Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#79974

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Trzecia i ostatnia część moich przygód w piekielnym przedsiębiorstwie (dwie poprzednie :#79739, #79826).
Nie chcę tu już pisać więcej piekielności, bo z wszystkiego można książkę zrobić, ale przypomniałem sobie jeszcze kilka sytuacji.

Na przykład M wpadł na pomysł, by każdemu pracownikowi na budowie, przymocować do kasku kamerę. Później jeden człowiek na firmie miał to wszystko przeglądać i sprawdzać czy się ludzie nie opierdzielają. Dodam, że pracowników miał kilkudziesięciu.

Miałem tydzień wolnego i to tylko dlatego, że musiałem zabiegowo usunąć odcisk na stopie, co uniemożliwiało mi chodzenie. Oczywiście siedząc w domu dostaję telefon, że muszę się pojawić na firmie i wypisać pismo dla zaprzyjaźnionej firmy. Mogłem to zrobić zdalnie z domu, bo laptopa zawsze zabierałem ale nie. Ustaliliśmy, że przyjedzie po mnie właściciel firmy dla którego miałem to pismo napisać. Przyjechał, zabrał, zrobiłem, odwiózł i jeszcze gość mi dał stówę za fatygę. Taki miły gest.

Ale dochodząc już do końca historii. W mieście gdzie znajdowała się siedziba firmy wyszedł przetarg. M zadowolony, bo robota "na podwórku" więc koszty logistyczne znikome. Startujemy, wyceniamy, ojciec M też startuje. Dzień przed złożeniem ofert o 2 w nocy oferta jeszcze nie zrobiona więc mówię znajomemu, który to wyceniał, że jadę się przespać do domu. Mówię, że będę o 5 rano, bo mieliśmy tego dnia złożyć dwie oferty. Także niecałe 3 godziny snu.

Wbijam o świcie na firmę i robię mniej ważną ofertę.
Poszła. Zostaje ta najważniejsza. Święty Grall. Pewna wygrana, bo mieliśmy info ile gmina przeznacza na wykonanie zadania więc mogliśmy dopasować się z ceną. Tak wiem, korupcja i te sprawy ale tak jest w całej Polsce.

Termin składania ofert do godz. 10.00. Godzina 9.00 kosztorysy jeszcze nie wycenione. Powoli zaczyna się stres. Godzina 9.40 chce już wszystko zapakować ale M mówi, że zmieniamy cenę. Wiedzieliśmy na ile ojciec M wycenił swoją ofertę więc daliśmy milion więcej i zaokrągliliśmy to do pełnej kwoty. Zmieniłem więc ceny i poszło.

Najniższa oferta była ojca M, nasza druga. Plan był taki, że ojciec M rezygnuje i my przejmujemy robotę za bańkę więcej.
Kasa zostaje w rodzinie. Milion więcej. Pozostaje czekać na decyzje.

To było pewnego ciepłego marcowego dnia. Standardowo zapierd... z ofertą robioną na kolanie do sąsiedniego województwa, bo robota na ponad 30 baniek to trzeba ofertę koniecznie złożyć. Zdążyliśmy, udaję się na otwarcie ofert. Podczas otwarcia dzwoni M. Wychodzę robiąc trochę szumu bo pomieszczenie małe, a chętnych było wielu. Odbieram i pytam o co kaman. W odpowiedzi dostaję pytanie, gdzie do jasnej anielki jest ksero oferty z naszego miasta.

Gdy miałem możliwość kserowałem przed zapakowaniem każdą ofertę. Gdy nie miałem takiej możliwości M potrafił wysłać mnie z firmowym kserem do jakiegoś urzędu i kserować wszystkie oferty z danego przetargu. Mówię, że tu i tu. Rozłączył się, wracam więc na salę. Dzwoni drugi raz. Znowu się przeciskam, wychodzę, odbieram i mówię, że jestem na otwarciu i nie mogę gadać. Ten na mnie z ryjem, że spierol...em i nas odwalili. Myślę sobie, że mogiła. Wrócę na bazę to gość mnie zabije. Uratowało mnie to, że byłem w sąsiednim województwie, więc pierwszy wk*rw na szczęście mnie minął.

Po otwarciu ofert Wracamy na bazę. Byłem totalnie przygaszony, wiedząc co mnie czeka na firmie. Podjąłem decyzję o odejściu. Po powrocie poprosiłem M na stronę. Powiedziałem, że już nie dam dłużej rady. Byłem kłębkiem nerwów, cały się telepałem i prawie rozpłakałem.

Dowiedziałem się też co źle zrobiłem. Mój błąd był banalny. Odwalili nas za to, że przy zmianie ceny w formularzu, zmieniłem cenę cyfrowo, słownie została stara. Wystarczyło. Zmęczenie i stres zrobiło swoje.

Powiedziałem, że idę do domu bo jestem zmęczony. Zostawiłem tylko laptopa na firmie.

Następnego dnia się nie pojawiłem w pracy, kolejnego też nie miałem zamiaru ale M z wielkim krzykiem zadzwonił, że mam przyjechać i się rozliczyć. Chciało mi się rzygać na samą myśl pojawienia się tam ale co się zaczęło trzeba skończyć. Pojechałem, przeszkoliłem znajomego, który miał przejąć po mnie obowiązki, chociaż przeszkolenie to może za dużo powiedziane. Chciałem oddać mu telefon służbowy ale powiedział, że mam sobie zostawić na ewentualne konsultacje.
Zadzwonił raz żebym przyjechał pomóc. Przyjechałem, niewiele pomogłem, wróciłem.

Fakt, że M po pewnym czasie oddał mi zaległe pieniądze ale oprócz pierwszej wypłaty nigdy nie zapłacił mi całości pensji. Zawsze na raty.

Jakiś czas po odejściu wybrałem się do miasta gdzie pracowałem i na rynku spotkałem wszystkich inżynierów pracujących u M. Zapytałem co tu robią w godzinach pracy, a oni na to, że strajkują. Ładnie:)

Nadgodziny trochę odbiłem sobie na telefonie służbowym.
Po pierwszym miesiącu pracy zacząłem go używać do celów prywatnych. Odszedłem w marcu, a telefonu używałem do sierpnia, gdy wyłączyli mi numer. Sam telefon (stary model Nokii) mam do dzisiaj.

Podsumowując wszystko. Gość mnie zniszczył psychicznie. Zastraszał, krzyczał, szantażował. Gdy się budziłem rano, kombinowałem co zrobić, by nie iść do pracy. Traktował swoich pracowników jak narzędzia, nie liczył się z nikim. Do dziś odrzuca mnie na podjęcie pracy u jakiegoś prywaciarza.

Po pracy u M zatrudniłem się na budowę do innego debila ale kiedy przestał płacić to go olałem lecz spotęgowało to tylko moją niechęć do prywatnych przedsiębiorców.

Kilka lat później M przestał się wywiązywać z umów, płacił ogromne kary i upadł. Jego rodzeństwo również. Ojciec tej wspaniałej trójki chciał chyba ratować sytuację i nie tyle upadł ale przeniósł się do stolicy i chyba coś tam działa. Matka M zamknęła hurtownię, został jej tylko market spożywczy.

Ogromna ilość sprzętu została sprzedana, ludzie zwolnieni, plac zamknięty. Tak skończył się piękny sen człowieka, który chciał być kimś więcej niż mógł.

Mogę wam dać tylko radę na koniec. Uniknijcie mojej sytuacji, nie popełnijcie moich błędów. Nie przystępujcie do pracy nie znając warunków, a gdy tylko poczujecie, że coś jest nie tak, odejdźcie. Kieruję to właśnie do młodych, zaczynających przygody na rynku pracy. Dzięki, że wytrzymaliście ze mną i powodzenia.

PS. Nie wiem dlaczego tak rozbija mi tekst. Poprawiam jak mogę i dalej to samo.

przedsiębiorstwo budowlane część ostatnia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 18 (104)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…