zarchiwizowany
Skomentuj
(8)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Chciałabym przytoczyć tutaj sytuację, która wydarzyła się wczoraj, a swój ciąg dalszy miała dzisiaj. Zdaję sobie sprawę, że mogę zostać zaatakowana tutaj przez obrońców zwierząt, jednak już na początku chcę zaznaczyć, że w tamtym momencie była to jedyna rzecz którą mogłam zrobić, ze względu na brak czasu (spóźnienie do pracy).
Jadę wczoraj do pracy (spóźniona ze względu na przedłużającą się wizytę u dentysty) i patrzą że na skraju drogi (boku, nie poboczu), leży potrącony kot. Zatrzymuję się, sprawdzam, kot nie żyje. Przeniosłam kota na pobocze. O całej sprawie zapomniałam. Dziś ponownie jadę do pracy. A kot cały porozjeżdżany. Wątpię żeby był to inny zwierzak.
Kim trzeba być, żeby rozjeżdżać nieżyjące już zwierzę i to w dodatku leżące na poboczu?? Widać było, że ktoś specjalnie wjechał na zwierzaka. Żaden normalny kierowca by tak nie jechał.
Jadę wczoraj do pracy (spóźniona ze względu na przedłużającą się wizytę u dentysty) i patrzą że na skraju drogi (boku, nie poboczu), leży potrącony kot. Zatrzymuję się, sprawdzam, kot nie żyje. Przeniosłam kota na pobocze. O całej sprawie zapomniałam. Dziś ponownie jadę do pracy. A kot cały porozjeżdżany. Wątpię żeby był to inny zwierzak.
Kim trzeba być, żeby rozjeżdżać nieżyjące już zwierzę i to w dodatku leżące na poboczu?? Widać było, że ktoś specjalnie wjechał na zwierzaka. Żaden normalny kierowca by tak nie jechał.
Ocena:
-9
(25)
Komentarze