Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#7744

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję dorywczo w kilku warszawskich klubach, czasami jako kelnerka, czasami na szatni. O ile w tej pierwszej roli mogłam ukrywać się przed klientami w kuchni i mieć z nimi rzadki kontakt, o tyle w pracy na szatni jest on podstawą.

Gdy mamy 500-700 ubrań na wieszakach, po kilka na jednym, zdarza się, że coś nam spadnie. W takiej sytuacji odkładamy to na bok, i gdy klient zwróci uwagę, że czegoś brakuje, prosimy o opisanie brakującej rzeczy - marka, model, guziki, suwak, kaptur, rozmiar, itd. Wtedy wydajemy daną rzecz. Na koncertach ludzie szybko wchodzą, i jeszcze szybciej wychodzą.

Sytuacja miała miejsce kilka miesięcy temu, podczas koncertu jednej z młodzieżowych grup, którego głównymi fankami są nastolatki - gimnazjalistki, licealistki, itd.

Wydajemy ubrania, okienko o wymiarach 2,5 x 1,5 m. Przed ladą kłębi się ze 30 osób, a jeszcze więcej jest na korytarzu, przepychają się, żadnego porządku nie można zaprowadzić.
Podchodzą dwie dziewczyny - na oko od 18 do 22 lat. [P]ierwsza [K]lientka: wysoka szczupła blondynka, coś pomiędzy punk/oi girls, krótka spódniczka, glany, szelki, pasek z nabojami, podarte rajstopy, ostry makijaż. [D]ruga [K]lientka: niska, ciemnowłosa, szczupła, glany, czarny strój, też punk, wydawała się nieśmiała i cicha.

Po koncercie wydajemy ich rzeczy i okazuje się, że jednej kurtki brakuje. Ruch jest taki, że prosimy je, aby poczekały kilka minut 15-20 i zaraz poszukamy ich rzeczy. Oczywiście blondynka zaczęła od wyzwisk:
[PK]: Złodzieje! Zaj***cie moją kurtkę! Oddawajcie! Ja się z wami k***a policzę!
[J]a: Przepraszamy, ale takie sytuacje się zdarzają. Teraz jest za duży ruch, ale za 10 min, ja lub kolega, poszukamy pani kurtki. Na pewno gdzieś ona tu jest, tylko mogła spaść na podłogę.
I wtedy usłyszałam kolejną wiązankę wyzwisk, Blondynka krzyczała do ludzi odbierających rzeczy:
[PK]: Nie oddawajcie tu nigdy więcej ubrań, bo wam ukradną! Nie chcą mnie obsłużyć! Złodzieje!
Jedna z osób odbierających rzeczy spytała mnie, czemu nie obsługuję tej pani.
[J]: Proszę Pani, kurtka tej dziewczyny jest na szatni, ale prawdopodobnie spadła, więc znajdziemy ją, jak będzie mniejszy ruch. Po za tym, ta dziewczyna jest nieuprzejma i wulgarna, więc wolę obsłużyć innych klientów.
[PK]: Nie pie***l, tylko dawaj moją kurtkę! Ty k***o!
[J]: Sama pani słyszy - powiedziałam do klientki, która chciała wstawić się za dziewczyną. Widać było, że zrozumiała, o co mi chodziło.
Ruch zmalał, więc spytałam:
[J]: Dobrze proszę pani, mogłaby pani opisać swoją kurtkę?
[PK]: (Tonem pełen impertynencji) - O nareszcie mnie zauważyliście. Jest to skaja, nie skóra, ale pewnie nie wiecie nawet co to jest. Widzieliście kiedyś skaję? Kolor bordowy, chociaż też wątpię abyś znała tyle kolorów, coś miedzy brązem, a czerwonym. Przecież wam tak mało płacą, że musicie innym kraść. Ja zarabiam 3 tysiące i stać mnie na dobre życie (?!). A wy, skoro się nie uczycie (nadmienię, że w tym roku mam obronę magisterki, a kolega jest po studiach), to będziecie zmuszeni tu pracować do końca życia, i jeszcze kraść!. Nie wiem jaka marka.
Cóż, sprawa wyglądała tak, że znaleźliśmy kurtkę po 2 minutach, ale za stek wyzwisk od k***ew, chamów, złodziei, ślamazar, nierobów, nieuków, itd., stwierdziliśmy z kolegą, że wydamy jej kurtkę na końcu.
Druga dziewczyna, brunetka, się popłakała, mówiła, że to jej kurtka (ciekawe tylko, czemu ta blondynka za nią mówiła przez cały czas?), że tak nie można i że zadzwoni na policję.
Wszyscy wyszli, została nam już tylko jedna rzecz, wiemy, że to płaszczyk tej brunetki, ale opis się nie zgadza, płaszcz jest ewidentnie brązowy, kilka innych szczegółów też nie pasuje. W końcu podchodzi do nas menadżer z policjantami. Wyjaśniają sytuacje, my mówimy, że te panie utrudniały nam prace, ale, że ich ubranie, choć nie do końca jesteśmy pewni ze względu na zły opis, są, znalazły się.
Oddajemy rzeczy. Menadżer robi jeszcze wykład dziewczynom, że mogły mieć trochę więcej zaufania, że było się nie kłócić, że niepotrzebna była policja i że tu nic nie ginie.
I w tym momencie policjanci się nimi zainteresowali. Słyszeli impertynencje blondynki (które wtrącała), zwrócili uwagę, że paski z nabojami, nawet pustymi, są nielegalne i że muszą je spisać. Poprosili je o dowody. I to była nagroda, za poniżenia tamtego wieczoru - "Panie" wyjęły legitymacje szkolne - były niepełnoletnie, blondynka dodatkowo zaświadczenie od kuratora, i wyszły z policjantami.

Warszawski Klub

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 555 (759)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…