Pracuję na ochronie*.
Tamtego dnia miałem jednorazową fuchę w sklepie muzycznym. Czasami sklepy zatrudniają nas na czas dużych dostaw lub "eventów". Tamtego dnia chodziło właśnie o dostawę.
W związku z faktem, że miałem być tylko chwilowym wzmocnieniem obsady sklepu, nie ubierałem swojego munduru, a tylko kamizelkę pracowniczą z etykietką "Ochrona". Zapewne to było przyczyną niezręczności która stałą się moim udziałem.
Mianowicie, podeszła do mnie starsza wiekiem pani, bardzo zadbana i uśmiechnięta. Tym na co zwróciłem uwagę, był jej czysty, lwowski akcent.
- Przepraszam, szukam wibratorów dla wnuczki. Kiedyś tu były, ale wszystko jest poprzestawiane i nie mogę znaleźć. - powiedziała najwyraźniej oczekując wskazania drogi. Mnie to stwierdzenie nie tyle zamurowało, co zabetonowało i wrzuciło do Odry.
- Wie pani... to raczej nie w tym sklepie... - odpowiedziałem niepewnie dosłownie modląc się, by mi się to śniło.
- Pan jest tu nowy jak widzę, proszę się nie martwić, z czasem się pan lepiej zorientuję. - powiedziała z pokrzepiającym uśmiechem i ruszyła przed siebie.
Po kilku minutach znów do mnie podeszła, trzymając coś w ręku.
- Proszę popatrzeć, to są wibratory. - powiedziała pokazując mi... struny do gitary. - Wnuczka mówi, że macie najlepsze w mieście.
Dopiero potem, gdy udało mi się zapytać o ten dziw nad dziwy kolegę z obsługi, dowiedziałem się, że to stała klientka, która używa technicznego nazewnictwa stosowanego kiedyś przez elity. Po prostu dla niej "struny" to "wibratory", co jest ponoć zrozumiale dla każdego pół profesjonalisty.
Tamtego dnia miałem jednorazową fuchę w sklepie muzycznym. Czasami sklepy zatrudniają nas na czas dużych dostaw lub "eventów". Tamtego dnia chodziło właśnie o dostawę.
W związku z faktem, że miałem być tylko chwilowym wzmocnieniem obsady sklepu, nie ubierałem swojego munduru, a tylko kamizelkę pracowniczą z etykietką "Ochrona". Zapewne to było przyczyną niezręczności która stałą się moim udziałem.
Mianowicie, podeszła do mnie starsza wiekiem pani, bardzo zadbana i uśmiechnięta. Tym na co zwróciłem uwagę, był jej czysty, lwowski akcent.
- Przepraszam, szukam wibratorów dla wnuczki. Kiedyś tu były, ale wszystko jest poprzestawiane i nie mogę znaleźć. - powiedziała najwyraźniej oczekując wskazania drogi. Mnie to stwierdzenie nie tyle zamurowało, co zabetonowało i wrzuciło do Odry.
- Wie pani... to raczej nie w tym sklepie... - odpowiedziałem niepewnie dosłownie modląc się, by mi się to śniło.
- Pan jest tu nowy jak widzę, proszę się nie martwić, z czasem się pan lepiej zorientuję. - powiedziała z pokrzepiającym uśmiechem i ruszyła przed siebie.
Po kilku minutach znów do mnie podeszła, trzymając coś w ręku.
- Proszę popatrzeć, to są wibratory. - powiedziała pokazując mi... struny do gitary. - Wnuczka mówi, że macie najlepsze w mieście.
Dopiero potem, gdy udało mi się zapytać o ten dziw nad dziwy kolegę z obsługi, dowiedziałem się, że to stała klientka, która używa technicznego nazewnictwa stosowanego kiedyś przez elity. Po prostu dla niej "struny" to "wibratory", co jest ponoć zrozumiale dla każdego pół profesjonalisty.
Ochrona | *Wyjaśnienie fenomenu "na ochronie" znajdziecie w komentarzach pod: http://piekielni.pl/7448#comments
Ocena:
505
(697)
Komentarze