajęć padają pytania o możliwość zjedzenia kanapki/ batona/ czegokolwiek. Niektórzy nawet odmawiają wejścia do sali, bo muszą zjeść i chcą żebym opóźniła zajęcia. Ja wiem, brak przerwy obiadowej się czasem zdarza, ale to nie powód żeby tracić 15 minut zajęć z powodu jednej osoby.

Piekielność nr 5 – spóźnienia.
Zajęcia trwają 90 minut. Studenci, zwykle ci sami, spóźniają się 30-40 minut i nie widzą w tym nic złego. Zwłaszcza, ze reszta grupy zrobiła już np. jakieś zadania, opracowała zagadnienia, a oni przychodzą na podsumowanie. Złoszczą się, że nie chcę wystawić obecności.

Piekielność nr 6 – brak motywacji, zaangażowania, współpracy.
Zwykle prowadzę zajęcia metodą dyskusji. Pokusiłam się kiedyś o pracę w grupach. Połowa osób odmówiła wykonania zadania, doboru w grupy. Na propozycję pracy indywidualnej nad zagadnieniem – studenci skrzywili się, ale nadal nie chcieli podjąć się pracy na zajęciach. Na każde zajęcia trzeba mieć ze sobą tekst, do opracowania go, najlepiej przeczytany. Oczywiście w 30 osobowej grupie zdarzają się 3-4 osoby przygotowane. Reszta nie ma materiałów ze sobą. Studenci potrafią przyjść na zajęcia nawet bez kartki i długopisu. Ciężko prowadzić w takich warunkach zajęcia. Totalna bierność.

Piekielność nr 7 – anonimowa ewaluacja.
Zwykle w niej dowiaduję się o mojej wyższości, wredności i byciu zakompleksioną małpą, chociaż wcale tak nie jest. Jestem na każde wezwanie studentów, dobieram tematy pod ich zainteresowania, staram się, poświęcam mój czas – naprawdę. Nie chcę żadnego z nich skrzywdzić. Niestety oni myślą inaczej. Po każdej ewaluacji płakać się chce. W duszy rodzi się obietnica – nigdy nie iść na rękę studentom.

Piekielność nr 8 – nadmierna towarzyskość.
Facebook na potęgę, komunikatory plumkające na zajęciach, odbieranie telefonu przy wszystkich, streszczanie na głos swoich rozmów koleżankom tak, że cała sala słyszy. Pogaduchy, pogaduchy i jeszcze raz pogaduchy. Zwrócenie uwagi nie przynosi rezultatu. Rekordzistka 4 razy odbierała telefon w sali, po czym komentowała „no co, przecież dzwonił, nie?”.
Nie wiedziałam czy mam się śmiać, czy płakać. Inni studenci nie chcieli wejść do sali, bo robili sobie selfie, powiedzieli żebym zaczekała.

Piekielność nr 9 – oceny.
U mnie oceny są jasne, na piątkę – 100% na teście/kolokwium, na 3 – 51% na teście/kolokwium. Studenci zdziwieni. No tak, matura od 30%. Studentka zaproponowała mi zmianę punktacji, zadań i całej formuły kolokwium, tak aby więcej osób miało 5, a wszyscy zaliczyli. Hmm ciekawe. Na poprawkach, nawet dając te same pytania, studenci ich nie pamiętają. Dziwią się, że zabieram kartkę i wstawiam 2, jak zobaczę ściąganie.

Przepraszam za taki długi wywód, opisałam tu jedynie wycinek moich zmagań ze studentami, odpornymi na każdą próbę nauczenia lub zainspirowania. Ja wiem, pewnie ktoś skomentuje to tak, że to mój przedmiot i ja jesteśmy do niczego i wcale się nie dziwią, że nikt nie chce się uczyć. Mam nadzieję, że jednak opisane przeze mnie doświadczenia rzucą inne światło na dzisiejsze uniwersytety i tworzonych przez nich intelektualistów. Za ewentualne błędy przepraszam

studenci uniwersytet

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 368 (410)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…