Historia z salonu, w którym kupowałam suknię ślubną.
Od początku poszukiwań wiedziałam, że nie chcę klasycznej sukni, mocno ozdabianej czy coś w tym rodzaju. Zdziwiona tym, jak mało jest modeli odpowiadających moim oczekiwaniom, byłam bardzo szczęśliwa kiedy znalazłam salon, który w ofercie miał krój bliski mojemu ideałowi.
Obsługiwała w nim starsza pani, taka typowa "elegantka" - włosy postawione na lakier, perłowy biały cień na powiece, czerwona pomadka i perły na szyi :) Pokazałam jej suknię, którą byłam zainteresowana, ucieszyłam się że mniej więcej mój rozmiar, więc większe przeróbki nie będą konieczne. Już chcę iść do przymierzalni, ale...
Sprzedawczyni: - Ale gdzie to taka suknia dla pani?! Lepiej białą wziąć, taką klasyczną, taka to co najwyżej na plażę się nadaje! I taka biedna... Ślub to ślub, musi być szykownie!
Ja: -Dziękuję za rady, ale chyba zdecyduję się jednak przymierzyć tę. Bardziej odpowiada mi taki prosty, skromny krój.
S: - Ale ja nie dam, ja mam rację, przecież tu 20 lat mam sklep, to wiem co pasuje moim klientkom. Niech pani tę zmierzy (pokazuje mi typową bezę z milionem kryształków). Na pewno lepsza będzie niż tamta.
Ja: - To może najpierw przymierzę mój wybór, a potem się zobaczy.
S: - Jak tam pani sobie chce, na pewno będzie brzydko!
Ubrałam kieckę, wyszłam z przymierzalni, Pani nadal swoje. Gadka cały czas w tym samym stylu, że to wstyd tak zwyczajnie do ołtarza iść, że strojnie musi być, bo to tradycja i zawsze tak było. Po chwili zaczęła mi znosić jakieś bolerka, paski, kokardy, przypinki i nie wiadomo co jeszcze, żadna z tych rzeczy nijak nie pasowała do sukni. Powiedziałam, że w takim razie ja podziękuję i rezygnuję z zakupu czegokolwiek.
Jednak to nie koniec. Wchodząc z powrotem do przebieralni, odgarnęłam włosy z pleców i sprzedawczyni zauważyła mój tatuaż. Nie powiem, humor mi poprawiła słowami "O Jezusie, dziewczyno, jakbym to wcześniej widziała, to bym ci nic nie dała przymierzyć! Zdejmuj sukienkę i wychodź stąd! Kto to widział, z diabłem w ciele, choroby jakieś i przed Bogiem miłość przysięgać! Wstyd!"
Dowiedziałam się później od koleżanki, że właścicielka sklepu zawsze wciska wszystkim to co chciała wcisnąć też mnie, a widząc wytatuowany rękaw siostry znajomej, wyrzuciła ją, krzycząc, że zabrania jej czegokolwiek dotykać.
Cała sytuacja najpierw mnie nieco wkurzyła, ale końcówka tylko mnie rozbawiła, a sukienkę w końcu mam szytą według mojego projektu u krawcowej.
Od początku poszukiwań wiedziałam, że nie chcę klasycznej sukni, mocno ozdabianej czy coś w tym rodzaju. Zdziwiona tym, jak mało jest modeli odpowiadających moim oczekiwaniom, byłam bardzo szczęśliwa kiedy znalazłam salon, który w ofercie miał krój bliski mojemu ideałowi.
Obsługiwała w nim starsza pani, taka typowa "elegantka" - włosy postawione na lakier, perłowy biały cień na powiece, czerwona pomadka i perły na szyi :) Pokazałam jej suknię, którą byłam zainteresowana, ucieszyłam się że mniej więcej mój rozmiar, więc większe przeróbki nie będą konieczne. Już chcę iść do przymierzalni, ale...
Sprzedawczyni: - Ale gdzie to taka suknia dla pani?! Lepiej białą wziąć, taką klasyczną, taka to co najwyżej na plażę się nadaje! I taka biedna... Ślub to ślub, musi być szykownie!
Ja: -Dziękuję za rady, ale chyba zdecyduję się jednak przymierzyć tę. Bardziej odpowiada mi taki prosty, skromny krój.
S: - Ale ja nie dam, ja mam rację, przecież tu 20 lat mam sklep, to wiem co pasuje moim klientkom. Niech pani tę zmierzy (pokazuje mi typową bezę z milionem kryształków). Na pewno lepsza będzie niż tamta.
Ja: - To może najpierw przymierzę mój wybór, a potem się zobaczy.
S: - Jak tam pani sobie chce, na pewno będzie brzydko!
Ubrałam kieckę, wyszłam z przymierzalni, Pani nadal swoje. Gadka cały czas w tym samym stylu, że to wstyd tak zwyczajnie do ołtarza iść, że strojnie musi być, bo to tradycja i zawsze tak było. Po chwili zaczęła mi znosić jakieś bolerka, paski, kokardy, przypinki i nie wiadomo co jeszcze, żadna z tych rzeczy nijak nie pasowała do sukni. Powiedziałam, że w takim razie ja podziękuję i rezygnuję z zakupu czegokolwiek.
Jednak to nie koniec. Wchodząc z powrotem do przebieralni, odgarnęłam włosy z pleców i sprzedawczyni zauważyła mój tatuaż. Nie powiem, humor mi poprawiła słowami "O Jezusie, dziewczyno, jakbym to wcześniej widziała, to bym ci nic nie dała przymierzyć! Zdejmuj sukienkę i wychodź stąd! Kto to widział, z diabłem w ciele, choroby jakieś i przed Bogiem miłość przysięgać! Wstyd!"
Dowiedziałam się później od koleżanki, że właścicielka sklepu zawsze wciska wszystkim to co chciała wcisnąć też mnie, a widząc wytatuowany rękaw siostry znajomej, wyrzuciła ją, krzycząc, że zabrania jej czegokolwiek dotykać.
Cała sytuacja najpierw mnie nieco wkurzyła, ale końcówka tylko mnie rozbawiła, a sukienkę w końcu mam szytą według mojego projektu u krawcowej.
salon sukien ślubnych
Ocena:
119
(159)
Komentarze