Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#75472

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Od jakiegoś czasu czytam piekielnych, a ponieważ w ciągu ostatnich miesięcy piekielnych historii w moim życiu wydarzyło się sporo to i ja coś wrzucę.

Czy piekielne? Oceńcie sami.

Z początkiem lutego b.r. wyjechaliśmy z narzeczoną na dzikie wyspy, które jakiś czas temu zdecydowały się opuścić UE. Kierowała nami chęć zarobienia na swoje wesele i budowę domu.
Założenie było takie; jedziemy, pracujemy, wracamy zorganizować wesele, później znów jedziemy na wyspy zarabiać dalej.

Jako, że od 10 lat mieszka tam moja [C]iotka z [W]ujkiem i swoimi córkami, którzy w dodatku namawiali nas na przyjazd (oni nam pomogą itp), sprawa wydawała się prosta.

Początki były piękne. Było miło, [C] i [W] zapewniali nas jak i moją babcię, która przejmowała się bardzo naszym wyjazdem, że oni już mają dla nas załatwioną pracę itp.

Otóż nie mieli. O ile [W] próbował(?) mi załatwić coś u swojego menagera (ale dopiero kiedy już tam byliśmy) o tyle [C] nie miała nawet zamiaru szukać pracy mojej narzeczonej. Ale o tym przekonaliśmy się później. Dlaczego? Ponieważ [C] ma niewyparzoną gębę i bardzo wysokie mniemanie o sobie, więc nikt jej w pracy nie lubi.

Nie przeszkadzało jej to jednak przez 3 tygodnie zwodzić mojej narzeczonej, że "jutro pogada z szefem", "pytała, ale szef nie miał czasu", "w tym tygodniu nie ma miejsc bo jest dużo osób za agencji"(zaraz, ale jak to? było zapotrzebowanie, a szef nie dał [C] znać, że jest praca?)

Ano nie dał, bo nikt go o nic nie pytał i o niczym nie informował. Skąd to wiem? Wspominałem, że [C] ma niewyparzona gębę? Sama się wygadała po jakimś czasie i kilku piwkach, że w pracy jej nie lubią i ona o nic nie chciała się tam pytać.

Mnie natomiast [W] wywiózł do agencji pracy mieszczącej się w mieście oddalonym o dobre 80 km i kazał się tam zarejestrować bo ponoć tylko ta agencja kierowała pracowników do jego firmy i tak mu doradził jego menager.

W firmie tej popracowałem raptem kilka dni bo akurat był martwy sezon...jasne.

W końcu z narzeczoną zapisaliśmy się na własną rękę do dwóch agencji w mieście oddalonym o 10 min drogi samochodem i po tygodniu oboje już pracowaliśmy. Moja praca to temat na osobną historię.

W pracy tej poznałem pewnego człowieka, [J]acka. Pewnego dnia od słowa do słowa okazało się, że Jacek pracował kilka tygodni wcześniej w firmie w której pracuje również [W].
Nieco zaskoczony zapytałem czy był zarejestrowany w agencji w której ja się rejestrowałem.
Mina Jacka mówiła wszystko;
[J] A po jaką ch.... jechać tak daleko?
W mieście obok jest agencja, która wysyła tam ludzi i jeszcze
transport załatwia.
Zapytałem ilu ich tam pracowało i kiedy to dokładnie było, odpowiedź mnie rozwaliła;
[J] Cały luty tam pracowałem, jeździło nas 7 osób.
Zrezygnowałem bo dużo czasu zajmował dojazd do i z pracy.
Gość pracował w firmie w której rzekomo miałem załatwiana pracę w okresie kiedy ja siedziałem w domu bo...był martwy sezon.

Fakty były takie, że pracę załatwiliśmy sobie sami i straciliśmy 3 tygodnie na bezowocną "pomoc" mojej rodzinki.

Zapytacie pewnie dlaczego tak długo zwlekaliśmy z szukaniem pracy na własną rękę.
Praca z [C] i [W] była dobrym pomysłem ze względu na wspólny dojazd, druga sprawa to jak mówiłem kilka dni tam przepracowałem więc nie miałem powodu nie wierzyć im, że załatwiają nam pracę i wreszcie te oferty były dobrze płatne, a przecież o to nam chodziło. Wierzyliśmy im...nasz błąd.

Historii z cyklu pół roku w Anglii mam jeszcze w zanadrzu;

1 Mieszkanie z [C] i [W]

2 Szukanie dla nas samochodu

3 Moja praca

4 [C] i [W] przyjeżdżają do Polski.

Chcecie więcej? Dajcie znać.

zagranica

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 64 (168)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…