Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#74720

przez ~Unrytmic ·
| było | Do ulubionych
Nie myślałam, że kiedykolwiek tu o tym napiszę, ale pewien post o jakości działań lekarzy natchnął mnie do tego.

Zaczynając, od dziecka miałam jakieś problemy z uzębieniem. Mleczaki co prawda rosły na ogół jak należy, aczkolwiek późny wiek rozpoczęcia przeze mnie procesu dbania o zęby sprawił, że wszystkie popróchniały. Jeden nawet w 1/4 był ułamany. Skręcałam się z bólu jak [cenzurka].
Potem wypadały mi dość późno. W 4 klasie podstawówki jeszcze miałam jakoś 1/3 mleczaków, chociaż moim rówieśnikom wypadały już w przedszkolu. To było zwłaszcza dziwne, bo spośród koleżanek to ja najszybciej zaczęłam dojrzewać.

Nigdy jakoś nie chodziłam z rodzicami do samego dentysty - może i to był duży błąd, ale moi rodzice uznali, że z poprzednimi dziećmi nie chodzili i było dobrze, to będzie dobrze też i tutaj i basta.

Potem nadszedł czas na aparat zębowy - bo tak - miałam wadę, sporą szparę między górnymi jedynkami. Ale nie tylko to było problemem - moje zęby były bardzo krótkie. Poszliśmy więc na kasę chorych do ortodonty, pana Piekielnego. Bardzo pedantyczny koleś, który widział zdjęcia, robił odbitki, a na wszelkie pytania i historie burkał coś pod nosem, jakoby chciał, żebyśmy sobie poszli jak najszybciej. Kiedy dawał mi aparat "szufladę" (wyjmowany) wcisnął mi go na siłę do mordy, że aż mi się w głowie zakręciło. Zwymiotowałam od razu po wyjściu, jeszcze przez następny dzień nie mogłam się do tego przyzwyczaić.
Z aparatem były same problemy, ale to temat na osobną historię.
Skończyło się tym, że powypadały mi tylne mleczaki, na których zawieszony był aparat i nie mogłam go nosić, a gdy odrosły nie pasował. Chodziliśmy na wizyty, ale jakiś czas po każdej i tak się odkształcał, a ja nie mogłam w nim mówić, ponadto naciskał na moje zęby w tak dziwny sposób, że zamiast je ze sobą złączać - wykrzywiał je do środka.
I nie mówcie mi że to normalne - on był po prostu źle zrobiony, koleżanka też miała aparat, i mówiła w nim bez zarzutu.
Co tu było prawdziwie piekielnego? Mam 14 lat i niedawno poszliśmy w końcu do dentystki. Witam, mam wadę zgryzu - górna szczęka jest mniej rozwinięta niż dolna, ergo korzenie zębów są bardzo wyciągnięte i to po krzywie, co sprawia, że są małe. Ortodąta powinien był to zauważyć, nawet lepiej niż dentystka. Piekielny lekarz postanowił jednak za przeproszeniem stulić dziób i udawać greka, żebyśmy sobie sami to zauważyli.

No dobra, ale mogłam pójść do dentysty... TAK, ja SAMA, jako dziecko miałam się zapisać i pójśćdo dentysty, albo ba, błagać o to rodziców, którzy na to nie wpadli. Otóż czemu? Bo moja mama - człowiek zawsze nie winny. Pierwsze słowa jakie usłyszałam zaraz po piekielnej wizycie u dentystki kiedy stwierdziła moje dolegliwości to "ale wiesz, ty jesteś sama sobie winna!". Dalej wykład o tym, jak to powinnam sama CHICIEĆ pójść do dentysty jako małe dziecko i rzekomo byłoby wszystko cacy.

Skończyłam z małymi ząbkami, które bolą bo mam źle założoną plombę z jednej strony a z drugiej brak jednej piątki na dole (mleczaka wyrwałam pare miesięcy temu... nowy nie odrasta), poważną wadą górnego zgryzu oraz brakiem możliwości złączenia ze sobą górnych i dolnych jedynek (paznokci to już nie obgryzę bo nawet nie mam jak, heheszki), ochrzaniona przez dentystkę i oskarżona za to, że w dzieciństwie nie byłam dorosła i dalej nie jestem.


Wniosek? Z dala od ortodonty - iść do dentysty od młodości do póki jeszcze jest nadzieja, a jak już aparat to stały. I uwaga na toksyków...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (83)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…