Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77351

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z góry ostrzegam, że będzie BARDZO długo, więc TL;DL - moja babcia była najgorszym przypadkiem <tu wstawcie dowolne wyzwisko> z gatunku uciążliwych.

Babcia w zasadzie nigdy nie interesowała się swoimi wnuczętami. Jasne, można nie lubić dzieci, ani tym bardziej nie chcieć się nimi zajmować, nawet kiedy jest się na emeryturze - tylko w takim wypadku powinno to iść razem z uświadomieniem sobie, że takie dzieci również nie będą cię lubić ani też nie będą chętne do wpadania w odwiedziny. Moja babcia tej prostej zależności nie rozumiała i rozkręcała kłótnie, w których obwiniała mamę, że ta nas negatywnie nastawia.

Chyba też nie lubiłabym swojej matki, gdyby ta w młodości wyzywała mnie od:
- grubych toreb
- śmierdzących leni
- tłustych tłuków
I wielu innych równie przyjemnych porównań przy akompaniamencie wiecznych pretensji, że w ogóle żyje. Przy okazji, jedynym, co babcia robiła, było chodzenie do pracy (typowe siedzenie na tyłku) i spanie w łóżku, okazjonalnie przerywane kopceniem jak smok. Wszystkie obowiązkowi domowe spadały na dziadka i mamę.

Od śmierci dziadka naście lat temu, co miesiąc rodzice robili babci solidne zakupy, z zapasem wody włącznie (co z tego, że szanowna seniorka targowisko miała dosłownie 20 metrów od mieszkania); mniej więcej co miesiąc lub dwa mama najpierw sama, potem z bratem, a na koniec ze mną jeździła, żeby babci wysprzątać mieszkanie. Wdzięczność? Gdzie tam, same pretensje. Ją przewieje przez to mycie okien, dlaczego nie ma jej ulubionych jogurtów, czemu my się tak spieszymy, moglibyśmy posiedzieć i pogadać. Tak, babciu, pogadajmy o tym, jak w święta bardzo dobitnie dałaś mi do zrozumienia, że według ciebie jestem gruba. Marzyłam o tym całe życie.

Z czasem coraz trudniej było się umówić na takie sprzątanie i zakupy, babcia nie odbierała wcale, odbierała naćpana swoimi ukochanymi lekami nasennymi, a w święta, kiedy przyjechaliśmy z wielką siatą jedzenia, zablokowała drzwi kluczem w zamku. Ciekawa sprawa - zarzekała się, że żadnego jedzenia nie znalazła, a przy okazji dokładnego sprzątania mieszkania znaleźliśmy słoiki i pudełka, w których je dostarczyliśmy ;)

Przełom nastąpił w sierpniu, dwa lata temu, kiedy to poranek zaczął się od histerycznego telefonu, w którym babcia oznajmiła, że umiera i mama ma natychmiast do niej przyjechać. Standardowy numer, babcia umierała średnio 4 do 5 razy w roku, szczególnie kiedy coś jej się nie podobało. Np. stwierdzenie, że mama może przyjechać w dzień x albo y, w pozostałe pracuje, więc niech się babcia ogarnie i zdecyduje, kiedy chce zakupy i sprzątanie.

Mama przyjechała i sprawy dalej potoczyły się tak:
- syf w mieszkaniu podobno był taki, że mama mało nie zwymiotowała. Babcia siedziała brudna, wychudzona, ale i tak zdążyła zwyzywać córkę od kobiet lekkich obyczajów(za co całkiem słusznie moim zdaniem zarobiła plaskacza);
- najpierw nie chciała się zgodzić, żeby zadzwonić na pogotowie, potem się okazało, że już po nie dzwoniła, ale chcieli ją zabrać do szpitala, to odmówiła;
- ostatecznie wylądowała w szpitalu, a ja przez następny tydzień z okładem, od świtu do zmierzchu, dojeżdżałam i (czasami w asyście mamy) odgruzowywałam mieszkanie, żeby chociaż się tam dało wejść i przetrwać. Faktyczne porządki to kolejne 3 miesiące. Ulubionymi rzeczami babci były:
- chusteczki do nosa, wyniesione w liczbie około 10 pełnych, dużych worków;
- opakowania po ptasim mleczku, wyniesione w liczbie 20 worków;
- woda smakowa lub zwykła gazowana, tak w granicach 10 worków; oraz całe mnóstwo innych śmieci;
- Na uwagę zasługują cztery szuflady wypełnione paczkami po papierosach, których babcia miała absolutny zakaz palenia ze względu na POChP. Astma połączona z rozedmą płuc;
- W lodówce i garnuszku na kuchence zakwitło nowe życie i jestem pod wrażeniem, że nie wyszło na własnych nóżkach z mieszkania;
- łazienkę pozostawiam bez komentarza dla waszego własnego zdrowia psychicznego;
- Do tego wszystkiego cała szafeczka leków, które nijak były dobrane do chorób babci, ale co tam, do lekarza miała nawet bliżej niż na targowisko. W tym zestawieniu znalazło się mnóstwo opakowań po/z lekami nasennymi. Dla osób niezaznajomionych, leki nasenne powodują depresje oddechową. Świetne połączenie dla kogoś, kto dusi się od astmy poprawionej fajkami.

Okazało się też, że babcia od dwóch lat z mieszkania nie wychodziła, tylko sobie znalazła sąsiadkę m.in. do robienia zakupów i chodzenia do lekarza po recepty. Serdecznie babci gratuluję pomyślunku, bo z porównania rachunków i stanu konta wyszło na to, że sąsiadka brała sobie całkiem sporą prowizje za usługi. Babcia bardzo inteligentnie dawała kobiecinie swoją kartę kredytową wraz z PIN-em, kto by się nie skusił :) Sąsiadce opowiadała, że w ogóle się nią nie interesujemy, podała też fałszywy numer telefonu do domu. Oczywiście, nigdy nie zapraszaliśmy jej na wszelkie święta, urodziny, nie dzwoniliśmy, nie dopytywaliśmy, czy czegoś jeszcze nie potrzebuje, nope, cisza jak makiem zasiał, taka z nas urocza rodzinka.

Ktoś w tym miejscu mógłby zauważyć, że to my jesteśmy piekielni, bo się babcią nie zajmowaliśmy. Póki brat się nie wyprowadził, zwyczajnie nie mieliśmy miejsca w mieszkaniu, żeby babcie wziąć, przy okazji wszyscy albo pracowali, albo byli w szkole/na studiach, więc tej opieki też za wiele by nie miała; na dom opieki nas nie było stać do samego końca, a smaczku niech dodaje fakt, że babcia zwyczajnie tego nie chciała i na każdą taką sugestię nagle okazywało się, że umie sama posprzątać i sobie ugotować. Po uprzedniej awanturze wyszło, że jak chcemy się jej pozbyć, to mamy ją zawieźć na cmentarz, a nie do domu spokojnej starości. Kiedy chcieliśmy ją zabrać na konsultacje i dobrać jakieś leki na depresje, dowiedziałam się, że wszyscy chcemy z babci zrobić wariatkę (nie, czemu, sama świetnie się tym zajmowała) i ogłupić ją lekami. Wiecie, bo właśnie tak działają leki na depresję. Yhm.

Koniec końców babcia zamieszkała z nami i było to najbardziej burzliwe półtora roku mojego życia. Przytaczam sytuacje, które najbardziej zapadły mi pamięć. Awantury były na porządku dziennym.

1) Babcia nie trzymała moczu. Za jej skromną emeryturę, z której trzeba było też opłacić puste mieszkanie (nie było remontowane od lat 80., więc nie było mowy o wynajmie) i zadłużenie, które zrobiła (PO RAZ TRZECI) nie płacąc czynszu, nie stać nas było, żeby jeszcze dopłacać do pieluchomajtek czy pampersów. Stanęło na długich, grubych podpaskach, które wymieniane regularnie spełniały swoją rolę. Powodem awantur było zwracanie babci uwagi, że ma je wyrzucać do kosza w kuchni, a nie w swoim pokoju. Dlaczego? Bo jej pokój był mały i zaraz śmierdziało, a z kuchni śmieci wynoszone są codziennie. Brzmi sensownie? Dla babci nie. Uważała, że robimy wszystko, żeby jej dokuczyć. Raz zapchała taką podpaską ubikację i zarzekała się, że to przez przypadek.

2) Babcia nie potrafiła przejść kilku metrów do kuchni, żeby wyrzucić wyżej wspomniany przedmiot ani schylić się po chusteczkę, którą upuściła, ale przeszukać absolutnie każdą szafkę i każdy zakamarek, włącznie z torebką mamy (kiedy ta stała za rogiem :) to już siłę miała. Skąd wiem, że grzebała w szafkach? Potłuczone szkło w kuchni było niezłym dowodem. Po nabraniu podejrzeń zakleiłam u siebie dwie szafki taśmą klejącą i wyszłam na cały dzień do pracy. Wieczorem były zerwane.

3) Babcia była lekomanką. Dawaliśmy jej leki w małych pojemniczkach, taką ilość jaką nakazał lekarz, zazwyczaj o tych samych godzinach. Na wieczór babci przysługiwało pół tabletki nasennej. Dwa razy przebłagała mamę na dwie. Chyba każdy by odpuścił po tygodniowej tyradzie "BO JA NIC NIE ŚPIĘ, NIC A NIC". Za pierwszym razem babcia w środku nocy wlazła mi do pokoju, stała nade mną, sapała gorzej niż Lord Vader i nie reagowała na moje bardzo głośne pytania o co chodzi. Po wprowadzeniu protokołu "mamo pomusz" babcia została zatargana do łóżka i mała pretensje, że została zatargana. Za drugim razem zasikała łóżko. Żeby ukryć winę, oblała się wodą z kubka i twierdziła, że ktoś ją oblał. "- Kto, kosmici? B: - A bo jak ty coś wymyślisz...". Pomijam, że woda była smakowa i miała konkretny, pomarańczowy zapach. Totalnie nie do odróżnienia od smrodu moczu cukrzyka. Po tym jak ze wspólnego koszyczka leków zniknął cały listek (babcia zarzekała się, że nic nie wie, a my jej chcemy dopiec), zaczęliśmy leki chować. Też znalazła skrytkę. Wtedy mama zaczęła nosić leki ze sobą do pracy. Jakież to było nieszczęście i jakie wyzwiska pod moim adresem, że ja jej celowo tych leków nie daję. A tak swoją drogą, depresja oddechowa przy byciu podłączonym praktycznie non stop do koncentratora powietrza brzmi trochę jak strata pieniędzy na prąd, który urządzenie pochłaniało.

4) Mój chłopak grzecznie mówił "dzień dobry". Nie odpowiadała. Może ze względu na to, że nie dosłyszała? Zapytana o powód stwierdziła, że ona się gówniarzom kłaniać nie będzie.

5) Babcia groziła mamie, że w nocy zadźga ją nożem. Dlaczego? Mama nie pozwoliła jej wejść do kuchni, kiedy podłoga była świeżo umyta. Na zdrowy rozsądek - żeby babcia się nie przewróciła, bo powierzchnia była naprawdę śliska. Totalnie powinniśmy jej pozwolić tam wejść, kiedy ona ma takie widzimisię i pozwolić robić sobie głowę, nie?

6) Mój osobisty faworyt, który mógłby tu być osobną historią, ale wrzucam zbiorczo. Przez pewien czas panowała zasada, że śniadanie i kolacje babcia może jeść u siebie, a obiad obowiązkowo w kuchni. Kanapeczki zawsze w kosteczkę, bez pasztetu, bo babcia nie lubi, pomidorki i ogórki bez skórki, a poza tym posolone, chociaż lekarz w diecie odradzał. No ale bez soli jej nie smakuje zupełnie! Po śniadaniu i kolacji ktoś zwykle przychodził po talerz, czasem babcia sama odniosła. Nie zjadła za dużo? No OK, może nie była głodna, zorganizuje się jakiś owoc jak będzie chciała. Taaa...
Godzina 8 rano, mama wraca po dyżurze. Obracam się na drugi boczek, jeszcze 5 minut, potem mogę udawać produktywnego studenta. Jestem pewna, że wrzask mamy słyszano dwa piętra w dół co najmniej. Okazało się, że babcia zużyte podpaski i niedojedzone kromki, zawinięte w chusteczki, wyrzucała za okno...
Mieszkamy wysoko.
Z tego miejsca pragnę przeprosić sąsiadów i panie odpowiedzialne za utrzymywanie porządku, tym bardziej, że jako wzorowy lokator było mi zwyczajnie wstyd pójść się przyznać prosto w twarz.
Babcia zapierała się najpierw, że nic nie zrobiła, potem że MOŻE RAZ jej się zdarzyło, a potem strzeliła fochem. Wymontowałam klamkę od okna, bo dowody wskazywały, że proceder musiał trwać co najmniej ze dwa tygodnie.

7) W ostatnich tygodniach (chociaż wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy) życia babcia trafiła do szpitala. Staraliśmy się odwiedzać ją codziennie, czasem co drugi dzień. Awantura nadeszła po tygodniu pobytu.
Od progu przywitały nas histeryczne wrzaski, że umiera, żeby mama poszła zapytać pielęgniarek co się dzieje (powtórzone 4 razy tonem nieznoszącym sprzeciwu na granicy z płaczliwą histerią). Po krótkim i rzeczowym komunikacie, że albo mówi o co chodzi, albo idziemy stwierdziła, że niedługo znajdziemy trupa, BO ONI NIE DAJĄ JEJ LEKÓW, A W OGÓLE TO NIKT SIĘ NIĄ NIE ZAJMUJE. Mina pani z sąsiedniego łóżka i jej wersja wydarzeń upewniła mnie w przekonaniu, że babcia zwyczajnie kłamie, jak to miała w zwyczaju całe swoje życie. Histerii za to o mało nie dostały pielęgniarki, kiedy mama poszła zapytać o co chodzi. Okazało się, że leki są podawane, lekarz był kilkukrotnie, a przy okazji babcia dzwoni co 5 minut z każdą najmniejszą pierdołą. Skonfrontowana z prawdą babcia zaczęła się burzyć, że takie małe tabletki to jest nic! Jak to ma jej pomóc! Panie pielęgniarki otrzymały kawę, czekoladę, inne fanty i dozgonne przeprosiny. Spojrzały niemal współczująco kiedy stwierdziliśmy, że mamy to na co dzień.

Teraz pozwolę sobie na puentę w postaci osobistej piekielności. Podobno nie powinno się kalać własnego gniazda i być może pod takie kalanie te opowieści się zaliczają. Jednakże poza więzami krwi nie łączyło mnie z babcią absolutnie nic. Była dla mnie pod każdym względem obcą babą, która ze swoją upierdliwością i zwidami zwaliła się na głowę. Nie tęsknię za byciem traktowaną jak służąca ani za płaczem mojej mamy po kolejnej gównoburzy. Niech babci ziemia lekką będzie. Najgorszemu wrogowi nie życzę takiej osoby w rodzinie.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 256 (300)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…