Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#79425

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Polska służba zdrowia temat rzeka...
Podzielę się z Wami swoją historią. Co ważne mieszkałam z teściami, partnerem i jego niepełnosprawną siostrą (M), która jest chora na porażenie mózgowe i to o niej będzie opowieść.

2 lata temu nad ranem w niedzielę (co ważne dla historii) M nie zeszła na śniadanie, co było jej stałym rytuałem dni,a więc zaniepokojeni poszliśmy na górę do jej pokoju. M leżała na łóżku i płakała, że boli ją nóżka. Lubiła dużo chodzić, spacerować, szukaliśmy zatem przyczyny bólu, powoli dopytując ją i starając się czegoś więcej dowiedzieć.

M poprosiła aby sprowadzić ją na dół. M jako kobieta duża (40 lat) i o zaokrąglonych kształtach (leki, itp) po schodach to było wyzwanie ale jednak nóżka jeszcze wtedy była w miarę sprawna, więc jakoś poszło. Po południu ból się nasilił, więc decyzja telefon na pogotowie niech coś zrobią. Po wyjaśnieniu sytuacji stwierdzili, że niepełnosprawna M na pewno konfabuluje i oni do bólu nogi przyjeżdżać nie będą, więc kupić maść przeciwbólową i smarować. Szpital był w dużym mieście oddalonym sporo od naszej małej miejscowości.

Po posmarowaniu maścią ból nie zmniejszył się
i do tego zaczęła jej drętwieć i boleć ręka z lewej strony (tak jak noga) była godzina o 21, kolejny telefon na pogotowie. Pani zbywającym tonem oznajmiła, że karetka jest zajęta może będzie za 1,5 godziny i że to noc, a na pewno nic się poważnego nie dzieje i M wymyśla przez swoją chorobę, zatem idźcie rano w poniedziałek do przychodni i będzie wszystko dobrze.

Cóż, przestraszeni ale M jakoś zasnęła. W nocy budziła się kilkakrotnie, spała już na dole koło naszego pokoju, więc wszystko słyszałam. Rano zaraz po otwarciu przychodni telefon o wizytę domową i czekanie do 12 aż lekarz skończy dyżur. Ręka i noga były mocno napięte chcieliśmy ją zabrać do lekarza, ale nie dała sobie nic powiedzieć krzyczała najzwyczajniej bała się. Musieliśmy czekać uspokajać ją.

O 12:20 przyjechała lekarka. Zaraz po zbadaniu M stwierdziła udar lewostronny i natychmiast wypisała skierowanie i kazała dzwonić po karetkę i tu znowu był cyrk.

Dzwonię PANI przez wielkie P po wyjaśnieniu, że pacjentka taka a taka, posiada skierowanie do transportu karetką w pozycji leżącej z diagnozą udar. Każe mi jeszcze raz przeczytać co pisze na skierowaniu, więc dyktuję co do słowa, ona coś cmoka pyta czy na pewno tam pisze transport leżący... Mnie już ponosi. Stwierdza, że karetka zaraz wróci z wyjazdu i ją łaskawie wyśle. Na koniec "podziękowałam" PANI za rozmowę i powiedziałam, że jeśli kareta do godziny się nie zjawi poruszę niebo i ziemię. M traktowałam jak starszą siostrę bardzo się z nią zżyłam.

Panowie we 2 przyjechali z leżącym pacjentem w karetce!!! Starszy Pan bardzo miły, ale oni teraz nie wiedzą co zrobić bo dyspozytor nie przekazał im że M będzie leżąca! tu mnie już (i nie tylko mnie krew zalała) tego co się działo nie przytoczę ale koniec końców Panowie posadzili dziadziusia w pozycji siedzącej przypięli pasami, a M z trudem i naszą pomocą wynieśli z domu, bo zrozumieli powagę sytuacji. To także równało się z tym że jej mama a opiekunka nie mogła z nimi jechać co budziło przerażenie M, ale obiecywała że pojedzie za nią samochodem.

To co wtedy przeżyliśmy jeszcze powoduje u mnie ciarki na samą myśl. A to co działo się w szpitalu... jeśli chcecie opiszę jak traktuje się niepełnosprawnych pacjentów w naszym kraju...

dom szpital osoba niepełnosprawna udar

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (213)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…