Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#79759

przez ~kalinka1989 ·
| Do ulubionych
Uff, za długo już chyba pracuję w swoim zawodzie, oj za długo. Od ładnych kilku lat pracuję w sklepie odzieżowym pewnej znanej mniej lub bardziej marki.

Praca jak każda inna, nie jest może szczytem możliwości i ambicji, ale zapewnia stałe źródło dochodu, więc, do momentu znalezienia pracy docelowej, nie chcę z niej rezygnować z sobie tylko znanych powodów, choć ostatnio nagromadzone piekielności skutecznie przekonują mnie do natychmiastowej ewakuacji.

Kto te piekielności powoduje? Kierownictwo sklepu? Współpracownicy? Nie, moi mili, oczywiście klienci, przez których stałam się prawdziwym mizantropem. :)


Piekielność nr 1 - Sprzedawca to mój sługa.

W moim sklepie obowiązuje obsługa bezpośrednia, a więc niezależnie od natłoku obowiązków (kartony dostaw, przebudowy sklepu, przeceny itp), gdy tylko w sklepie pojawi się klient, musi być w pełni obsłużony (przywitanie, obsługa zgodna z zasadami sklepu, sprzedaż komplementarna itp).

Generalnie nie mam z tym problemu, gdyż specyfika odzieży, którą sprzedaję wymaga pewnej wiedzy, a zrozumiałym jest, że nie każdy wchodzący jest z nią zaznajomiony. Dodam, że wśród asortymentu sklepu znajdują się też tzw. rzeczy casualowe, bawełniane koszulki, skarpetki i bluzy.

Niektórzy klienci, przyzwyczajeni do poziomu obsługi, w pełni tę sytuację wykorzystują. Przykłady?

- Pstrykają na nas palcami.

- Każą nosić za sobą naręcza koszulek i bluz (uprzedzam pytania - nie, nie są to rzeczy znacznej wartości).

- Wymagają pomocy przy zakupie najmniejszej nawet rzeczy, takiej jak skarpetki, takich najzwyklejszych bawełnianych skarpetek. Uparcie wymuszają na nas wyrażenie opinii, co niektórzy, nie znając własnego rozmiaru stopu, potrafią nadstawić nam na blat kasowy brudną, zdjętą z nogi skarpetkę w celu określenia właściwego rozmiaru).

- Pan mający dwa metry wzrostu nie może znaleźć znaleźć rozmiaru wiszącej wysoko koszulki? Najlepiej zawołać sprzedawczynię mającą 1,6. Niech sobie poskacze i poszuka ci właściwej rzeczy. A potem zacznij się rubasznie śmiać, bo cały czas trzymasz daną rzecz w ręku.

Nie zrozumcie mnie źle, chętnie pomagam przy zakupie klientom zdezorientowanym, ale zakup skarpetek za 20 zł i wymaganie godzinnej obsługi przy ich doborze jest dla mnie lekką przesadą (ta sama zasada tyczy się klapek i bawełnianych koszulek).

Piekielność nr 2 - Dzień dobry? A po co?

Odsetek klientów odpowiadających na nasze powitania jest zatrważająco niski. Pominę milczeniem jeszcze klientów wpadających do sklepu tylko na chwile, którzy sami nie wiedzą, czemu się w nim znaleźli, ale szczytem bezczelności jest dla mnie, gdy przywitany klient, kolokwialnie mówiąc, sprzedawcę olewa, a po chwili podchodzi do sprzedawcy z upatrzoną rzeczą w ręku i bez przywitania czy spojrzenia w oczy rzuci niedbale:
- EMKĘ! (chodzi tu o rozmiar danej rzeczy w rozmiarze M).

I bądź tu człowieku miły.

Piekielność nr 3 - Manekiny.

W naszym sklepie istnieje zasada, że rzeczy z manekina są dla klienta ściągane. Zasada ta jest dość upierdliwa, biorąc pod uwagę, że w sklepie towaru mało, klientów dużo, a kierownictwo bardzo pilnuje stanu witryny.

Ciężko nad tym wszystkim zapanować, biorąc pod uwagę, że towar bywa z witrynowych manekinów ściągany od kilku do kilkunastu razy w ciągu dnia.

Generalnie rozumiemy, że te spodenki za 29,99 są dla danego klienta bardzo ważne i bez marudzenia je ściągamy. A każdy, kto choć raz manekina ubierał i rozbierał, wie, że nie jest to najlżejsza i najprzyjemniejsza czynność.

Pewne jednak zachowania klientów są dla mnie nie do przyjęcia:

- Klienci samodzielnie rozbierający manekiny. Nie tylko wchodzą sami na witryny sklepowe, demolując układ manekinów, ale jeszcze rozczłonowują je i ściagają sobie upatrzoną rzecz.

- Klienci, którzy chcą TYLKO rzecz z manekina. To nieważne, że taka sama rzecz jest na stanie sklepu i wystarczy, że zostanie przyniesiona z zaplecza. NIE! ON CHCE KONIECZNIE TĘ RZECZ Z MANEKINA I JA MAM JĄ MU NATYCHMIAST DAĆ!

Często też proszą o to osoby, które nawet nie są w stanie w dane rzeczy z manekina się zmieścić.

Nie mam zielonego pojęcia, co w tym jest, ale klient czuje się jakiś lepszy, kiedy widzi męczącego się z manekinem sprzedawcę, który podaje mu upatrzoną rzecz.

- Heheszki podczas obserwowania szamoczącej się sprzedawczyni. Dla mężczyzn nie ma nic zabawniejszego niż filigranowa sprzedawczyni, szamocząca się z ciężkim manekinem, by dać mu upragnione spodenki. Przecież to takie śmieszne, że manekinowi właśnie wypadła noga!

- Dzieci przewracające manekiny - nie zliczę nawet, ile razy dziecko, nieobserwowane przez nikogo, potrafiło wejść na sklepową witrynę i przewrócić ciężkiego manekina.

Witryna naszego sklepu jest otwarta, więc łatwo tam się dostać. Na szczęście nigdy nic się nie stało, ale taki manekin krzywkę może zrobić, a i o ewentualne zniszczenia nie jest trudno.

Nikt na nasze upominania i prośby nie reaguje, udając, że dziecko, które dokonało spustoszeń jest niczyje.

Co bardziej awanturniczo nastawione matki uważają, że to wina sprzedawcy, bo manekiny powinny być PRZYKRĘCONE do witryny!!!

uslugi

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (145)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…