Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78189

przez ~femmeniefatale ·
| Do ulubionych
Historia z ostatniego pobytu ze znajomymi w klubokawiarni

Brzydki, deszczowy sobotni wieczór, a więc zdecydowaliśmy, że wyjdziemy ze znajomymi gdzieś na piwo. Oczywiście bez rezerwacji w dużym mieście w przyrynkowych pubach trudno o miejsca, a więc powędrowaliśmy do pierwszego lepszego lokalu. Usiedliśmy na miejscach (coś w stylu loży) i czekamy...

No nic. Kolega zdecydował, że sam pójdzie do baru po kartę. Wybraliśmy napoje i poszliśmy je zamówić, już we dwójkę, bo było tego kilka sztuk.

Zamówienie przyjęte, a więc kolejna jest płatność. I tu następuje zgrzyt. Barman wypowiada regułkę: To będzie 66 zł. Prosty rachunek - 7 piw po 8 złotych = 56 złotych.

[KL] - kelner
[JA] - femmeniefatale
[A] - kolega Andrzej

[JA] Przepraszam bardzo, zamówiliśmy 7 piw po 8 złotych, co daje 56 złotych. Skąd do zapłaty 66 zł?
[KL] To będzie 66 złotych razem z napiwkiem.
[A] Napiwek za co? Nikt nie podał nam karty, sami przyszliśmy po zamówienia. Nie ma tutaj mowy o żadnym napiwku.
[KL] No dobrze, to niech będzie 56 złotych.

Kolega zrobił się cały czerwony. Nie powiem, bo mnie także poirytowała bezczelność tego barmana. A więc podziękowaliśmy za piwo, zgarnęliśmy znajomych i resztę wieczoru spędziliśmy w pubie kilka ulic dalej.

Ja rozumiem, że może płace w gastronomii nie są jakieś wygórowane. Ale każdy idąc do pracy wie na jaką stawkę się godzi. Ja w czasie studiów dorabiałam sobie w szpitalu jako salowa za zawrotną stawkę 6,80 zł. Na 12-godzinnych dyżurach albo w dzień, albo w nocy (także wliczając w to święta, niedziele i inne dni, które nawet dla gastronomii są dniami wolnymi), cały czas na nogach, w ciągłym stresie (taka specyfika oddziału) i narażając się jeszcze na zarażenie jakimś ustrojstwem. Miałam podchodzić do pacjentów, od których zabierałam pojemnik z moczem i prosić o napiwek? Nie. Wykonywałam swoją pracę, za stawkę, na którą się zgodziłam, więc nie liczyłam na jakieś profity.

Coraz częściej denerwuje mnie to, że kelnerzy w restauracjach wręcz wymagają od klientów napiwków. Wykonują swoje obowiązki.
Sama daję napiwki, ale tylko wtedy gdy uważam, że kelner zrobił coś dla mnie ponad swoje obowiązki.

Sami oceńcie, kto jest tutaj piekielny.

PS: Piwo, które zwróciliśmy gdy wychodziliśmy z lokalu było butelkowane - taka informacja dla tych, którzy chcieliby się pieklić, że ten barman musiałby za nie zapłacić ze swojej kieszeni.

gastronomia

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (204)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…