Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74261

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że naprawdę bardzo lubię dzieci. Jestem dosyć młoda, ale od kilku lat działam w świetlicy i pracuję z najróżniejszymi dziećmi, więc mogę stwierdzić, że już odrobinę się znam na postępowaniu ze szkrabami, oprócz tego dorabiam sobie na udzielaniu korepetycji, więc kontakt z dziećmi mam niemal codziennie.

Każdego roku dla wychowanków świetlicy organizowane są kolonie, wychowawców jest naprawdę sporo, więc każdy z nas może mieć pod opieką dosłownie kilkoro dzieci, panuje tam rodzinna atmosfera, wszyscy się znamy i lubimy. W tym roku był mój debiut w roli wychowawcy, wcześniej byłam animatorką. Zrobiłam stosowny kurs i w te wakacje postanowiłam poszukać kolonii również w biurach podróży, co na pewno stanowiło wyzwanie, bo i dzieci, i kadra całkowicie obcy. Piekielności z różnych stron było naprawdę sporo, ale dzięki kreatywności wychowawców i przepięknej pogodzie udało nam się spędzić całkiem mile czas. Po tym przydługim wstępie chciałabym tylko napisać kilka rad dla rodziców, którzy wysyłają dzieci na obozy czy inne wyjazdy, podczas których ktoś inny będzie się nimi zajmował.

Zaczynamy oczywiście od pakowania pociechy:
To, że dziecko jedzie w góry nie oznacza, że nie potrzebuje kremu z filtrem. Słońce potrafi nieźle przygrzać nie tylko podczas smażenia się na plaży. Mało który maluch był przygotowany na taką ewentualność, wychowawca może poratować swoim kremem, ale to jest wyłącznie jego dobra wola. Na plaży trzeba smarować się wszędzie. Miałam sytuację, że dziecko przychodziło prosić o posmarowanie pleców. Za oczywiste uznałam, że resztę samo kremuje, jednak cały czerwony brzuch zbił mnie z tropu. Zapytałam, czy pamięta o reszcie ciała, na co odrzekło, że mama kazała prosić panią o posmarowanie pleców, a o reszcie nie wspomniała. Z dziećmi czasem trzeba łopatologicznie, choćbyście mieli mówić najoczywistsze oczywistości, to naprawdę warto, choćby po to, by uniknąć takich niedomówień.

Koniecznie coś z kapturem. Co z tego, że zaopatrzymy latorośl w kilka wełnianych swetrów, kurtek z adidasa czy tam innych znanych marek, skoro żadna z nich nie ma kaptura, a warunki pogodowe bywają różne.

Jeśli wasze dziecko ma chorobę lokomocyjną, błagam, dajcie mu na czas pobytu tyle tabletek, by nie musiało ich oszczędzać. Jedna, na sam powrót, to zdecydowanie za mało. Jeśli jest na tyle śmiałe, żeby zgłosić brak leku, to jakoś tam się go skombinuje, ktoś pożyczy, czy nawet wychowawca ma przy sobie awaryjną pastylkę. Niestety gdy siedzi cichutko w autokarze, a później uraczy współpasażerów wymiocinami we wszystkich kolorach tęczy, sprawa obiera bardziej kłopotliwy obrót. Sama nauczyłam się również, by jasno przekazywać polecenia. Przed wyjazdem na wycieczkę zapytałam moich lokomocyjnych, czy wzięli swoje lokomotivy czy inne specyfiki. Odpowiedź twierdząca, no to okej, do autokaru i jazda. Nie minęło 10 minut i od pewnego jegomościa dostaję radosny komunikat o treści "niedobrze mi". Dopytałam, czy na pewno wziął tabletkę. Owszem, wziął, ale schował do plecaka zamiast zażyć. Polecenie wykonane, czego się tutaj czepiać, jazda trzymając worek napełniony jego troszkę przetrawionym śniadaniem nauczył mnie, by wyrażać się jak najjaśniej.

Za hajs matki baluj, czyli kieszonkowe na wyjazd.
Tutaj trochę ciężko jest ustalić złoty środek, ale mogę powiedzieć na pewno, że dawanie dziecku 500 zł na 10 dni wywczasu to gruba przesada. Ono ma dyskomfort, że posiada tyle gotówki i może zostać okradzione, a i właściwie nie ma na co tego wydawać. Wydaje mi się, że 25 zł na dzień w zupełności wystarczy. Miejmy na uwadze, że jeść i pić dostanie, a jeśli jest w posiadaniu zbyt dużej sumy, to przepuści w największej mierze na niezdrowe jedzenie, co owocuje bólami brzucha i innymi takimi. Drugą kwestią jest rozsądne dysponowanie pieniędzmi, jeśli wasz Jasiu jest jeszcze za mały, by wiedzieć, że wydając połowę pieniędzy w dwa dni, przez resztę pobytu będzie musiał zacisnąć pasa, po prostu oddajcie jego finanse do dyspozycji wychowawcy, zaznaczając określoną kwotę, jaką szkrab ma codziennie otrzymywać.

Choroby i inne uwagi
Od tego są karty kolonistów, by tam to zapisywać. Nie liczcie, że opiekun zapamięta to, co powiecie na odchodne przy autokarze. Mamy pod opieką kilkanaścioro dzieci i w momencie przejmowania ich nie mamy pojęcia jak wasze dziecko ma na imię i nie zapamiętamy, że np. nie umie pływać i trzeba na nie uważać. Takie informacje należy wpisać do karty, my na spokojnie po przyjeździe poczytamy i dostosujemy się. Wyjątek stanowi choroba lokomocyjna, bo to informacja potrzebna na cito.

Zachowanie dziecka
Moja gorąca prośba, przekażcie swoim dzieciom, że należy słuchać "pani". Jeśli wasza mała Karolcia uwielbia czipsy, ale ogólnie ustaliliśmy, że dzieci nie mogą ich kupować, to oznacza, że dla Karolci nie będzie wyjątku i powinna się dostosować. Czas kolonii to dla dziecka wakacje i każdy z nas ma to na uwadze, ale panują pewne zasady, do których dziecko musi się zastosować. Zdaję sobie sprawę, że w domu na pewno jest inaczej, może ma większe rygory albo większą swobodę, jednak z całym szacunkiem, ale niezbyt mnie interesuje, że w domu mama pozwala kłaść się o północy, tutaj musi być w pokoju o godzinie ciszy nocnej i nie jest to moja złośliwość. Naprawdę ciężko jest ogarnąć większą grupę dzieci, jeśli nie chcą słuchać. Nie dzwońcie też non stop, zwłaszcza o późnych porach. 22:00 to godzina, gdzie dzieci powinny się wyciszać i powoli zasypiać. Na wychowawców czeka papierkowa robota, na którą nie było czasu podczas dnia, omawianie planu na dzień następny, a i pospać odrobinkę by się przydało. Szczerze mówiąc trochę nie rozumiem, jak można kompletnie niesamodzielnego malucha posłać na kolonie. Nie potrafi się umyć? Nie umie złożyć ubranek? Nie trzyma się grupy i łatwo się rozprasza? Dla jego własnego bezpieczeństwa powinno jeszcze rok czy dwa wstrzymać się z tego typu wyjazdami, głównie ze względów bezpieczeństwa. Wiadomo, że na takie dziecko musimy zwracać szczególną uwagę, ale nie możemy się w całości mu poświęcać, bo nasza grupa liczy jeszcze sporo dzieci. Ponadto, maluszek, który tęskni za rodzicami i musi z nimi gadać przez telefon podczas 90% pobytu naprawdę nie czerpie radości z wyjazdu.

Wydawać by się mogło, że te opisane przeze mnie rzeczy są oczywiste, ale wcale nie. Kolonie to naprawdę fajna sprawa, i dla nas, i dla naszych podopiecznych, ale dziecko musi być należycie przygotowane, inaczej może być ciężko. Oczywiście wychowawcy też nie są święci, biura podróży nastawione wyłącznie na zysk tym bardziej, ale o tym może innym razem, bo już wystarczająco się rozpisałam jak na pierwszą historyjkę. Wszystkim, którzy dotrwali do końca gratuluję, bo mi by się nie chciało tyle czytać ;)

kolonie

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 219 (283)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…