Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#78640

przez ~Dziamka ·
| było | Do ulubionych
Nie jestem typem plotkary, mam setki ciekawszych rzeczy do roboty, nie wiem nawet ile dokładnie mają dzieci sąsiedzi i którzy z nich je mają... poza jedną rodziną.
Mieszkamy z narzeczonym na osiedlu "zamkniętym" - i to tak zamkniętym, że w miare elegancki murek i metalowe ogrodzenie ogrodzono jeszcze raz dookoła straszną, metalową, wysoką na 2 metry siatką. Luksusy takie, że ściany są jak z tektury a budynek osiada ale skoro mieszkanie dostało nam się w spadku, to nie narzekamy (chociaż wiele osób nosy ma tak wysoko, że zaczepia o linie wysokiego napięcia z powodu tego, na jakim osiedlu mieszkają).
Tyle wstępu, ważny dla historii.

Rozwinę teraz "poza jedną rodziną". Jest to rodzina z trójką dzieci. najstarsze jest w wieku przedszkolnym. wyjątkowo hałaśliwa jednak nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Koło godziny 21 jak ojciec rodziny wraca do domu zaczyna się.
Pani domu często zamyka się z trzaskiem w łazience płacząc, często słychać przewracanie mebli, tłuczenie naczyń, krzyki, płacz dzieci. Słychac urywki kłótni o zupę, o niewyniesione śmieci, o to że dzieci nieprzebrane do spania odpowiednio. Pani często ma siniaki przykrywane drogim makijażem (chociaż nie zawsze się jej udaje zamaskować) i praktycznie nic nie mówi, pan domu to typowy korposzczur, bo nie mam jak tego nazwać. Wiecznie nerwowy, wystraszony, oczy jak spodki, "dzieńdobry" rzuca jak jedną sylabę i ucieka truchtem jakby go ktoś gonił. W domu jednak - pan i władca. Dzieci ciche strasznie.
Zaniepokojeni w końcu zaczęliśmy przychodzić pytać, jednak oczywiście "cud, miód i malina" mimo że ewidentnie jest coś nie w porządku. Nie bardzo jest jednak co robić, chociaż po naszych wizytach krótkich się uspokaja przynajmniej na kilka dni. Sąsiedzi wiedzą, że coś się u nich dzieje- krótkie rozmowy przy skrzynkach pocztowych kończą się "to nie moja sprawa". Wielokrotnie pan wydawał się pod wpływem narkotyków (a niestety jako były pracownik musze przyznać, że praca 18 godzin na dobę wielu zmusiła do narkotyków, aby tyle godzin funkcjonować i nie straicć nieźle płatnej posady tak jak ja straciłam; ot, jednak z wielu firm gdzie zarabia się nieźle "za coś").
To się ciągnie od ich pierwszego dziecka, czyli dobre 4-5 lat, ale zawsze bez dowodów przecież nikogo nie naślę tam. Anonimowe donosy nic nie dawały.

Sprawa miała miejsce pod koniec wakacji zeszłego roku. Godzina 3 lub 4 rano, jeszcze ciemno i słyszymy nad sobą łupnięcie. Upadające ciało dorosłej osoby jak nic. Chwilę wcześniej słychać było jakieś rozmowy stłumione (zawsze słychać jak ktoś rozmawia, urok warszawskich nowych bloków) a teraz cisza.
Tym razem reakcja szybka była, nakładamy tylko buty i hop hop, co trzeci schodem biegniemy piętro w górę, w końcu tam kobieta i dzieci są.
Otwierają nam nieznane twarze, wesołe od alkoholu. Podobno dziecko 3 w drodze to zrobili sobie panowie koledzy pana domu imprezę. No dobrze, w porządku, już chcę schodzić ale się upewnia narzeczony czy żony nie ma na pewno i dzieci. Panowie uznali to za świetny żart... bo przecież pytanie oznacza że "ON CHCE SIĘ NAM WŁAMAĆ!"
Nie minęła sekunda, a narzeczony na ziemi, na posadzce zimnej, ząb wybity, krew leci, trzech panów nad nim. Nawet wódki od nich nie czuć czy innego alkoholu, ale jak nic wszyscy w innym stanie świadomości. Próbuję odciągnąć jednego z nich ale co ja zrobię jak facet ma 100 kilo przewagi nade mną? Od jednego dostaję po twarzy i to piąchą. Do kobiety, kurtka jego mać. Pukam do sąsiadów, cisza.

Dobrze, dzwonię po policję spanikowana, zapłakana, stoję obok nich a oni się smieją że blefuję. Patrol zaraz będzie. Udało mi się jakoś wyszarpać chłopaka (bez czwórki górnej!) i zostawiamy wesołe towarzystwo. Chłopak zamroczony to tylko go zamykam w mieszkaniu - w oczekiwaniu na policję lecę do strażnika osiedlowego.
- Proszę pana, napadli mojego narzeczonego na klatce!
- Dobrze, idziemy!
Już prawie przy drzwiach, kiedy pyta mnie pan jak weszli na klatkę, wszak tu klucze i zamki kodowe.
- To goście jednego z mieszkańców.
Pan w tył zwrot mamrocząc, że on nie może zwrócić uwagi MIESZKAŃCOWI OSIEDLA BO GO WYRZUCĄ. Zgłupiałam, ale wróciłąm do mieszkania. Niedługo, bo może po 10 minutach jest patrol przygotowany na najgorsze, jednak jak do nas przyszedł pierwsze słowo:
- Ale to takie ładne osiedle!
Pokazuję co się stało chłopakowi, którego teraz męczy ból głowy i zęba, tłumaczę spokojnie, na ile potrafię, szarpaninę i że napadli go - poza mieszkaniem- bez żadnego powodu. O ile panowie jeszcze byli w miarę na baczność, tak po wywiadzie na górze zeszli poinformować że to "drobne nieporozumienie" i "nic nie zrobili". To my się kłóciliśmy podobno i chcieliśmy im przeszukiwać mieszkanie.
Pytałam co dalej z tym będzie.
- Prosze pani, nikomu się nic nie stało... to są panowie z pracą więc godni zaufania. Niech pani nie panikuje. Dyspozytorka mówiłą że to coś poważnego, ale NA TAKIM OSIEDLU NIE MIESZKAJ PRZECIEŻ ALKOHOLICY CZY OSOBY NADUŻYWAJĄCE NARKOTYKÓW.

I z tymi słowami zostawili nas nad ranem w niedzielę.

Czemu mnie wzięło na pisanie?
Ano sytuacja się powtórzyła dwa tygodnie temu. Koło 23 łupnięcie ciężkie na podłogę. Niezrażeni poprzednim w środku nocy dzwonimy do drzwi, ale o ile na pewno w mieszkaniu była kobieta z dziećmi, tak tym razem pan prowizorycznie chcial nam przeszukać mieszkanie (nie, nie rozumieliśmy i nie rozumiemy sensu) pan domu. I sru na dół do naszego mieszkania za nami. Szarpanka przy drzwiach, zamykamy się.
Zamknięci w mieszkaniu dzwonimy na policję. Policja przyjeżdza, pyta co się dzieje.

Chamsko podsłuchujemy tym razem rozmowę z góry.
- Ależ nic się nie działo, tylko mój maż krzyczy przez sen-śmieje się pani domu.
Policja powtórzyła nam w drodze powrotnej, że fałszywy alarm.
Kurtyna.

policja

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 40 (98)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…