Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74450

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od dawna czytam, postanowiłam dodać.

Z dniem gdy rok akademicki dobiegł końca, postanowiłam znaleźć sobie pracę. Szukałam, szukałam i znalazłam. Pracuję jako "recepcjonistka" na placu zabaw w pewnej galerii handlowej.

Do moich obowiązków nie należy pilnowanie dzieci, lecz kasowanie ich rodziców i wpuszczanie pociech na placyk. Pracuje "w branży" niedługo, lecz nie ma dnia bez awanturki. Postaram nakreślić te najciekawsze.

Zacznijmy od typowych zachowań osób, które zdecydowały się geny przekazać.

1. Nagminne pytanie czy zerknę na ich dziecko. Owszem, sprawdzam czy się nie biją, czy nie przeszkadzają innym lub czy nie niszczą zabawek ale nie mam zamiaru łazić za ich dzieckiem jak cień bo to nie jest mój obowiązek. Gdy odpowiadam zgodnie z prawdą zostaje ofukana i często zwyzywana od niewychowanych gówniar (mamusie często wiekiem podobne do mnie). Owszem, mogłabym skłamać, że oczywiście mogę ale to bez sensu bo dziecko i tak powie, że bawiło się samo.

2.Na plac zabaw wpuszczamy tylko w skarpetkach. Dzieci jak i rodziców. I mam w nosie kiedy ostatnio myłeś stopy i że są czyste. Inni rodzice nie wyrażają chęci wspólnego przekazywania grzyba.

3. Dziecko musi mieć skończone 4 lata by być bez opiekuna na placu. Kręcenie, że ma skończone 4 latka a później wpisywanie daty urodzenia, z tym że prawdziwej, do ankiety kontaktowej utwierdza mnie w przekonaniu, że praktykujący ten proceder rodzice to debile.

4. "Co tak drogo? Gdzie indziej jest taniej!" To proszę iść gdzie indziej.

Czas przejść do topowych sytuacji mojej "kariery".

Syt.1

Przychodzi mama, z trójką uroczych szkrabów. Objaśniony cennik podstawowy jak i cennik dopłat. Ponoć zrozumiała i wykupiła bilet na pół godziny. Wraca po godzinie i szok i niedowierzanie że dopłata, która pomnożona przez 3 dzieci wychodzi dosyć wysoka. Jak skończyła wygrażać, stwierdziła że nie zapłaci i uciekła. Mi placu nie wolno opuszczać, więc nie pobiegłam. Szefowa spoko, więc stwierdziła, że odrobimy i mam się nie przejmować.

Syt. 2.

Przychodzi mama istne solaris z dzieckiem odpindrzonym jak na pokaz mody. Zapytana o imię dziecka coś tam bełkocze, ale wydawało mi się, że ma na imię Marcel. Wypełniam nalepkę z imieniem i krzyki że jestem analfabetką. Dziecko miało na imię Marczello przez cz i dwa el. Poszła skarga. Za naśmiewanie się z imienia dziecka i niekompetencje (dziękuję!!!!)

Syt. 3.

Przy odbiorze syna pan mnie zwyzywał i zażądał rozmowy z kierownikiem tego przybytku, gdyż ponoć moim psim obowiązkiem było go znaleźć w wielkiej galerii gdy skończył się czas dziecka na placu lub wyłączyć timer. To nic, że odebrał go 2h po czasie i przy zostawianiu dziecka dostał blankiecik z godziną odbioru.

Syt. 4.

Pani na ankiecie kontaktowej zaznaczyła, że dzieci mogą brać z baru napoje i przekąski. Szkraby w liczbie 4 nabiły rachunek godny nocy w sopockim klubie (mamy drogo, niestety. Woda 4 zł, najtańszy baton 3.5 zł) i nadchodzi czas płacenia. Pani zaszokowana bo myślała, że picie i jedzenie jest w cenie biletu. Rozczarowana i zszokowana nazwała mnie złodziejką, nawyzywała się w kierownictwie, ale zapłaciła.

Syt. 5.

Urodzinki, dziecko Jessica, mama [k]arynka a tata [S]ebix. No okej, nie chciałam oceniać póki nie poznam. Zabawa wrze, zostałam oddelegowana jako animatorka, czas na malowanie twarzy. [J]essica kończyła 6 lat. Na buzi wymyśliła sobie jakąś postać o której słyszałam pierwszy raz w życiu. Dialog przedstawia się tak.

JA: Więc co byś chciała na buzi?
[J]: Pani mi tu pi**dolnie Tluskawkowe Ciastko.
Tracę rezon, może się przesłyszałam, więc pytam:
JA: Co mam Ci namalować?
[J]: No kulwa mówię, że Tluskawkowe Ciastko.
Zwracam młodej uwagę na język, ale dyskretnie coby Seby i Karyny nie rozdrażnić i wyciągam telefon, by dowiedzieć się jak owe Truskawkowe Ciastko się prezentuje. Nagle doskakują do mnie płodziciele.
[S]: CO TO K**WA MA BYĆ!!!! NAWET DEBILKO NIE UMIESZ JE**ĄĆ PROSTEGO MALUNKA (tak, powiedział malunka). ZA CO JA DO CH**A PANA PŁACĘ?!
Wtrąca się black solaris.
[K]: Misiaczku spokojnie, zaraz poproszę żeby tą idiotkę ktoś zmienił.
I zmieniła, koleżanka. Po urodzinkach się popłakała.

Syt. 6. - moja ulubiona

Pan zostawia córkę, coś tam podpytuje o zarobki, czas pracy itp. I przechodzi do rzeczy. Opowiada, że jest nieszczęśliwy małżeństwie i szuka dyskretnej niani, która zajmie się nie tylko dzieckiem ale i nim. Stawka: zawrotne 11 zł/h. Odmówiłam i stwierdził, że jeszcze będę błagała o tą pracę. Zostawił wizytówkę.

Syt. 7.

Zwięźle i krótko, podchodzi do mnie dziewczynka, na oko z 6 lat i mówi.
[D]: A wie pani coooooo? Mój tatuś jest w pracy, a mamusia z takim wujkiem mnie tu zostawili i poszli do dooomuuuu.

Dziewczynka miała wykupiony bilet na 3 godziny.


____________

Póki co to tyle, jeśli się wam spodoba chętnie napiszę więcej o tej pracy, jak i z pamięci mogę odkopać wiele historyjek z poprzedniej pracy w sklepie wolnocłowym. Nie są to zdarzenia wielce piekielne, bardziej irytujące, śmieszne, ale nie raz potrafiły mi zniszczyć dzień. I nie wydaje mi się abym była piekielna. Piekielna jest w tym wypadku moja klientela. Dziękuję pięknie za uwagę.

Plac_zabaw

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 361 (373)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…