Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#79614

przez ~Belferka ·
| było | Do ulubionych
Była historia o rodzicach kupujących na zapas i marnowaniu jedzenia - autorowi/autorce proponuję porozmawiać z rodzicami o przyczynie takiego stanu. Pewnie znajdzie się ona w dziadkach.
Piekielna jestem pewnie ja, ale wyniosłam to z domu. W odpowiedzi na tą historię i zarzut, że sie czepiam biednych ludzi na zasiłkach.

W moim domu lodówka była pełna w okolicach 10. i przed jakimś zjazdem rodzinnym gdzie królowało "zastaw się a postaw się"(co by się zgadzało, bo zwykle był na to kredyt brany lub od sąsiadów pożyczane). W inne dni tylko wódka, szron i pasztet.
Mój mąż nie może się nadziwić, że w sezonie rzucam się na świerze owoce - nadrabiam braki.
Kiedy mąż mnie poznał przez gardło przechodził mi tylko paprykarz, bułka i herbata. Niczym innym się nie żywiłam.
Bo jak? Wyobraźcie sobie, że wpierniczasz większość miesiąca chleb z cukrem, a przez parę dni wciskają w skurczony dziecięcy zołądek jakieś mięsa, ciasta, golonki i inne tłuste obrzydlistwa - aż się porzygasz i wpychają w ciebie te rzygowiny (jedz, bo później nie będzie i będziesz głodna: bo w ciągu 3 dni najesz się żeby nie czuć głodu reszte miesiąca). Żeby nie było - ojciec stołował się "w trasie", a matka zawsze miała na słodycze i kebaby w pracy pożerane (wiem, bo pracowałam z nią i dowiedziałam się, że Grażyna zawsze tyle słodkiego, ciągle coś zamawia, a ojciec się chwalił czefo to nie pojadł).
Gromadzę jedzenie i nie tylko.
Trochę jak prepersi.
Mój mąż, który z koleji pochodzi z biednej rodziny i miał wyliczane jednego ziemniaka i skrzydło kurczaka z siostrą na spółkę uważa, że powinniśmy gromadzić pieniądze. Jednak dzieci maja swoje konta, my mamy IKE i wszyscybsa ubezpieczeni onkologicznie. Finansowo to wystarczy.
Wiem, że w razie czego pieniądz nie ma żadnej wartości.
Dlatego nasza piwnica pełna jest suchego prowiantu, konserw, papieru toaletowego, przyborów higienicznych i szkolnych(zanim jeszcze podjeliśmy decyzje o posiadaniu dzieci - z marszu mogły iść do szkoły) i domowej roboty wina.
Nigdy nie miałam alkoholu w ustach, jednak gdy odkryłam, że butelka dobrego wina jest akceptowalną formą zapłaty za drobne koleżeńskie przysługi.
Nie nawidzę prosić o pomoc, a tym bardziej nie nawidzę żebractwa, ale czasem do wniesienia mebli nie wystarczy mąż i żona, a znajomy pomoże zupełnie za darmo, bo głupio tak brać pieniądze- dzięki butelce wina nie czuje, że ktoś mi coś dał i nic nie dostał w zamian.
To także mam po matce, która co miesiąc chodziła po klatkach prosić się sąsiadów (dno dna).
Moim dzieciom nigdy niczego nie zabraknie. I nie chodzi mi o rozpieszczanie zabawkami. Nigdy im nie powiem, żeby zapchały dziure w ścianie szmatami, nie pożałuje na remonty, meble. Zawsze mają wszystkie zajęcia pozalekcyjne jakie sobie wymarzą, książki, kino, muzeum.
I na wszystko zarabiamy sami.
Z umiłowaniem tępię wszelkie przejawy żebractwa, bo jak się chce to można. Tylko trzeba ruszyć do pracy i nauki.
Biednym się jest tylko dlatego, że jest się leniwym.
Dlatego też gromadzę jedzenie i jestem piekielna dla wszystkich karaluchów niepracujących i żyjących z moich podatków, które mogłabym wydać na zabezpieczenie przyszłości mojej rodziny.

Dom

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (37)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…