Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#76061

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przeczytałam kilka historii o piekielnych właścicielach mieszkań i nie mniej piekielnych najmujących. Chciałabym się skupić na pewnym wycinku, który powoduje niezadowolenie zarówno jednej jak i drugiej strony a mianowicie posiadanie zwierząt.
Mam z narzeczonym kilka mieszkań, które wynajmujemy. Są to miejsca stricte pod wynajem, więc siłą rzeczy lokatorzy co jakiś czas się zmieniają. Mimo, że oboje mamy dwa duże psy i generalnie jesteśmy "zwierzolubni", tak nie zgadzamy się na trzymanie w mieszkaniach zwierząt futerkowych. Przyczyna jest prosta, wielu ludzi cierpi na alergie na sierść lub nie umieją zapanować nad zwierzakiem co skutkuje obgryzionymi meblami czy zasikaną podłogą. Tyle jeśli chodzi o wstęp. Teraz czas na małe uporządkowanie chronologiczne.

Ok. 5 lat temu wynajęliśmy dwupokojowe mieszkanie w centrum miasta. Lokatorem był młody, pracujący człowiek. Stwierdził on stanowczo, że zwierząt nie lubi, więc ta kwestia odpada. Mimo małych zawirowań w opłatach był bezproblemowym lokatorem. Jednak po ok. pół roku pan zrezygnował. Umówiliśmy się na odbiór kluczy w mieszkaniu. Odetchnęliśmy z ulgą, że w mieszkaniu wszystko zostawia tak jak zastał. Po pożegnaniu postanowiliśmy jeszcze rutynowo sprawdzić wszystkie uszczelki, szafki i karnisze. Wszystko w porządku, żadnych niespodzianek.

Czas na napisanie ogłoszenia. Poza standardowymi kwestiami takie jak lokalizacja, wysokość opłat itp. zaznaczyliśmy też że mieszkanie nie jest przyjazne sierściuchom. Odezwało się małżeństwo z córką w wieku 7-8 lat. Przyjechali we trójkę do mieszkania i przystąpili do oględzin. Pani trzy razy pytała czy w mieszkaniu na pewno nie było zwierząt. Żyjąc w błogiej nieświadomości, zapewniliśmy państwa, że o zwierzętach oprócz rybek nie ma mowy. Państwo oglądają, rozmawiamy, gdy nagle dziewczynka zaczęła pokasływać. Po niedługiej chwili zaczęła się dusić. Państwo w krzyk, ogólna panika. Mała straciła przytomność, więc wynieśliśmy ją na korytarz i wezwaliśmy karetkę. Na szczęście przyjechali szybko i sprawnie zapakowali ją do karetki.

Małej szybko udało się pomóc, okazało się że ma silną alergię na kocią sierść. Awantury, która wywiązała się między jej rodzicami a nami nie przytoczę. Podsumowując zostaliśmy wyzwani od oszustów i prawie-morderców, bo kłamaliśmy w ogłoszeniu i okłamaliśmy ich podczas spotkania. Problem w tym, że nie zrobiliśmy tego świadomie. Szybki telefon do poprzedniego lokatora z pytaniem o kota. Lokator potwierdził i dodał "po co miałem państwu o tym mówić, skoro państwo się nie zgadzali na zwierzaka?". Nosz żelazna logika. Zamówiliśmy ozonowanie całego mieszkania na koszt poprzedniego lokatora i na szczęście ono pomogło. A nowych najemców udało nam się znaleźć i od kilku lat problemów nie ma.

Przeraża mnie jednak ludzka bezmyślność i bezczelność. Odmian alergii jest cała masa, u jednych to będzie wysypka na łokciu a u innych ostre duszności. Dobrze, że rodzice mieli świadomość przypadłości córki i wiedzieli co robić, no i karetka przyjechała szybko. Nie chcę myśleć co by się stało, gdyby nie zdążyli.
Tak że bierzcie pod uwagę to, że wynajmujący, który nie chce mieć w mieszkaniu waszego zwierzaka nie zawsze jest podłym, okropnym człowiekiem, który uwziął się na Waszego Pimpusia. Już nie raz to słyszałam, ale pozostaje machać ręką i myśleć o tych, którzy zwyczajnie nie mogą przebywać w pomieszczeniu, w którym występują alergeny.

lokatorzy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 47 (117)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…