Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75974

przez ~znajomek ·
| Do ulubionych
Spotkałam znajomego. Na szczęście byłego znajomego, ale dzięki niemu me wspomnienia odżyły.

Wraz z chłopakiem mieliśmy wspólnych znajomych. Udało nam się wszystkim dostać na studia do jednego miasta. Założyliśmy, że chociaż raz w miesiącu musimy wyskoczyć na jakieś spotkanie.

Jak wyskoki na spotkanie się kończyły? U nas.

Początkowo zawsze zakładaliśmy, że spotkamy się u nas na stancji, bo mieszkamy sami, w centrum, a znajomi są porozrzucani w różnych odległościach i mają współlokatorów-obcych ludzi. Czekaliśmy na skompletowanie się ekipy, decydowaliśmy co dalej i wychodziliśmy. Tak było do momentu, gdy "pochwaliliśmy się" podczas ich narzekania na głośne sąsiedztwo, że pod nami lokatorów nie ma, bo są za granicą, a że mieszkanie na szczycie, to nic nie słychać.

To był początek końca.

Raz, drugi impreza została przeniesiona do nas. Ok - raz na ileś można. Jednak potem stało się oczywistością, że jak na imprezę to do nas. Nieważne, że miał wyjść z nimi sam mój luby, bo ja miałam naukę czy odwrotnie. Zwalali się na łeb, zostawiali syf i szczęśliwi wracali do siebie. Sprzątanie całego burdelu na naszych głowach.

Po 4 takim "niezapowiedzianym" razie postawiliśmy sprawę jasno, że imprez u nas niet i od teraz spotykamy się na mieście, albo na zmianę u każdego z nas - oczywiście padły hasła, że oni nie mogą, bo współlokatorzy obcy, bo mała kuchnia, bo właściciel się nie zgadza. To stwierdziliśmy, że widzimy się na miejscu.
Jak zareagowali na to znajomi? Wpadali godzinę wcześniej przed umówionym spotkaniem i zwoływali resztę.

Przestaliśmy im otwierać drzwi. Od razu padło, że my źli i niedobrzy, bo oni się wdrapują na ostatnie piętro (kamienica, bez windy), a my udajemy, że nas nie ma. Powiedzieliśmy, że na nasze uwagi, że nasza stancja to nie imprezownia, nie było odzewu, to przeszliśmy do ofensywy. Obrazili się na wieczność - czyli do momentu, aż na dworze zrobiło się zimno. Nagle potrafili nas zaprosić na jakieś wyjście, napisać na fejsie i porozmawiać, a potem niewinnie pytali, czy nic u siebie nie chcemy organizować. Za każdym razem mówiliśmy nie.

Przyszły urodziny lubego. Zaczęli się nam dobijać do drzwi, wiedząc że jesteśmy w środku (usłyszeli jak gotujemy, bo kuchnia ulokowana zaraz przy ścianie i drzwiach wejściowych). Przedzwoniliśmy na policję. Przyjechała, towarzystwo rozgoniła.

I tak oto staliśmy się konfidentami i prostytutkami, bo chcieliśmy spokoju na stancji.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (232)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…