Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75560

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prawdopodobnie tl;dr, ale i tak się podzielę.

Tragedia w IV Aktach.
Prolog

Niestety PKO jest największym dystrybutorem kredytów studenckich. Potrzebuję takowego, więc byłam zmuszona rozmawiać pracownikami tego banku, chociaż kojarzą mi się jak najgorzej, ale trudno, mus to mus.

Akt I - Oddział w moim mieście
Przychodzę do oddziału w moim mieście macierzystym zaraz po ogłoszeniu rozporządzenia, tak mniej więcej 25 sierpnia (rozporządzenie z 15.08). Siadam i mówię, że potrzebuję kredytu studenckiego. Pani za biurkiem wytrzeszcza na mnie oczy i zaczyna bełkotać, że w sumie to oni nic nie wiedzą i tylko przyjmują wnioski. W międzyczasie pani szukała gorączkowo po internecie odpowiedzi na moje (zdawałoby się) prozaiczne pytania. Próżny był jej trud, bo tak się składa, że umiem czytać i zanim zawracam komuś cztery litery to upewniam się, że nie mogę sama takich informacji uzyskać. Dodatkowo zostałam uraczona historią, że przepisy się zmieniły i dlatego pani nic nie wie.

No tak, przerąbane, zmiana terminu składania wniosków każdego by skonfudowała. Znudziło mnie siedzenie na krzesełku, które łącznie trwało kilkadziesiąt minut, więc sobie poszłam uzyskawszy wydruk wniosku, który mogłam wydrukować sama. Ale spoko. Przynajmniej nie za moje wydrukowane.

Akt II - INFOLINIA
Niezrażona żałosną obsługą, bo akurat w tamtej placówce to standard dzwonię na infolinię. Pytam grzecznie, że kredyt studencki chciałam i mam kilka kwestii, których nie mogę znaleźć. Pani się tym nie zajmuje i w sumie to nie wie, ale zaproponowała, że postara się pomóc. No okej. Pani była naprawdę urocza i dała mi nadzieję, że to jednak nie jest bank dla starych ludzi i ktokolwiek chociaż wykazuje minimum zainteresowania.

Nawet zaproponowała mi umówienie spotkania w oddziale! Szalenie miłe dopóki się nie okazało, że jednak nie może. No dobra. Ważnym było, że uzyskałam kilka informacji, które mi były potrzebne.
Byłoby git gdyby się nie okazało, że pani najwyraźniej nie odróżnia brutto od netto (a w tym absurdalnym rozporządzeniu to ma znaczenie) i nie ma zielonego pojęcia o wymogach poręczeń. Przynajmniej mam infolinię za darmo, bo darmowe minuty.

AKT III
Połowa września, postanowiłam iść do oddziału na Pawiej w Krakowie, bo mi blisko i może ktoś coś będzie ogarniał w minimalnym stopniu.

Wchodzę, siadam, mówię dzień dobry, uśmiecham się.
- Kredyt studencki bym chciała.
No i się zaczęło. Pani nic nie wie, pani nie ma wytycznych. W sumie to nic nie ma. Uśmiecham się wtedy szerzej i mówię nadal uprzejmie:
- To bardzo ciekawe, bo wytyczne są dostępne od 15 sierpnia.
Pani chyba była zaskoczona, że ja taka zorientowana i mądra, bo wzorem koleżanki z innego miasta zaczęła gorączkowo poszukiwać informacji na stronie internetowej.
- No tak, coś tu jest wspomniane, ale nie mamy żadnych dokumentów jeszcze ani nic.

Ja nadal uśmiechnięta wyciągam plik wydrukowanych kartek i stwierdzam, że wczoraj wydrukowałam je ze strony PKO, no bo nie dość, że jestem mądra, to jeszcze bogata i mam drukarkę. Uważny czytelnik zarzuci, że przecież dostałam papiery od banku, a się tu chwalę, żem kasiasta. Papiery od banku przepadły dawno temu.
Nastała niezręczna cisza. Nie lubię niezręcznej ciszy, więc Postanowiłam sobie iść, bo szkoda mi czasu na oglądanie jak pracownik się wije. Zostałam odprawiona po raz trzeci.

AKT IV - DLACZEGO W OGÓLE PISZĘ TĘ HISTORIĘ
Dnia 14.10.2016 nastąpiła kumulacja przegięcia. Postanowiłam wykorzystać ten dzień na załatwienie formalności, bo się październik kończy, a poza tym miałam nadzieję, że pod koniec okresu umożliwiającego składanie wniosków ktoś będzie wiedział cokolwiek.

Zdążyłam załatwić zaświadczenie z US i milion pięćset dublujących się dokumentów z uczelni. Zaświadczenia o zarobkach nie się jeszcze nie udało, ale na stronie i tak w sumie jest napisane, że wystarczy oświadczenie. Pomyślałam, że jak będzie trzeba to po prostu doniosę.

Przychodzę do oddziału, siadam sobie grzecznie i mam nadzieję, że nie trafię do hiper kompetentnej istoty, która mnie obsługiwała na początku września. Udało się! NIE! Podchodzę do innej pani i zaczynam od łatwych rzeczy, a tam dane osobowe się trochę zmieniły, tutaj numer telefonu, adresik. Pani dała radę, gratulacje.

Zaczynam mój temat:
- Chciałabym kredyt studencki.
Pani się twarz wydłużyła, westchnęła z irytacją i mówi:
- Tutaj kolega się tym zajmuje. Ja w sumie to nie wiem.
Dobra. Siadam w kolejce do kolegi (czas leci, ale w sumie czilałt, też bym miała w poważaniu czas klienta, jak przyszedł to posiedzi). Podchodzę.
- Kredyt studencki bym chciała.
I tutaj się zaczęło. Pan popatrzył na mnie jakbym mu co najmniej zamordowała matkę albo żonę, a w sumie to obie.
- Jest trzecia - jęczy. - To są trzy godziny wprowadzania. Ja nie wytrzymam, idę na przerwę. Pani poczeka.

Autentyk! Żadnego "przepraszam, ale nie byłem na przerwie czy mogę sobie kawę przynieść?" albo "przepraszam, czy poczeka pani 15 minut, bo chciałbym coś zjeść?" albo nawet "To ja tylko spojrzę czy dokumenty są w porządku, a jak wrócę to wprowadzimy wniosek, bo nie byłem na przerwie, dobrze?" Nie. Pan się zabrał i poszedł. Udało mi się na odchodnym na nim wymóc żeby mi wydrukował chociaż dokumenty potrzebne do tego cholernego kredytu. Siedzę, wypełniam sobie, minęło z trzydzieści minut.

Pan łaskawie wraca. Daję mu te dokumenty, oświadczając, że nie musi mi nawet o tym kredycie opowiadać, bo ja wszystko wiem. A w ogóle wprowadzania nie ma za dużo (w ogóle nie rozumiem dlaczego wprowadzenie trzech stron A4 miało panu zająć trzy godziny, jak sam stwierdził).
- Pani za mało zarobiła za 2015 żeby zostać samodzielną finansowo.
- Dobrze, ale obecnie zarabiam więcej.
Pan dzwoni, bo w sumie to nie wie, co w takiej sytuacji.
- No to tak. Jak pani zarabia 2800 (brutto), to pani kredytu nie udzielimy.
- Wiem, ale ja zarabiam tyle ile jest równo wymagane. Jest to napisane w oświadczeniu.
- No tak, ale trzeba to zaświadczenie jednak na naszym druku, bo jak pani zarabia na przykład 2200 to jest w porządku.
- Przecież panu mówię, że zarabiam tyle ile jest wymagane.
- A w ogóle to poręczycieli trzeba dwóch.
- Wiem, proszę się tym nie martwić.
- No to to zaświadczenie (bo pan nie miał co wymyślić żeby się mnie pozbyć)
- Dobrze, to proszę wprowadzić ten wniosek i ja to zaświadczenie po prostu doniosę.
- Ale tu nie ma czego wprowadzać, bo gdyby pani zarabiała 2200...
Nie wytrzymałam. Pozbierałam zabawki i sobie poszłam.

ZAKOŃCZENIE
W dniu dzisiejszym straciłam 1,5 godziny na siedzenie w oddziale, bo jakiś leniwy prostak nie chciał nawet rzucić okiem czy moje dokumenty są kompletne. Gdyby mu się zachciało chociażby spojrzeć, to nie sterczałabym w oddziale bez sensu przez prawie dwie godziny.

Każdy potrzebuje przerwy, rozumiem, że klientów w oddziale pełno i nie ma kiedy, ale do jasnej cholery dlaczego odbywa się to moim kosztem, zwłaszcza jeśli wystarczyłyby trzy minuty żeby się zorientować?

bank pko

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (260)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…