Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#76358

przez ~C134r ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio zaobserwowałem wysyp historyjek pozytywnych dla pewnej grupy aspołecznej, tj. kanarów, tzw. kontrolerów biletów w komunikacji miejskiej. Niezwykle irytuje mnie to, gdyż prezentowani są w nich jako święci, a jedynymi złymi są ci pasażerowie, którzy nie kupują biletów. Sumując: wszyscy kontrolerzy są dobrzy, a spisani to zawsze nieuczciwi gapowicze.

No cóż, tak nie jest. I to dwie sytuacje. Stare co prawda, bo jeżdżę możliwie rzadko komunikacją miejską (wolę spacery, albo rowerem miejskim, który niestety od listopada do marca jest wyłączony) - najczęściej gdy jest mocny deszcz (albo w ogóle deszcz, gdy do pracy), bardzo zimno (< -15) albo się spieszę. Nie, nie jestem gapowiczem :) Zawsze mam przy sobie karnet 10-przejazdowy (bo taniej o 10%) albo mobilet (bilet w komórce), gdy ten się skończy (albo go zapomnę).

Pierwsza historia miała miejsce 10-15 lat temu, gdy byłem jeszcze dzieckiem, może nawet trochę więcej, bo wydaję mi się, że miałem wtedy z 10 lat albo i mniej.
Wsiadłem wtedy do autobusu na przystanku początkowym, i usiadłem na siedzeniu. Miałem wtedy dwie torby od dziadków (produkty z działki). Na przystankach początkowych, kasowniki były blokowane (teraz zwykle też są), i odblokowywano je po ruszeniu pojazdu (teraz zwykle po uruchomieniu silnika ok. 1 minutę przed odjazdem).
By nieco nakreślić sytuację, tuż za przystankiem początkowym jest skręt, a kolejny - zwykły już przystanek znajduje się 120 metrów dalej (wg google maps).
Po ruszeniu pojazdu, stanąłem, i podszedłem do kasownika, czekając aż autobus stanie się nieco bardziej stabilny. Bilet skasowałem tuż przed zatrzymaniem się przed kolejnym przystankiem. Widział to jeden z kanarów, którzy wsiadali na tym przystanku. Ja tymczasem usiadłem sobie na siedzeniu, jakby nigdy nic.
Regulamin przewodu określa, że bilet należy skasować NIEZWŁOCZNIE po wejściu do pojazdu - czyli bez zbędnej zwłoki. Skręt pojazdu nie jest zbędną zwłoką, gdyż w tym czasie, należy się trzymać poręczy.
Ponadto, regulamin zakłada, że na przystankach początkowych, bilet należy skasować niezwłocznie po ruszeniu pojazdu. Co ważne te punkty określają ogólne zasady, a nie kwestię ważności biletu. O ważności biletu mówi inny punkt, stanowiący, iż bilet skasowany po zakończonej kontroli jest nieważny.
Wracając do historii, rozpoczęła się kontrola, a kanar uczepił się, że skasowałem bilet, bo WIEDZIAŁEM, ŻE ON JEST KANAREM (XDD). Nie pamiętam dyskusji, w każdym razie, zaczęło się straszenie policją, etc, więc podałem dane, i zaznaczyłem mu, że złożymy odwołanie (w sensie z mamą, bo byłem niepełnoletni). Na blankiecie (a dokładniej na kopii, bo pasażer otrzymywał kopię) NIE BYŁO żadnych adnotacji (teraz już wiem, że to był błąd). Nazajutrz matka pojechała wyjaśnić sprawę. Zarządzono konfrontację, i za jakiś czas, udaliśmy się do ZDiTM-u, gdzie okazało się, że kontroler nie mógł się stawić, a na jego blankiecie było napisane, że BILET ZOSTAŁ MI PODRZUCONY, więc reklamacja nie została uznana. Tu błąd mamy (wiem to z perspektywy czasu) - bo na kopii nie było takiej adnotacji (nie pamiętam jak się to nazywa, ale to polega na tym, że co napiszesz na oryginale, odbija się na kopii), więc ewidentnie zostało to dopisane póniej. Mało tego, w regulaminie co prawda jest napisane, że każdy pasażer powinien mieć osobny bilet, ale nie jest to sankcjonowane (czyli jeśli bilet zostal mi podrzucony, to kontroler powinien spisać osobę, która mi ten bilet podrzuciła ;)). Koniec końców, karę zapłaciłem (już w dorosłym życiu, bo 2 lata pózniej w wyniku zaniedbania mamy, sąd wydał nakaz zapłaty pomimo że nie miałem nawet 15 lat, a straszył mnie komornik), i dlatego kanarów nienawidzę.

Historia 2: Jechałem do pracy - na karnecie 10-przejazdowym. Kontroler sprawdzał bilety dwóch uczniów z tyłu, i uczepił się jednego, jasno wmawiając mu, że jego legitymacja jest sfałszowana. Młody się buntował, ale na informację o wezwaniu policji, podał mu dane (uczeń liceum). Po spisaniu, podszedłem do niego, i zgadnijcie co - na jego blankiecie była informacja o "braku ważnego biletu" (na blankiecie jest jeszcze opcja "brak dokumentu poświadczającego uprawnienia do ulgi lub bezpłatnego przejazdu" i oczywiście nic w adnotacjach. Wezwaliśmy policję. Tym razem, to kontroler był przerażony. Policja spisała moje dane. To było 6-12 miesięcy temu. Do dziś nie zostałem niestety wezwany. Nie wiem jak to sie skończyło - opcje są raczej trzy. Ugoda i anulowanie kary, umorzenie postępowania przez prokuraturę z uwagi na niską szkodliwość społeczną czynu (!), albo dobrowolne przyznanie się do winy i poddanie karze (w co niestety wątpię), chyba że jeszcze trwa postępowanie, i jednak zostanę wezwany. Ale w to też wątpię. Kolejnemu śmieciowi się upiekło.

komunikacja_miejska

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (25)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…