Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76333

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tematyka weselna.

Ślub kuzyna, z którym myślałem, że łączy nas prawdziwa męska przyjaźń.

Z kuzynem, który jest starszy ode mnie o miesiąc, kumplowałem się od kiedy pamiętam. Osiem klas podstawówki, cztery klasy liceum, wspólne mieszkanie na studiach przez kilka lat. Potem każdy poszedł na swoje. On do miasta stołecznego, a ja zostałem w stolicy Wielkopolski. Cały czas kontakt był niezły przez jeszcze kilka lat i mimo, że widać było jak zmienił się podczas pracy w "korpo", nadal był człowiekiem godnym zaufania i szczerym.

W listopadzie 2015 roku okazało się, że będzie ślub i wesele, ale skromne i w najbliższym gronie. Pierwszy sygnał, że coś się z nim stało i już nie jest taki jak kiedyś, polegał na tym, że oprócz tej najbliższej rodziny zaprosił kogoś, kto jest z dalszej rodziny, argumentując, że "reszta kuzynów to są dla niego obcy ludzie, a jedynie K. jest kimś, z kim ma kontakt". Nie skomentowałem - jego impreza jego wybory - tak wtedy myślałem.

Minęło kilka miesięcy i od moich rodziców słyszałem, że coś się tam ogólnie zmienia i możliwe, że będzie większa impreza.

W maju tego roku zaproszenia dostała kolejna część rodziny (potocznie mówiliśmy o nich "ludzie gorszego sortu", bo tylko żartować się wszystkim ironicznie chciało).

W lipcu (na 35 dni przed uroczystością), dzwoni do mnie rzeczony kuzyn. Wiadomo jak wygląda taka rozmowa, gdzie najpierw przez pięć minut badasz grunt i pytasz o same nieistotne rzeczy, aż w końcu słyszę w słuchawce:

- Słuchaj wiem, że trochę późno, ale czy byś razem z E. (partnerką) przyszedł na wesele?

Zgodziłem się. Zaproszenie przyszło powiedzmy 4 lipca, a tam niezmieniona data, że ostatecznie potwierdzenie przybycia trzeba im dać do 30 czerwca...
Z rodzicami śmiałem się, że jestem rodziną 3-go sortu, ale nadal wierzyłem, że wszystko wróci do normy na weselu.

Do ostatniego dnia przed weselem razem z E. latałem i szukałem prezentu, kreacji dla E. i cholera wie, co jeszcze, żeby tylko wszystko było jak najlepiej i żeby pogratulować i życzyć szczęścia młodej parze.

Impreza odbyła się w pięknym dworku nieopodal miasta stołecznego. Okolica piękna, pogoda dopisała.

Jak już wszystko było na swoim miejscu wtedy zaczęły się "Dziady" (jak na Halloween), które dotyczyły praktycznie każdego gościa na imprezie:

1. Usytuowanie gości - brat Pana młodego był świadkiem, więc on, oraz Ojciec i Matka siedzieli blisko głównego stołu. Siostra Pana młodego razem z dzieckiem siedziała w ostatnim (razem z kierowcą autobusu, który woził gości, kolegą z liceum, ze mną i moją partnerką).

2. Podczas całego wesela oraz pobytu tam na miejscu (prawie 3 dni), kuzyn podszedł do mnie i zadał łącznie 1 pytanie: Czy sok na stoliku mamy, bo jak coś to nam doniosą?

3. Stoisko z wyrobami tradycyjnymi + bimber :)
Stojąc tam i nakładając co nieco do kieliszka i na talerz zobaczyłem jak zbliża się kuzyn do mnie razem z innymi ludźmi i usłyszałem coś takiego (patrząc na mnie):
- Teraz chodźcie na zewnątrz, wrócimy jak nie będzie tu nikogo.

4. Krojenie tortu - wszyscy zaliczyli opad szczęki.
Para młoda ukroiła sobie po kawałku po czym oddali nóż jakiejś osobie z obsługi i poszli do drugiej sali jeść ten tort. Reszta ludzi stojąc w kółeczku wokół tortu została i patrzyła się jak obsługa kroi tort.

5. Podziękowania dla Rodziców - kolejny opad szczęki wszystkich.
Podziękowania "ogłosił" jeden z DJ-i, którzy na nieszczęście obsługiwali to wesele. Wszystko powiedziane, gdy na sali nie było pary młodej (wyszli gdzieś), a rodzice siedzieli przy stołach, i dodatkowo powiedział to w momencie, gdy wszyscy byli w połowie konsumpcji obiadu, więc każdy mlaskając i przeżuwając słuchał, jak to para młoda jest wdzięczna swoim rodzicom.

6. Muzyka.
Nie jestem fanem prawie żadnej muzyki weselnej, więc przeważnie mi się muzyka na weselach nie podoba, chyba, że jest zespół z muzyką na żywo, który potrafi ludzi pobudzić.
Tutaj było dosłownie 2 "dresów", którzy grali różne kawałki, ale robili taki set z muzyką długości (sprawdzałem stoperem z ciekawości po którymś razie) 1,5 godziny i nie odzywali się wcale, czasem słychać było "Gorzko, gorzko,...", a następnie była godzina lub 40 minut przerwy, gdzie każdy już miał dość.

7. Finał jak dla mnie.
Całość około godziny 2.00 podsumował brat i świadek Pana młodego.
Wstając od stołu przeciągnął się i powiedział:

- Już 2-ga w nocy. Czas kończyć imprezę, bo jestem zmęczony.

Po tym tekście wstałem wraz z E., podziękowałem i poszedłem spać.

Może finalnie dla niektórych z Was ta historia nie jest piekielna. Dla mnie ten brak szacunku i zlekceważenie całej rodziny (jeden wujek wyszedł z wesela o 21:45, twierdząc, że jest zmęczony, a miesiąc wcześniej bawił się na innym weselu do 5.00 rano...) jest bardzo przykrym i smutnym doświadczeniem.

Ślub

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 226 (306)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…