Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#75285

przez ~PaniD ·
| było | Do ulubionych
Od dwóch lat cierpię na depresję... Taka o "ciekawa" choroba wykańczająca chorego i rodzinę... Jednak chyba i tak nic nie wykańcza tak bardzo jak inni ludzie...

Piekielność nr 1.
Równo dwa lata temu poszłam do psychologa. Nie pierwszego, ale był to wyczyn :). Poszłam tam raz. I już nigdy moja noga tam nie zawitała. Pani psycholog nakrzyczała na mnie, że moje problemy nie są powodem do depresji (what?!)(Dodam, że mimo nie wielu lat, moje życie mnie nie oszczędzało), że autoagresja jest u mnie spowodowana głupotą, a nie problemami , A! i jeszcze jestem pustą nastolatką, którą rodzice zbyt rozpuścili i teraz udaję biedactwo... Okej, fajnie wiedzieć :P.
Okej. Podziękowałam jakże uprzejmej Pani i trzasnęłam drzwiami...
Nie wiem jak można osobie z jakimikolwiek problemami psychicznymi powiedzieć coś takiego. Jak do mnie zadzwoniła, aby umówić się na kolejną wizytę (a ja okrutna raczyłam odmówić... Przytoczę Wam mniej więcej ten piękny dialog:
(P)sycholog: Dzień dobry, chciałabym się dowiedzieć kiedy mnie następnym razem odwiedzisz.
(J)a: Dzień dobry. Niestety raczej podziękuję Pani za współpracę...
(P): No ale Ty potrzebujesz opieki psychologa! Twój stan zagraża Twojemu życiu! (Eee... To już nie wymyślam sobie problemów?!)
(J): Dobrze. W takim razie skontaktuję się z innym psychologiem.
(P) tutaj już oburzona, wkurzona i Bóg wie co jeszcze : Moja droga... Albo stawisz się do mnie jutro na wizytę, albo dzwonię na pogotowie... Twój stan jest poważny! Chcesz, żebym zawiadomiła policję?!
Na co ja... Ze stoickim spokojem (chociaż do tej pory nie wiem jakim cudem tego dokonałam..)
(J): Na policję... To zaraz ja zadzwonię, bo Pani mnie tutaj napastuje. Jeszcze niedawno byłam rozpuszczoną nastolatką, a teraz już mój stan jest zagrażający życiu?! Bez przesady...
W tym momencie Pani psycholog trzasnęła słuchawką i już nigdy do mnie nie dzwoniła (Ufff...))

Krótkie wtrącenie

Dopiero niecały rok temu zdecydowałam się iść do kolejnego psychologa. Tym razem trafiłam na super kobietę. Naprawdę nie sądziłam, że tacy ludzie istnieją. Jednak mój stan przez ten rok się tak pogorszył, że pojawiły się myśli samobójcze. W kwietniu wylądowałam w szpitalu na płukaniu żołądka... Domyślacie się pewnie dlaczego...
Po tym oczywiście obowiązkowy psychiatra...

Piekielność nr 2.

Znalazłam babke... Opinie miała genialne... Jaka to ona nie jest miła, przesympatyczna i kompetentna...
W sumie na pierwszej wizycie tak... A potem się zaczęło...
Pewnego dnia spóźniłam się na wizytę, bo korki straszne...
Napisałam jej SMS'a, że się spóźnię... Oczywiście, problemu nie ma...
Przyszłam spóźniona może 5 minut(?), ale nasłuchałam się, że ona mogła innego pacjenta w tym czasie przyjąć, że jestem nieodpowiedzialna, że nie myślę o innych ludziach... I inne takie "baaardzo pomagające" teksty.
Okej... Jeden raz... Może okres miała :P...
Potem kolejne wizyty była całkiem spoko... Miłe, sympatyczne...
Jednak dwa tygodnie temu znowu były korki na mieście. Autobus mi w ogóle nie przyjechał, więc telefon po taksówkę... Zadzwoniłam do Pani psychiatry, że się spóźnię... Już wtedy się na mnie wydarła jak na psa... No ale dobra... Jade... Spóźniłam się 15 minut. Wiem, wiem... Dużo czasu... Ale korków nie przeskoczę... Na helikopter mnie nie stać... Weszłam do gabinetu... Pani "doktor" siedziała w fotelu obrażona na cały świat... Wysłuchałam litanii o swojej beznadziejności... Wzięłam receptę, oświadczenie do szkoły o lekach... I nagle olśnienie...
"No, bo wiesz... Troszkę przesadziłam... No ale wkurzyłaś mnie... Nie rób już tak więcej, dobra? To na kolejną wizytę..."
I ja już nie wytrzymałam zagotowało we mnie totalnie... A silne emocje u osoby z depresją... Ehhhh... No właśnie.
Nic nie mówiłam. Wstałam i trzasnęłam drzwiami tak, że prawie z zawiasów wyleciały... Pani na recepcji chyba wyczuła pismo nosem, bo nawet się mnie nie pytała jak wizyta...
Potem na totalnym wnerwie dojechałam do domu i ryczałam do samego rana... Nie chcecie wiedzieć jak później się czułam i wyglądałam...
Ulżyłam sobie w najgorszy możliwy sposób jaki istniał... Ale to nie ważne...


Teraz szukam nowego psychiatry... Bo leki mi się kończą...
Ktoś coś? Byłoby miło

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (30)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…