Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78772

przez ~zbitypies ·
| Do ulubionych
Zaczęłam lekturę "Cmętaż Zwieżąt" i przypomniała mi ona sytuację, która odbyła się parę lat temu w mej okolicy.

Mieszkam w bloku. W sumie bloków jest 3. Wyrosły one obok pól i starszych gospodarstw. Jak to na blokach przy polach w piwnicach mieszkały koty. Zadbane, wysterylizowane. Jednak dzikusy. Niektórzy ludzie ich nie lubili, zamykali okna, a drudzy ustawiali miski z jedzeniem.
Pewnego dnia jeden z kotów został zagryziony przez psy. Jego ciało zostało odnalezione nad ranem. Cóż, osiedle z psami, ale żaden nie był do nich agresywny no i nikt nie wychodzi z psem w środku nocy. Doszliśmy do wniosku, że biedak padł ofiarą psa z gospodarstwa. I nawet wiedzieliśmy którego.

Otóż w jednym z gospodarstw mieszkała Pani X. Odkąd jej mąż zmarł nie potrafiła opanować swojego psa- wielkiego, agresywnego mieszańca. W dzień był niby na łańcuchu, a na noc go spuszczano. Jak się okazało tej nocy była dziura w siatce i pies uciekł. Co ważne pies nie tylko był agresywny w stosunku do innych zwierząt, a także do dzieci. Poszła delegacja zainteresowanych zwierzolubów, nakazała naprawienie siatki i problem zniknął. Na jakieś 4 miesiące.
Po 4 miesiącach ten sam scenariusz. W nocy usłyszałam szczekanie i przeraźliwe miauczenie, wyjrzałam za okno- znowu kundel uciekł. Nim zdążyłam poderwać ojca, żeby psa przegonił, kot już nie żył.

Ludzie przestraszeni, bo tym razem akcja nie była w środku nocy, a w godzinach bliskich 5, gdzie niektórzy o tej porze wychodzili już do pracy. Ba, ich ścieżka prowadziła "polami" obok gospodarstw.

Kolejny raz poszła petycja do właścicielki, że pies na łańcuch ale na cały czas. Pani X nie zastosowała się do naszych próśb. Ba, pies zaczął uciekać nawet w dzień. Były telefony na policję, ludzie nie wychodzili ze zwierzakami z domu. Kotoluby zamknęły znajdy w piwnicy (wynegocjowane ze spółdzielnią- niezbyt łatwo, ale się udało). Policja "nic nie może zrobić, bo nie ma dowodów" i to chyba stało się ich mottem do końca życia psa, który swe życie zakończył w sposób dość tragiczny.

Tajemnicą Poliszynela jest to, że zabił go jeden z właścicieli tzw. "nowych domków" (dajmy na to S), które pojawiły się naprzeciwko starszych gospodarstw. Sąsiad ten miał córkę, a córka miała dwa koty. Oba bezpieczne na swoim podwórku siedziały, ruszać im się nie chciało- jak kiedyś rozmawiałam, to były już staruchy i to kastraty, czyli lenistwo na poziomie rozwiniętym. Dom był ogrodzony.
S. zamykał bramę, wypuszczał koty na taras, dziecko bawi się z nimi. Ot to, sielanka. Lecz zakłócił ją pies. Prawie rok od pierwszego incydentu, na prywatnej posesji, zabezpieczonej płotem, S wyszarpał z pyska psa, coś co kiedyś było jego kotem. Jak pies się dostał? Nikt nie wie. Najprawdopodobniej płot przeskoczył, bo to była ogromna bestia.

S. poszedł do właścicielki psa. Nie chciał odszkodowania. Chciał uśpienia psa, argumentując tym, że z kotami mogła siedzieć córka. Pani X. twierdziła, że to wszystkich nas wina, że my psa prowokujemy mając koty, czy mniejsze czworonogi typu York. S. widząc, że się nie dogada, przedzwonił na policję. Ta, jak pisałam, przyjęła wyżej wymienione motto.
S. wziął więc sprawy w swoje ręce. Wyszedł nocą z kiełbasą z niespodzianką, na którą pies się rzucił. Krótko potem zdechł "niewiadomodlaczego", bo Pani X nawet nie zabrała go do weterynarza.

I tak oto my uwolniliśmy się od terroru agresywnego psa, dzięki interwencji S. Sam S. przyznał, że było mu ciężko, ale wizja córki pogryzionej przez psa była straszniejsza, a na interwencję służb mógłby liczyć dopiero po fakcie. I w pełni go popieram, mimo że zwierzolubem jestem. Czy jestem piekielna, czy wytłumaczona przez strach przed kundlem?

piekielny pies

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 213 (233)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…