Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#75799

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kochane panie ekspedientki.

Najbliższy duży sklep na moim osiedlu. Z dużą marżą, ale co tam - w końcu najbliżej.

Chodziłam do niego regularnie. Gdy potrzebowałam dużych zakupów, wybierałam się zazwyczaj do innego, który jest nieco dalej, ale często musiałam kupić tylko pojedyncze rzeczy, chciałam coś kupić po drodze czy też miałam zwykłą zachciankę - słodycze, piwo, cokolwiek.

Sklep dość duży, samoobsługowy. Szerokość alejek jednak nieco wątpliwa w niektórych miejscach...
Chciałam kupić sobie piwo. Miałam ze sobą torebkę na jednym ramieniu. W drugiej ręce trzymałam koszyk. W koszyku rzeczy, więc dość ciężki, ręka zgięta wpół, na przegubie łokcia wisi koszyk.
Chcę wybrać piwo, chodzę między wieżami (WIEŻAMI!!!!!! skrzynka jedna na drugiej, pojedyncze wysokie kołyszące się półki ze szklanymi butelkami), staram się uważać i nie zawadzić, no i masz.... Zahaczyłam o wieżę. Stuknęłam w nią koszykiem.
Wieża się zatrzęsła (plastikowa kilkupiętrowa półka na butelki), butelki się zatrzęsły, poprzewracała jedna drugą, pamiętam jak w zwolnionym tempie łapałam butelki i ustawiałam je z powrotem, ale jedna nie dała się okiełznać i... Zleciała na podłogę i roztrzaskała się, zwracają uwagę każdej możliwej osoby w zasięgu wzroku (i słuchu).

Było mi niesamowicie głupio. Kurczę, panie tutaj ciężko harują, obsługują klientów, sklep czysty... A ja im nabrudziłam. Rozlałam im piwo w całej alejce.
Podeszłam od razu do kasy, stanęłam w kolejce, a gdy nadeszła moja kolej (ja [J], ekspedientka [E]), powiedziałam:

[J]: Właśnie zbiłam piwo, bardzo przepraszam, zahaczyłam koszykiem. Będą miały teraz panie przeze mnie więcej pracy, przepraszam bardzo.
[E] z wściekła miną i po skasowaniu moich produktów, poszła do alejki z piwem (widocznej z kasy), spojrzała na podłogę, chwyciła butelkę piwa z półki, podchodzi do kasy i nabija na mój rachunek.
[E]: Cóż, musi pani teraz za to zapłacić.
Ja wryta. Cóż, zaskoczyło mnie to. Babsko zawsze z wredną miną stoi, ale nigdy, prócz braku uprzejmości, nie mogłam narzekać. Teraz stwierdziłam, że niezbyt to fajne - piwo zbiłam niechcący (alejki mają wąskie, do k**wy nędzy!! wygląda, jakby celowo stawiali takie wieże) i wydawało mi się, że przynajmniej powinna spytać o to, czy zgodzę się pokryć koszty piwa.
Dodatkowo... Zabawne jest to, iż na koncie miałam niewiele kasy. Bardzo niewiele. Przez najbliższy tydzień miało mi zostać kilka złotych na koncie. To zbite piwo w rachunku wiele dla mnie znaczyło.
Ale że jestem osobą, której brakuje języka w gębie w takich sytuacjach i która jest zbyt miła dla ludzi piekielnych... Nic z tym nie zrobiłam...

Ale to nie koniec.

Bo pani [E] musiała się połechtać, widać sadyzm w roli nabijania ludziom rachunków nie wystarcza.
[E]: Bo co się tak pani buja po tym sklepie?! Nie umie pani z koszykiem chodzić?! Z koszykiem chodzi się tak [i tu demonstracja, rączki proste, koszyk niby w ręku wisząc przy kolanach], a nie rozpychając się łokciami na cały sklep [i tu demonstracja sposobu, w jaki trzymałam koszyk, by mieć dwie ręce wolne]...
Zaniemówiłam. Co jej kurka wodna do mojego sposobu chodzenia?!

Ja, jak zwykle, do końca dnia układałam sobie w głowie scenariusze, co powinnam jej wygarnąć w takiej sytuacji. Sprawę pogorszyło to, iż doszłam do domu, opowiedziałam współlokatorce, a ona - z racji studiowanego kierunku - poinformowała mnie, że nikt -NIKT! - nie ma obowiązku zapłaty za towar, którego nie zamierza kupić oraz za przedmioty niecelowo zniszczone nikt nie ma prawa zmusić mnie do zapłaty.
Zagotowałam się. Słowo daję, nie miałam pojęcia, że kobieta nabiła mi to piwo na rachunek bezprawnie.

Niestety do sklepu nie wróciłam, by się kłócić, choć mogłam.
Do sklepu nie wróciłam też, by zrobić jakiekolwiek zakupy. Potraktowali stałą klientkę w taki sposób, to niech się bujają. Nie byłam tam przez wiele miesiący, choć nie było mi to na rękę...

Widok likwidacji tego sklepu w ostatnim czasie wywołał u mnie szczery uśmiech, naprawdę!

EDIT: nie chodzi o to, iż zapłaciłam za piwo. [E] mogła spytać: "czy pokryje pani koszty stłuczonego piwa?" czy też zapytać w jakikolwiek inny sposób (założę się, że zna polskie prawo).
Ale nie. Nie dość, że ona nabiła mi piwo bez pytania na rachunek (stałemu klientowi, na którym zarabiają sporo, ponieważ marżę mają naprawdę dużą), to jeszcze skrytykowała w bardzo nieprzyjemny sposób to, jak chodzę.

Poza tym towar zniszczony celowo zdecydowanie musi być opłacony, ale wg mnie drobne koszty szkód wyrządzonych niechcący nie muszą być pokrywane przez klienta. W moim przypadku: to jedno piwo za 3,5 zł w skali bardzo niewielkich pieniędzy, jakie miałam na koncie (jasne, nikt o nich nie wiedział i to mój problem), to dużo. Dla sklepu z takimi cenami to pikuś.

sklepy ekspedientki

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -7 (23)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…