Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#74684

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracowałam dwa miesiące w pewnym supermarkecie z prehistorycznym zwierzęciem w nazwie na kasie monopolowej i sytuacji piekielnych miałam naprawdę sporo, jednak jedna zabolała mnie najmocniej. Od razu uprzedzam, że nie mam wygórowanego ego i nie wiadomo jak wysokiego mniemania o sobie, ale sądzę, że mało kto wytrzymałby taką sytuację.

Początek wakacji, minął jedynie tydzień odkąd pracowałam (dalej miałam plakietkę 'Uczę się'), sobota, godzina około 18 (ruch jest wtedy największy), z racji braku personelu moja kasa była jedyną czynną bez możliwości zadzwonienia po drugą. Pomijam już fakt wiecznych uwag o uruchomienie drugiej i moich uzasadnień, że niestety jest to niemożliwe (wiem, prawa klientów i te sprawy, ale co zrobić kiedy na sklepie są tylko trzy osoby, gdy powinno być ich przynajmniej 6), klienci mający pretensje pogadali, coś pod nosem pomruczeli, zapłacili i wyszli ze sklepu. Okey, było minęło, nie ma się czym przejmować.

Ale przechodząc do sytuacji (w moim odczuciu) najbardziej piekielnej. Jak już wspomniałam wyżej było około 18. Ja, zmęczona po 4 godzinach bezustannego kasowania, 'dzień dobry, do widzenia' przyszła kolej na najpiekielniejszego z piekielnych klientów [PK], jakich zdarzyło mi się obsługiwać. Facet koło trzydziestki, żona u boku, przyjezdni. Dodam, że market miesci się w małej miejscowości uzdrowiskowej i każdy każdego zna, więc wiadomo kto 'nasz' a kto nie.

[Ja] 'Dzień dobry.'
[PK] 'Dobry'
Kasuję towary, podaję kwotę do zapłaty.
[PK] 'To nie wszystko, jeszcze alkohol!' Z wielkim wyrzutem jakim prawem podaje cenę skoro jeszcze nie zakupił wszystkich rzeczy.

Nie przejmuję się i pytam który podać. Piekielny podaję nazwę zwierzęcia z Puszczy Białowieskiej. Dopytuję jeszcze o rodzaj i pojemność.

[PK] 'Zwykła, pół litra'

Odchodzę od kasy i podaję alkohol.Z racji tego, że klienci mówiąc 'zwykła' zawsze mieli na myśli najzwyklejsza czystą to podawałam im dokładnie tą. Ale nie tym razem. Piekielny oczekiwał, że umiem czytać w myślach albo tego, że mam już wiedzę na temat każdego z około 150 sprzedawanych alkoholi.

[PK] 'To nie ta!'
[J] Spokojnym głosem 'Prosił Pan o zwykłą pół-litrową'
[PK] 'Tak, o zwykłą, a nie czystą. To jest różnica.' Wyrażnie zadowolony, ze swojej 'wyższości' i 'wiedzy'.
[J] 'Przepraszam.' Dalej spokojnie, choć zaczynało się we mnie gotować. 'Może Pan pokazać, którą wódkę podać?'
[PK] 'Ja nie jestem od pokazywania. To pani musi wiedzieć co sprzedaje.'
[J] 'Pewnie pracując dłużej niż tydzień nauczyłabym się wszystkiego.'
[PK] 'Z pewnością tak.' Z wyrażnie wyczuwalnym sarkazmem. 'Pewnie tę plakietkę masz (!) dla zmylenia, bo jesteś leniwa i ci (!) się nie chcę. Nawet zadzwonić po drugą kasę nie masz ochoty.'

Inni klienci w kolejce wyrażnie zirytowani zachowaniem Piekielnego zaczeli wzdychać wymownie. Jedna z pań staneła w mojej 'obronie' i potwierdziła, że pracuję tylko od tygodnia. Ale na nic, facet rzucił tylko zabójcze spojrzenie w stronę starszej pani. Przebolałam oskarżenia o bycie leniwą i nagłe przejście na 'ty'. Wypowiedziałam już dobrze mi znaną formułkę o braku możliwości uruchomienia drugiej kasy. Poprosiłam ponownie o wskazanie alkoholu. Z wielkim wyrzutem podał dokładną nazwę. Super jest się dowiedzieć, że 'zwykłą' jest wódka z trawą, która z pewnością zwykłą nie jest.

[J] 'Nie piję wódki i nie wiedziałam, że to jest zwykła. Dzięki panu nauczyłam się dziś czegoś nowego.' Mam taki charakter, że jak ktoś przegina nie potrafię stać bezczynnie i nie odpowiedzieć ironią.
[PK] 'Może gdybyś piła to byłabyś bystrzejsza.' I rzucił triumfalnym uśmiechem, zadowolony z siebie i wygranej 'walki'.
[J] 'To nie było zbyt miłe z Pana strony i nie pamiętam bym była z Panem na ty.'
[PK] 'Jesteś młodsza to czemu mam się zwracać per pani? I to ty byłaś niemiła' (Mam 21 lat, wyglądam na conajwyżej 16, co nie zmienia faktu, że równie dobrze mogłabym być po trzydziestce. Takie geny, moja mama ma 44 lata a wygląda na conajmniej dziesięć lat mniej.)

Z kolejki posypały się gorzkie słowa w stronę Piekielnego, skasowałam 'zwykła wódkę z trawą', podałam kwotę do zapłaty. Zapłacił i wyszedł bez słowa. A żonka stała i ani słowem się nie odezwała przez cała rozmowę. Dzięki Bogu zapłacił kartą, bo z pewnością byłoby 'lamentowanie', że jak to nie mam z 200zł wydać. Uprzedzając komentarze, że mam obowiązek wydać to czasem się zdarzy nie nie ma drobnych, ani w kasetce ani w sejfie. Z pustego to i Salomon nie naleje.

Ludzie często oczekują szacunku do siebie, kiedy, niestety, sami nie mają go dla innych. Dzięki takim sytuacją przekonuję się coraz bardziej, w swojej niechęci do ludzi.

Koniec.

sklepy

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 56 (144)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…