Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75068

przez ~bm89 ·
| Do ulubionych
O wielkiej pani doktor z jeszcze większym ego.

Nie, nie jest to kolejna historia o lekarzach.

Na uczelni, na której studiowałem, wykładała pani doktor Katarzyna. Swoją karierę naukową zbudowała dzięki pompowanym z Unii Europejskiej pieniądzom, za które masowo otwierano w Polsce prywatne uczelnie, załatwiano pracę dotychczas bezużytecznym wykładowcom i fundowano im co się da. Za każdego studenta uczelnia dostawała pieniądze z Unii, wszyscy szli w ilość, a nie w jakość, więc jak Pani Kasia nagle zaczęła regularnie latać samolotami po całej Europie na jakieś pseudonaukowe sympozja, pomieszkiwać w drogich hotelach i czuć się jakby rzeczywiście miała coś wspólnego z nauką, a wszystko za cudze pieniądze, to jej ego urosło wręcz do astronomicznych rozmiarów.

Na ostatnim roku Pani Kasia prowadziła laboratoria z jednego z moich kierunkowych przedmiotów. Wszystko było w porządku, ale kilka razy w ciągu semestru zdarzyło mi się nie przyjść, ponieważ zajęcia mi się skolidowały z pracą. Nie było to dla mnie żadnym problemem, gdyż przedmiot miałem w małym palcu, ale dla Kasi była to obraza majestatu. Przychodzę któregoś dnia na zajęcia, a ona do mnie:

- Czemu cię nie było na poprzednich zajęciach?
- Nie mogłem przyjść, bo... - i nie dokończyłem, bo mi przerwała.
- No wiesz? No... No... - cmokała, chrząkała, kręciła głową a ton protekcjonalny jak do dziecka - a jak ja bym sobie tak nie przychodziła, to co?

Ja się zdenerwowałem, bo tak to można do uczniaka w gimbie gadać, a nie do dorosłego człowieka, więc powiedziałem zgodnie z prawdą.

- To nie jest to samo, bo to jest pani praca i za to pani płacą.

Kasię zatkało, otworzyła usta jak wyciągnięta z wody ryba, po czym syknęła:
- No! To było bardzo odważne!

Na następnych zajęciach, już innych, do sali wchodzi pani dziekan i prosi mnie na korytarz. Myślę - oho, będzie ciekawie. Żałuję, że nie włączyłem nagrywania z telefonie. Wychodzę, a tam już na mnie czekają: Pani dziekan, moja pani promotor i pani Kasia. Zagrały taktycznie, obskoczyły mnie jedna z lewej, druga z prawej, a Kasia zaatakowała frontalnie. Zaczęły gęgać, kwakać, ćwierkać, nie wiem jak to nazwać. Oglądaliście "Dzień Świra"? Tam była scena z facetem i babką na plaży. To brzmiało dokładnie tak samo - bidibbidipididibi! Z trzech stron naraz. Zrozumiałem tylko tyle, że mam ją przeprosić bo inaczej będzie komisja dyscyplinarna. No to powiedziałem "przepraszam" nawet na nią nie patrząc, ona spojrzała z tryumfem w oczach, gęganie nareszcie ustało i panie sobie poszły.

Kolokwium z przedmiotu zdałem bez najmniejszego problemu, tutaj Kasia nie mogła mi nijak zaszkodzić, ale to nie było jej ostatnie słowo.

Ostatnia zemsta Kasi!

Po ogłoszeniu wyników kolokwium, wszyscy zostawiliśmy indeksy do wpisu, a potem je odebraliśmy. Jako jedyny nie miałem wpisu. Ojej, Kasi się zapomniało. Potem chyba z 8 razy się z nią umawiałem na wpis i za każdy razem przekładała mówiąc, że nie może, bo coś tam.

Pani doktor. Naukowiec. Ktoś, od kogo młodzi ludzie mają się uczyć. Ktoś, kto powinien z definicji być autorytetem.

studia

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 258 (378)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…