Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75647

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja córka była chora. Była jeszcze malutkim dzieciątkiem, gdy pierwszy raz trafiła do szpitala. Na samym wstępie lekarka zapytała czy będziemy potrzebować mleka, wody, itp. Odpowiedziałam, że potrzebna mi będzie tylko ciepła woda. Ok, nie ma problemu - zapisane, po wodę proszę się zgłaszać do pokoju pielęgniarek.

Po wodę do pielęgniarek chodziłam cały dzień (nie było żadnego pokoju na rodziców, w którym byłby czajnik). Siedziały, gadały, zbywały mnie "za chwilę", a dziecko głodne. (W końcu wodę przyniosła jedna z nich, z fochem, po godzinie i trzech przypomnieniach ). Potem za jakiś czas znów proszenie i znów odlewanie. W czasie podawania obiadu, który nas nie dotyczył, bo dziecko za małe, udało mi się złapać panią salową\kucharkę i ją poprosiłam, to wodę dostałam od razu (na oddziale te panie były tylko w czasie posiłków). Dziecko z gorączką, płacze, chce pić, a tu nawet o wodę się doprosić nie można (pielęgniarki miały czajnik w pokoju, więc nie musiały nigdzie iść). Ale szczyt dopiero nastąpi.

Po dniu walki poprosiłam męża, aby nam przywiózł termosy z wodą (i w ten oto sposób rano przed pracą i wieczorem brał termosy i jeździł do domu po świeżą wodę). A pielęgniarki? Po dwóch dniach nieproszenia o wodę przyszły zrobić nam rewizję, czy nie ukrywam czajnika elektrycznego lub grzałki, bo cytuję "skądś musimy wodę mieć".

PS. Interwencja u lekarza dyżurnego nic nie dała, bo gdy opowiedziałam o problemie, stwierdził tylko, że pielęgniarki mają swoje obowiązki i zajmą się wodą jak tylko będą mogły.
PPS. Sala, w której leżała córka, bezpośrednio sąsiadowała z pokojem pielęgniarek, więc doskonale słyszałam co to były za "obowiązki".

słuzba_zdrowia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 244 (276)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…