Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#77851

przez ~Uzytkownik007 ·
| Do ulubionych
Pracuję w miejscu, w którym wiedzę zdobywa się w sposób interaktywny. Bywa, że ludzie nieodpowiednio korzystają z eksponatów i naszym obowiązkiem jest reagować (obrywa nam się za "nieupilnowanie" eksponatu).

Dziś sala była pełna dzieci (ok. 40 dzieci, 7 dorosłych; jedna wycieczka i kilku indywidualnych gości). Głośno, dzieciaki krzyczą, biegają, dobrze się bawią. Troje dzieci aż za dobrze. Używali jednego z eksponatów w tak nieodpowiedni sposób, że jego trzaski słychać było mimo gigantycznego hałasu. To zwróciło moją uwagę i przykuło mój wzrok. Obok dzieci (5-6 lat) stoi pani z rozanieloną miną i patrzy na "zabawę" chłopców (moim zdaniem widziała, że dzieciaki raczej "napieprzają" sprzętem niż się nim bawią). Idę i z daleka wołam: "Halo, chłopaki, nie tak mocno!". Nic. "Halo, chłopaki, nie trzaskajcie!". Nic. Stoję już za plecami chłopców (przodem stanąć się nie dało, przed nimi eksponat, obok ta pani) i powtarzam: "Chłopaki, ostrożnie, nie tak mocno". Nic. Żadnej reakcji ani ze strony dzieci (nawet się nie odwróciły), ani tej pani. Więc ostrożnie próbuję włożyć rękę między jednego chłopca a eksponat. Dotknęłam dziecko w ramię.
I nagle pani, jak się okazuje mama, niczym lwica rzuca się między mnie a dziecko z rykiem: "Proszę go nie dotykać, to mój syn! On jest chory! Co pani robi?!"> Babka przestraszyła mnie, chłopca chyba jeszcze bardziej i dalej krzyczy:
- Dlaczego dotyka pani dziecko?
- Ponieważ nie reagowało na uwagi słowne.
- Bo pani krzyczała.
- Na sali mamy 40 biegających dzieci, więc uniosłam głos, by mnie usłyszeli zanim podejdę i przestali trzaskać, bo się może popsuć.
- Kto to widział, żeby sprzęt był ważniejszy niż chore dziecko! - Pani zaczyna chlipać.
- Proszę się uspokoić, nie widziałam, że pani dziecko jest niepełnosprawne (nadal nie widzę, normalny +/- sześciolatek)
Pani z histerią:
- Ono jest NORMALNE, a pani powinna tu pomagać.
- Robię to, gdy tylko widzę, że ktoś potrzebuje pomocy, albo gdy o nią prosi. W tym przypadku widziałam nieumiejętne użytkowanie sprzętu, więc podeszłam. Dzieci nie reagowały, więc pozwoliłam sobie zagrodzić dziecku dostęp do eksponatu.
- Mój syn nie reagował, bo jest chory - pani niemal piszczy. - A jakby był głuchy, to co?
- Gdyby dziecko było głuche i stało tyłem do mnie, to jak sobie pani wyobraża, że miałabym zwrócić jego uwagę inaczej niż dotykiem? - tu się pani zafrasowała i zrozumiała, że wpadła we własne sidła.

Od współpracowników dowiedziałam się, że na innej sali chłopiec rzucał drobnymi elementami innego eksponatu. Zwrócono mu uwagę, by tego nie robił, bo to nie służy do rzucania. Matka: "On jest chory! Nie widzi pani, że on tego nie wie?". No nie wie, dlatego rzuca, a koleżanka tłumaczy dlaczego nie wolno i tyle.

Okazało się później, że chłopiec podobno jest autystyczny. Jednak moim zdaniem matka takim zachowaniem robi mu gigantyczną krzywdę. Zamiast zachować się jak zazwyczaj rodzice robią (mówią w takich sytuacjach do dziecka, np. pani mówi, że tak nie wolno tu robić, bo się popsuje), to pani histeryzuje, że ktoś zwrócił uwagę jej dziecku, które nie ma na czole wypalone MAM AUTYZM. Matka drze się na ludzi, a dzieciak stoi obok w przekonaniu, że popełnił Bóg wie jaki straszny czyn, choć tak naprawdę nic się nie stało. I kobitka nakręca się w przekonaniu krzywdy własnej i jej syna.

w pracy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 210 (222)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…