Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76365

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z poczekalni o akwizytorach zbierających na rysie przypomniała mi moją przygodę. Będzie trochę tym, co sama zaobserwowałam, trochę informacji od kolegi, który pracował w tym procederze. Piszę to głównie dla przestrogi.

Mam doświadczenie w reklamie i copywritingu, szukałam więc pracy w tym sektorze. Odpowiedziałam na kilka ogłoszeń, w tym jedno, niespecjalnie podejrzanie, chociaż mało konkretne, coś o prowadzeniu "kreatywnych kampanii marketingowych".

Zadzwoniono do mnie już następnego dnia, prosząc o przybycie nazajutrz na rozmowę kwalifikacyjną. Pomyślałam, że coś szybko, ale cóż - może akurat była to końcówka ich procesu rekrutacyjnego? W każdym razie, na rozmowę przybyłam, biuro dość małe, ale ładne, nikogo prócz mnie i pani w garsonce, która zaproponowała mi kawę. Ona też prowadziła rozmowę ze mną.

Zasadniczym problemem było to, że pomimo trwania rozmowy... nie miałam zielonego pojęcia, na czym miałyby polegać moje obowiązki, prócz tego, że ma to coś wspólnego z UNICEF-em i ochroną gatunków. Gdy się zapytałam, jaki miałabym zakres obowiązków, pani powiedziała mi, że... oni nie prowadzą kampanii reklamowych, bo to nieopłacalne, nie daje efektów i w ogóle be. Czyli w sumie dowiedziałam się, że firma, która zaprosiła mnie na rozmowę w kwestii prowadzenia kampanii marketingowych... nie prowadzi kampanii marketingowych. No świetnie.

Nie podłamałam się, może chodziło im o to, że nie wyświetlają reklam, ale prowadzą jakieś kampanie uświadamiające, nie wiem, spotkania dla szkół odnośnie ochrony zwierząt, rozdawanie puszek Coli w imię ginących rysi czy innych koszulek z Harambe. Pani w garsonce jednak była bardzo zacięta w niemówieniu mi, co właściwie miałabym robić, w końcu więc uznałam, że chrzanię to, niekoniecznie chcę pracować w firmie, która albo mnie robi w wała, albo zatrudnia do rekrutacji aż tak cudownie kompetentnych ludzi. Pożegnałam się, pani w garsonce powiedziała, abym czekała na telefon, pokiwałam głową i poszłam w ciul. I tak nie zadzwonią.

I nie wiedziałabym, o co chodzi, gdyby akurat kolega mi nie wytłumaczył, czego byłam świadkiem.

Otóż właśnie byłam na rozmowie kwalifikacyjnej do wyjątkowo koszmarnej akwizytorki. Firma, która mnie przesłuchiwała, to jakaś miliardowa firma-córka grupy Appco, zajmującej się pośredniczeniem w akwizycji. Sztuka polega jednak na tym, że:

- nie dowiadujesz się, co to za praca do chwili, gdy w "dniu próbnym" idziesz "w teren". To ważne, bo przedtem mamią cię połowę dnia na szkoleniu, obiecując złote góry, o ile będziesz usłużnie zapieprzał dla nich wciskając różne rzeczy po blokach. Standardowa wizja to własne biuro po kilku miesiącach intensywnej pracy, ogólnie wmawianie, jaka to wielka szansa człowieka spotkała, że akurat tam trafił i że jeśli będzie zdeterminowany, szybko awansuje na "ownera", czyli kogoś w stylu zarządzacza tymi malućkimi zapieprzającymi po blokach. Ot, typowa piramidka, zrekrutuj się, potem rekrutuj innych.

- firmy zatrudniają na umowę o dzieło, jednocześnie wymagając dyspozycyjności czasami po 12h dziennie, z sobotą włącznie. Oczywiście, tego nie mówią od razu, dopiero po przepraniu mózgu wizją mercedesa. Jedyna wypłata to prowizja od sprzedaży - 40% od razu i jakieś 60%, jeśli klient nie zrezygnuje przez kilka miesięcy z subskrypcji abonamentowej. W dziwny sposób klienci zazwyczaj rezygnowali wtedy, gdy ktoś miał wszystkiego dosyć i chciał rzucić tę robotę.

- dojazdy do nieszczęsnych ofiar... znaczy, klientów załatwiasz sobie samodzielnie na swój koszt. Firma uczy cię najgorszych socjotechnicznych sztuczek, aby wciskać towar każdemu. Otoczka podobno tego całego szajsu jest niesamowita, ciągłe spotkania "motywacyjne", parcie na coraz więcej umów, wciskanie, że jeśli na tych koszmarnych warunkach nie zarabiasz kokosów, to sam jesteś sobie winien, widocznie się nie nadajesz. Ciągle powtarzanie, że oni w tej firmie będą mieli przed sobą świetliste kariery, a jeśli ktoś ma jakieś zastrzeżenia co do samej polityki firmy, to pewnie skończy na kasie w McDonaldzie czy innej Biedrze.

Nie będę więcej się produkować, jeśli ktoś jest ciekawy praktyk, wpisanie w google "Appco", "GQ Marketing" odkrywa zakamarki internetów pełne oszukanych pracowników.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (179)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…