Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76567

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Coś z serii "obywatel gorszy od urzędnika" lub coś koło tego.

Zanim przejdę do sprawy, niewielkie wprowadzenie:
Mieszkam w mieście, które ma spory odcinek drogi biegnący przez park i obok dwóch małych boisk dla młodzieży. Odcinek tej drogi prowadzi od dworca do skrzyżowania, przy którym mieszkam. Odkąd pamiętam to na tym odcinku obowiązuje zakaz przejazdu i były ustawione dwa znaki (ruch pieszych i rowerzystów oraz zakaz przejazdu) i tabliczka z wyraźnym napisem "Nie dotyczy Służb Miejskich, Straży Miejskiej, Policji". Policja i straż miejska niekiedy tam stoi (raz stali, jak ojciec musiał mnie na pogotowie zawieźć, bo miałem drobny wypadek), z naciskiem na "niekiedy".
Do dworca i okolic można dostać się też inną drogą, bardziej okrężną, z której do dziś korzystamy (bo musimy ze względu na zakaz przejazdu drogą "parkową").

Tyle tytułem wprowadzenia w zarys sytuacji. Teraz sama sytuacja z tą drogą.

Już pal licho, że przejedzie policja czy jakieś służby miejskie (a to straż miejska, a to wodociągi, a to gazownia, a to co innego), albo to ktoś jedzie na stadion... Takie pojazdy rzadko przejeżdżają.
Ale jak tylko mija godzina 14:00-15:00... To do okolic 17:00 mamy z rodziną wrażenie, jakbyśmy mieszkali gdzieś przy ekspresówce. Co kilka czy kilkanaście minut przejeżdża jakiś samochód. I co ciekawe, wszystkie z jednego kierunku (czyli od strony dworca i urzędu miasta). A na tej drodze jest zakaz przejazdu niby.
Sprawa nie raz trafiała na policję, że ludzie robią sobie skrót przez drogę z zakazem przejazdu, ojciec nawet robił zdjęcia tym co obok tego zakazu przejeżdżają... ale i tak jak było, tak jest nadal.

To tylko jeden z przykładów. Dwa najciekawsze przypadki sam doświadczyłem. Oba w okresie jesieni zeszłego roku, w odstępie ledwie miesiąca.

Sytuacja nr. 1.
Wychodzę z psem na spacer i zrobiłem połowę standardowej rundki do dworca i z powrotem, kiedy po minięciu znaku zakazu przejazdu (w tym miejscu zaczynała się ta "droga parkowa") nagle z tyłu auto się pojawia. Ja idę ze swoim psem normalnie jak człowiek, a ten nie dość, że zaczyna podjeżdżać mi prawie pod tyłek, to jeszcze widać było, że nerwica mu się zaczyna (bo gdzie pieszy na drodze dozwolonej dla pieszych i rowerzystów i z zakazem przejazdu, nie?). Jak się zatrzymał, to wtedy dopiero uchylił szybę (zauważyłem, że gościu w garniaku i z papierosem w ręku, czyli wiadomo, "urzędas") i wywiązała się rozmowa (dajmy na to, że jest to "Pan Gburek"):

[Gburek]: Zejdź mi pan z drogi, śpieszę się!
[Ja]: Przepraszam, ale pan wie, że tu jest zakaz przejazdu?
[Gburek]: Weź pan zjeżdżaj, bo nie mam czasu!
[Ja]: A mnie to nie interesuje. Tu jest zakaz przejazdu i koniec. <W tym samym czasie próbuję przytrzymywać psa, żeby przypadkiem go nie liznęła przez to okno w aucie>
[Gburek]: Weź pan zjeżdżaj i weź pan tego psa albo pana pozwę o zniszczenie wozu!

Widać, że do gościa nic nie dociera, więc nie było sensu gadać.
Kilka minut po tym incydencie trafiam na podobną sytuację, podobnie ubrany kierowca, ale tym razem kobieta (ujmijmy, że "pani Kowalska"):

[Kowalska]: Może się pan usunąć? Śpieszę się.
[Ja]: Przepraszam, ale pani wie, że tu jest zakaz przejazdu?

Jej odpowiedź po prostu mnie nieco zadziwiła.

[Kowalska]: Wiem o tym, ale mam zezwolenie. Do widzenia. <i pojechała>

Albo jestem ślepy (w co jak najbardziej wątpię), albo pod znakiem nie było nic mowy na temat tego, że zakaz nie dotyczy osób posiadających jakieś zezwolenia.

Sytuacja nr. 2.
Znowu wychodziłem z psem na spacer (tak, ta droga jest jedną z najlepszych do spacerowania), ale tym razem akcja potoczyła się od drugiej strony drogi, w okolicach drugiego zakazu przejazdu.
Idę, a z naprzeciwka jedzie policja (większy wóz niż zwykle, taki coś jak te dostawcze)... A za nimi dwa zwykłe samochody osobowe. Jeden za drugim! Po kilku minutach spaceru jechał jeszcze trzeci (odłączył się od tego wcześniejszego kordonu czy jak?)! I mało tego, znowu w garniaku gościu za kółkiem siedział.


Ja nie wiem, kto tu dla was w takiej sytuacji jest takim "piekielnym" (i czy ktokolwiek jest), ale dla mnie piekielnymi są kierowcy, którzy przejeżdżają właśnie przez tego typu drogi spacerowe (gdzie zdarzają się nawet matki z małymi dziećmi, a taki maluch niekiedy zacznie chodzić całą szerokością jezdni), "bo nie chce im się jechać normalnie i wolą skrótem", nieraz jadąc więcej jak 30 km/h. A już zwłaszcza tacy urzędnicy, którzy myślą, że jak pracują w urzędach lub ogólnie za biurkiem, to w jakiś sposób są lepsi od pospolitego Nowaka i jeżdżą jak i gdzie chcą.

Czy w tym kraju naprawdę musi dojść do jakiejś tragedii, żeby władze zaczęły chociaż myśleć nad problemem?

EDIT:
Małe sprostowanie co do znaku o którym mowa. Generalnie chodzi o znak "Zakaz ruchu w obu kierunkach", ale żeby aż tak się nie rozpisywać (i żeby nie wyszło zbyt długo, skróciłem to trochę do "zakazu przejazdu".

urzędniki ponad_prawem droga

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 100 (122)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…