Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74200

przez ~piekielnyinformatyk ·
| Do ulubionych
Rzecz działa się kilka dni temu. Podjechałem do cioci żeby zawieźć jej trochę ogórków z własnego ogródka. Dojechałem, przesyłkę przekazałem. Ciocia pyta czy nie chciałbym się czegoś napić. W sumie... Co mi tam? Ciotki dawno nie widziałem to można pogadać.

Byłem właśnie w trakcie dopijania herbaty, gdy odezwał się telefon ciotki. Dzwoniła koleżanka z pracy. Ciocia przeprosiła no i jak przystało na rozmowę dwóch kobiet było pitu, pitu o wszystkim i o niczym. Nagle rozmowa zeszła na temat komputera koleżanki i o tym, że nie chce Windows się odpalić. Ciotka wiedząc, że jestem informatykiem pyta czy mógłbym podjechać do koleżanki i ów sprzęt naprawić.

Ja na to: "Jasne, ale jak mi zapłaci za naprawę". Koleżanka z pewnymi oporami, ale się zgodziła. Zanim podniosą się głosy oburzenia... Za darmo pomagam tylko najbliższej rodzinie. Nieznajomym i sąsiadom każę sobie płacić. Wiecie... To jak w tym tekście pt. "Nie rób za darmowego informatyka". Jak ktoś nie potrafi sobie poradzić z komputerem to niech dzwoni sobie do serwisu, albo prosi kogo innego. Mnie to tam lotto, że koleżance komputer nie działa. No ale umówiłem się z ciotką, że podjadę do jej koleżanki dnia następnego (akurat miałem urlop w pracy,) a biednemu studentowi zaocznemu zawsze jakaś dodatkowa kasa się przyda.

Dzień następny. Wsiadam do auta i jadę do miejscowości 50 km od domu. Wspomagany GPS'em dojechałem bez większych problemów pod dom Pani Piekielnej. Dzwonię do drzwi, PP prowadzi mnie do jej komputera. I ponownie jak w tym tekście pt. "Nie rób za darmowego informatyka". Staję przed około dziesięcioletnim gratem o osiągach, które spokojnie bije na głowę większość współczesnych Smartphone'ów. Siadam w myślach już kalkulując ileż to godzin sobie zmarnuję. No to zabieram się do pracy.

Robię zapasowy obraz systemu w trybie awaryjnym (ten akurat dało się odpalić) i zrzucam to sobie na pendrive'a. Zawsze tak robię dla bezpieczeństwa, bo nie wiadomo jakież to cenne pliki PP mogła mieć na dysku. Widząc, że raczej nie uda mi się doprowadzić obecnego systemu do stanu używalności stwierdziłem, że prościej będzie sformatować dysk. Po skopiowaniu wszystkich ważnych dla PP danych na drugiego pendive'a przystąpiłem do czyszczenia dysku i instalowania z powrotem nieśmiertelnego XP'ka. System w międzyczasie się zainstalował, więc informuję PP, że tylko przekopiuje jej pliki, zainstaluję sterowniki i będzie gitara.

Pani widząc, że komputer działa była wielce uradowana, dziękowała i ogólnie powszechne szczęście. Które się skończyło w momencie kiedy upomniałem się o zapłatę. Raptem pięć dyszek (w serwisie skasowaliby ją jeszcze bardziej).

- Jak to? To ja mam ci za to zapłacić?
Ja oczy jak pięć złotych.
- Oczywiście! Przecież tak się wczoraj umawialiśmy przez telefon!
- No, ale nie możesz tak za darmo? Przecież się znamy. (?)
- Nie, przykro mi. To i tak tanio jak na tyle roboty. Gwarantuje, że w serwisie zapłaciłaby pani sporo więcej.

No i zaczął się maraton wykrętów. A że ona pieniędzy przy sobie nie ma. A że do bankomatu za daleko (Ta, widziałem jeden 500 metrów dalej jak do niej jechałem). Nawet za dojazd nie chciała mi zwrócić. Widząc, że nic nie ugram chciałem się zbierać już do wyjścia, lecz do głowy wpadł mi iście piekielny pomysł. Udałem, że się poddaję i powiedziałem, że zainstaluję całą resztę programów i przerzucę jej wszystkie pliki.

Pani przeszczęśliwa, że udało jej się zaoszczędzić tą górę złota wróciła do domowych obowiązków. Ja natomiast hyc do komputera i zamiast pendive'a z dokumentami podpinam tego z obrazem niedziałającego systemu. Kilkadziesiąt minut i zamiast świeżutkiego XP'ka mamy z powrotem stary, niedziałający system. Sprawdziłem czy aby wszystko jest po staremu i czy wszystkie ważne pliki PP są na miejscu. Jak najbardziej. Czym prędzej się ewakuowałem i pojechałem do domu.

Ledwo wszedłem do pokoju i dzwoni telefon. Nieznany mi numer.

- Słucham?
Wpierw dotarła do mnie siarczysta porcja przekleństw taka, że szewcowi z Zespołem Tourette'a by uszy zwiędły. Po głosie poznałem, że to moja dzisiejsza "klientka".

- Miałeś naprawić komputer i co? Nie działa!
- Miała mi pani zapłacić i co? Nie zapłaciła!
Chwila ciszy i Pani Piekielna się rozłączyła. Ciotka na szczęście mnie zrozumiała i mało nie pękła jak jej powiedziałem jak załatwiłem jej koleżankę. A Pani Piekielna ponoć mało szału nie dostała jak w serwisie wystawili jej rachunek na 150 złotych.

Morał? Chciwość nie popłaca.

PS. Babka raczej do biednych nie należała. Dom miała duży i zadbany, a sama też nie wyglądała na żebraczkę.

uslugi informatyk pieniadze

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 428 (444)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…