#78386

Witam wszystkich. Jestem kolejną rozżaloną kasjerką na tej stronie i prawdopodobnie poleci parę hejtów w stylu "wybrałaś taką pracę to nie narzekaj" czy inne podobne, ale człowiek wstaje rano z dobrym humorem i chęcią do pracy, a potem wychodzi z tego jajo. Pracuję w sieciowym sklepie z pieczywem i słodkościami, gdzie każdy sklep w teorii ma taka samą oferte ,ale jest inny pod względem klientów i zapotrzebowania na towar,a ja nieszczęsna mam tą przyjemność pracować "na skoczka".

Historia 1.
Jest punkt bardzo dochodowy, sprzedajesie tam wszystko od pieczywa przez kanapki po kawę i inne napoje. Oczywiście parę rodzajów ciasta tam po prostu nie ma adoratorów. Jeżeli przychodzi klient chętny akurat na to ciasto przepraszamy i ponujemy aby udał się do punktu Y jeżeli bardzo chce to ciasto,bo tam będzie. Ogółem ludzie rozumieją, ale nie ONA. ONA chce akurat to ciasto, bo jest pyszne i w punkcie Y jest, a u nas nie ma,bo ona ma bliżej do nas, a my jesteśmy niedorozwinięte i nie umiemy zamawiać towaru. Resztką cierpliwości odpowiadam, że u nas to ciasto nie mapopytu i gdy zamawiamy blach to przynajmniej w najlepszym wypadku 3/4 oddajemy na piekarnię, a mamy obowiązek zamawiać tylko to co się sprzedaje i jesteśmy z tego rozliczane, ale jeżeli Pani bardzo zależy na tym cieście to oczywiście możemy pani zamówić na konkretny dzień i będzie dla pani. Tu zaczęła się burza.
ONA: Ja kupuje to ciasto nieregularnie i nie wiem kiedy bedę chciała kupić
Ja- To niestety nie zamówię, bo to ciasto bardzo szybko schnie z racji ze jes już dosyć ciepło i jest to ciasto drożdżowe
ONA: Jak to ona sobie w domu trzyma to nawet przez tydzien (!) w lodowce w w papierze i siateczce i jest pyszne
Ja: Rozumiem, ale ja ciasta trzymac tak długo nie mogę i muszę je mieć na widoku dla klientów
WIELKIE OBURZENIE,ANI CZEŚĆ ANI SPIER..., OBRÓT NA PIĘCIE i tyle jąwidzialam...

cdn..m

sklepy