Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75704

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewna historia o niechodzeniu na religię (#75606) przypomniała mi moje perypetie z liceum. Tu zaznaczę, że w moim przypadku nie chodzi o religię (tu też było wesoło, ale ze względu na szacunek do uczuć religijnych zachowam dla siebie).

Otóż trafiłem na końcowe lata systemu bez gimnazjum. Wtedy to wyniki matury były podstawą do przyjęcia na wymarzone studia. Dość długo nie wiedziałem na jaką uczelnię się zdecydować (kierunek znałem w podstawówce) i w związku z tym niekoniecznie wiedziałem, na jakich przedmiotach maturalnych się skupić. Traf chciał, że przed 4. klasą maturalną w wakacje odwiedziłem pewne miasto i wiedziałem, że to tam chcę iść na studia.

No ale był problem, bo próg punktowy był dość wysoko, a jednym z przedmiotów była fizyka, której to natenczas unikałem z powodu wspomnień z podstawówki i totalnego beztalencia większości nauczycieli tej dziedziny.

No ale wiedziałem, że w celu dostania się na wymarzony kierunek, musiałem mieć dobrze zdaną maturę pisemną z matematyki (to akurat nie był problem), pisemną lub ustną z polskiego (też łatwo), ustną z języka obcego no i... ustną z fizyki.

Tu wtrącenie: był wówczas taki zapis, że jak się miało min. 4 na koniec roku w trzeciej i czwartej klasie LO, a do tego napisało się pisemną wersję egzaminu na min. 5, to automatycznie było się zwolnionym z ustnego egzaminu z tego samego przedmiotu (przepisywano ocenę).

W ciągu roku kilkukrotnie (chyba 3 razy) podpisywałem deklarację o chęci zdawania matury ustnej z fizyki zamiast matematyki. Przez cały rok dość intensywnie nadrabiałem zaległości u naprawdę świetnego korepetytora, który nie tylko błyskawicznie mnie zainteresował dziedziną, ale wykroił oddzielny termin tylko dla mnie żeby mnie nie spowalniać (początkowo byłem w grupie czteroosobowej).

Zbliżały się matury i robiło się co raz ciekawiej, bo zasadniczo nikt w tej szkole nie pamiętał przypadku zdawania fizyki w ciągu co najmniej 20 wcześniejszych lat. W efekcie moje nazwisko zostało podklejone pod listę zdających z matematyki.

Na matury ustne przeznaczono 5 dni (dwie tury - poranna i popołudniowa), przy czym początkowo wywieszono listy zdających od poniedziałku do środy, a w środę tych w czwartki i piątki. W środę zorientowałem się, że mojego nazwiska nie było. No to w drogę do dyrekcji i pytam o co chodzi.

Na korytarz wyszedł ówczesny wicedyrektor, którego nazwisko może się kojarzyć z pewną Redutą i się zaczęło:
[J]a: Kiedy mam egzamin ustny z fizyki?
[V]ice: Ale ty jesteś zwolniony z matematyki!
[J] Tylko, że od września podpisywałem oświadczenie o chęci zdawania z fizyki...
[V] Rozumiesz co do ciebie mówię? Jesteś zwolniony z matematyki.
[J] Bardzo się cieszę, ale nigdy nie deklarowałem chęci zdawania egzaminu ustnego z matematyki, więc to trochę nie na temat.
[V] Ale jesteś zwolniony z MATEMATYKI!
[J] A proszę mi pokazać jeden podpis, że chcę zdawać ustną matmę.

Wymiana zdań w tym stylu trochę trwała (w klasie maturalnej byłem już dość "wyszczekany"), a że to było na korytarzu tuż przed wejściem do budynku to widownia rosła i miała co raz to lepsze humory...

W końcu się udało naprędce złożyć komisję do egzaminu zorganizowanego w przerwie między turą poranną, a popołudniową. I żeby nie było za łatwo, to babka od polskiego z tury popołudniowej wpadła do sali 10 minut za wcześnie i nie zwracając na mnie uwagi (szykowałem się jeszcze, bo przed samą odpowiedzią miało się jakiś czas na opracowanie pytań/zadań) zaczęła robić awanturę, że jej sala jest zajęta...

Dzisiaj to wspominam ze śmiechem, ale wtedy to było naprawdę coś :)

liceum

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (233)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…