Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#78856

przez ~Waciak ·
| było | Do ulubionych
W kronice TOPR pod datą 04 06 2015 widnieje następujący wpis.

W czasie działań w Pięciu Stawach trwa kolejna wyprawa: tym razem na szlaku na Rysy. O godz. 17.15 turyści schodzący z Rysów, w rejonie „Kamienia” natrafili na mocno wychłodzonego turystę, który, jak się okazało, zsunął się kilkanaście metrów po stromych twardych śniegach, doznając otarć. Upadek spowodował, że bał się on schodzić dalej.

Moim zdaniem warto to rozwinąć.

Warunki były kiepskie. Śnieg leżał od Czarnego Stawu prawie po sam szczyt. Chmury też zaczynały się na wysokości Czarnego więc widoczność mocno ograniczona. Raz po horyzont,chwile potem nachodziła chmura i 20 metrów.

Schodzę ze szczytu z moją wtedy najlepsza przyjacółką teraz całym mym światem aż nagle słyszę z dołu ciche "pomocy".
-Wiatr-pomyślałem
-Sam jesteś wiatr-pomyślał głos i dało się słyszeć juz wyraźne "POMOCY"

Mówie mojej A by spokojnie schodziła swoim tępem a sam jak ostatni idiota zaczynam zbiegać na dół. (Z perspektywy czasu ciesze się że nie pojawił się w wspomnianej kronice również zapis "zabił się nieudolnie próbując nieść pomoc")

Dobiegam na miejsce i widzę chłopaka, lat może koło 20, ubrany w moro i z znaczącą nadwagą leżącego w śniegu. Stwiedził ze nie może się ruszać bo mu ręce poodmarzały itp. I trzeba dzwonić po helikopter. Dzwonie po TOPR a oni że mają inne akcje teraz i mgła wiec wysadzą ratowników pod Czarnym Stawem, ale musimy pomoc sprowadzić ofiarę bo droga daleka.

Tu się robi ciekawie. Mówię mu ze trzeba będzie schodzić na dół a ten ze woli helikopter. Mówie ze mgła i nie doleci, a nawet jak coś to nas nie znajdzie. Na co on ze:
-ma przy sobie latarkę na podczerwien czy inna magię voodoo i helikopter potrafi to wykryć.
-ma na sobie uprzaż ratownicza (juz ubrana) wiec łatwo go wciągnąć można na pokład.

Na szczęście z góry doszło 2 harpaganów, chwile potem moja A i zaczynamy myśleć co z naszym nowym kolegą zrobić. Znieść go to i Pudzian z najlepszych lat w strong manach nie dał by rady. Na szczęście ratowany miał też przy sobie 60 metrów liny...

Opuszczalismy go na tyłku po 60 metrów na dół, podchodzilsmy kawałek i znów 60 metrów na tyłku. Czas naszego zejścia najłatwiej byłoby mieżyć nie zegarkiem a obserwacją erozji otaczających nas skał.

Po pewnym czasie zrobiło się na tyle płasko że już sam dał radę schodzić. W ramach podziękowań za pomoc dał mi pluszowego misia którego miał w plecaku obok liny. Miś też w moro.

Chwilę przed tym jak spotkaliśmy ratowników nasza grupka sie rozbiła. Ratowany razem z harpaganami z przodu sobie gadali. Ja z moja A lekko z tyłu. Nagle jeden z harpaganów krzyczy do nas:
"Akcja ratunkowa odwołana, kolega jest z Łodzi "

I tylko ten miś którego mam do tej pory przypomina mi ze to nie był sen.

Tatry

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 31 (85)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…