Hałas ostatnio jest o dziewczynie pobitej przez koleżanki. Dodam swoje 3 grosze, jak to wyglądało u mnie.
Jedna dziewczyna z klasy stała się kozłem ofiarnym. Cicha, spokojna, trochę miała problemy z emocjami. W sensie łatwo się denerwowała, ale jak wykazała rozmowa z jej dawnymi znajomymi, to wszystko przez rodzinkę: mamusia z tatusiem mieli ją w czterech literach, bo liczył się tylko jej starszy brat. Koleżanka była ciągle wyzywana, nawet oddychała źle. O tym jednak dowiedzieliśmy się po skończeniu szkoły.
Wracając... Wiadomo jak to jest w nowej klasie, docieranie się różnych środowisk, uczniów z różnych szkół/klas. Niestety ona jedna nie przeszła "testu". Tym bardziej, że była z bardzo daleka i nikt jej nie znał. Dziewczyna próbowała cały czas jakoś żyć z klasą, polubić się z nimi, niestety poza kilkoma jednostkami reszta z niej szydziła. Wiecie: śmichy chichy, podczas gdy ona coś czytała albo odpowiadała na lekcji. Trochę też dziewczę było zagubione i nieśmiałe, trochę wolniej ogarniała - ale podejrzewam, że to efekt wspaniałego zachowania rodziców i traktowania jej jak śmiecia.
Problem zauważyła jedna z nauczycielek, z którą mieliśmy zastępstwo (bo oczywiście reszta nie zauważała, nie wiem czy nie chcieli czy faktycznie byli ślepi) i powiadomiła wychowawczynię, i panią pedagog. Efekt?
Wychowawczyni przyszła na lekcję, popatrzyła się na nas i zapytała się:
- Czy jest jakiś problem w tej klasie?
Wiadomo, że nikt się nie przyzna.
- Kasiu, czy w tej klasie ktoś ci dokucza?
<facepalm> Co miała niby odpowiedzieć? Przed klasą, wśród której połowa to "oprawcy".
Następnego dnia wpadła pani pedagog, rozdała kartki a4, jakaś anonimowa ankieta. Pojawiły się pytania w stylu:
- Lubisz się uczyć? - kto w klasie najbardziej dba o wygląd?
- Kto się najmodniej ubiera?
I... to wszystko. Problem został, raz było lepiej raz gorzej. Rodzicom nic nie powiedziano, zresztą i tak mieli to w d... O tyle dobrze, że u nas nie dochodziło do żadnych rękoczynów, a już na pewno nie ze strony dziewczyn bo byłyśmy tylko we trzy i ja nic do niej nie miałam, ani druga koleżanka też nie. Dopiero jak sprawiłyśmy kazanie tym belzebubom, to się trochę ogarnęli. I do samego końca poza normalnymi klasowymi docinkami miała spokój.
Ale tamta dziewczyna nie miała koleżanek, które jej pomogły. A reakcja szkoły była taka sama, bo nikt mi nie wmówi, że było inaczej. To bardzo powszechne i niestety smutno mi jest, że to się dzieje i nadal nikt nie reaguje.
Jedna dziewczyna z klasy stała się kozłem ofiarnym. Cicha, spokojna, trochę miała problemy z emocjami. W sensie łatwo się denerwowała, ale jak wykazała rozmowa z jej dawnymi znajomymi, to wszystko przez rodzinkę: mamusia z tatusiem mieli ją w czterech literach, bo liczył się tylko jej starszy brat. Koleżanka była ciągle wyzywana, nawet oddychała źle. O tym jednak dowiedzieliśmy się po skończeniu szkoły.
Wracając... Wiadomo jak to jest w nowej klasie, docieranie się różnych środowisk, uczniów z różnych szkół/klas. Niestety ona jedna nie przeszła "testu". Tym bardziej, że była z bardzo daleka i nikt jej nie znał. Dziewczyna próbowała cały czas jakoś żyć z klasą, polubić się z nimi, niestety poza kilkoma jednostkami reszta z niej szydziła. Wiecie: śmichy chichy, podczas gdy ona coś czytała albo odpowiadała na lekcji. Trochę też dziewczę było zagubione i nieśmiałe, trochę wolniej ogarniała - ale podejrzewam, że to efekt wspaniałego zachowania rodziców i traktowania jej jak śmiecia.
Problem zauważyła jedna z nauczycielek, z którą mieliśmy zastępstwo (bo oczywiście reszta nie zauważała, nie wiem czy nie chcieli czy faktycznie byli ślepi) i powiadomiła wychowawczynię, i panią pedagog. Efekt?
Wychowawczyni przyszła na lekcję, popatrzyła się na nas i zapytała się:
- Czy jest jakiś problem w tej klasie?
Wiadomo, że nikt się nie przyzna.
- Kasiu, czy w tej klasie ktoś ci dokucza?
<facepalm> Co miała niby odpowiedzieć? Przed klasą, wśród której połowa to "oprawcy".
Następnego dnia wpadła pani pedagog, rozdała kartki a4, jakaś anonimowa ankieta. Pojawiły się pytania w stylu:
- Lubisz się uczyć? - kto w klasie najbardziej dba o wygląd?
- Kto się najmodniej ubiera?
I... to wszystko. Problem został, raz było lepiej raz gorzej. Rodzicom nic nie powiedziano, zresztą i tak mieli to w d... O tyle dobrze, że u nas nie dochodziło do żadnych rękoczynów, a już na pewno nie ze strony dziewczyn bo byłyśmy tylko we trzy i ja nic do niej nie miałam, ani druga koleżanka też nie. Dopiero jak sprawiłyśmy kazanie tym belzebubom, to się trochę ogarnęli. I do samego końca poza normalnymi klasowymi docinkami miała spokój.
Ale tamta dziewczyna nie miała koleżanek, które jej pomogły. A reakcja szkoły była taka sama, bo nikt mi nie wmówi, że było inaczej. To bardzo powszechne i niestety smutno mi jest, że to się dzieje i nadal nikt nie reaguje.
szkoła
Ocena:
142
(168)
Komentarze