Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78691

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka historii o wynajmujących mieszkania przypomniało mi jedną, sprzed kilku lat.

Mieszkałam u rodziców, na wsi, z mężem i córką. Sąsiednie domy stały puste (właściciele już nie żyli a ich potomkowie z reguły wyjechali). Jeden z nich należy do mojej cioci (dalekie pokrewieństwo utrzymywane chyba ze względu na sąsiedzkie stosunki). Wynajęła go młodemu małżeństwu "na dorobku". Mąż pracował za granicą, żona wychowywała syna i doglądała budowy ich nowego domu w sąsiedniej wsi. Ponieważ ciocia znała ich sytuację, umówiła się z nimi, że nie będzie od nich brała czynszu, a oni jedynie mieli wyremontować domek w miarę możliwości (jakieś malowanie, konieczne naprawy czy co uznali za stosowne). Domek niewielki (kuchnia, łazienka, jeden większy pokój i korytarzyk), więc i pracy nie było za dużo.
Cieszyłam się, że będę miała towarzystwo, bo wieś mała (większość mieszkańców to emeryci) i nie było do kogo ust otworzyć. Nasze dzieci często bawiły się razem.

Ze słów sąsiadki wiem, że ciocia kilka razy była zajrzeć (po drodze ze sklepu) jak się urządzili, zapytać czy wszystko w porządku. Przestała chyba po tym, jak syn lokatorki napluł jej do kawy. Tę historię słyszałam od lokatorki, opowiadała jakie nieznośne jest jej dziecko.

Najbardziej piekielnie jednak sąsiedzi zachowali się podczas wyprowadzki. Otóż zabrali dosłownie wszystko, nie tylko to co dokupili podczas mieszkania. Potrafili zdjąć kaloryfer i wziąć ze sobą (chociaż do tej pory zastanawiam się po co był on im potrzebny? Byłam w ich nowym domu parę razy z sąsiadką i stary żeberkowy kaloryfer z pewnością nie pasował do tego nowoczesnego wystroju. Chyba, że zainstalowali go np. w piwnicy). Jedynym śladem "remontu" jaki zrobili były pomalowane na początku ściany, które dzieci (w międzyczasie sąsiadka urodziła córkę) wymalowały kredkami dokąd mogły dosięgnąć. Cioci zostało puste mieszkanie, bo meble, które były (PRL-owskie albo wcześniejsze, jednak jeszcze solidne) lokatorzy pocięli i spalili w piecu. Oczywiście bez pytania.

P.S. Uprzedzając pytania, nie wiem czy ciocia podpisywała z nimi jakąkolwiek umowę. Pewnie tak, ale jako starsza osoba wolała święty spokój niż sądzenie się z nimi.

P.S2 Historię wyprowadzki znam z opowieści mamy, która rozmawiała z ciocią. Z ex-sąsiadką nie mam kontaktu (sporadyczne "cześć", jeśli widzimy się gdzieś na zakupach), ale zastanawiam się, jak ona może spojrzeć właścicielce w oczy? Dodam, że teraz obie mieszkają w tej samej wsi.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 126 (140)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…