Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80201

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nawiązując do historii 80175, chciałabym się odnieść do tematu Pogotowia Opiekuńczego, w którym kiedyś przebywałam wraz z moimi młodszymi siostrami
Historia, nie będzie może o warunkach mieszkalnych, bo te z tego co pamiętam, były nawet przyzwoite, ale o tym co tam przeżyłam razem z siostrami.

Było to już ponad 10 lat temu. Byłam wówczas w podstawówce.
Grudzień, kilka dni przed świętami, późny wieczór.
Do pogotowia trafiliśmy dzięki uprzejmości mojej krewnej, wówczas wysoko postawionej pani policjant.
Pod nieobecność moich rodziców, wsadziła nas do radiowozu, który wcześniej wezwała, mówiąc że jedziemy na noc do takiego hotelu dla dzieci. Powiedziała, że spędzimy tam noc i wrócimy do domu (ogółem historia z tą krewną i to jak nas załatwiła nadaje się na osobną historię).

Ja wraz z rodzeństwem niewiele rozumiejąc, (trudno się dziwić, cała nasza gromadka była wtedy w podstawówce. Ja w 5 klasie, jedna siostra w trzeciej, najmłodsza w pierwszej), wsiedliśmy do radiowozu i odjechaliśmy. Pamiętam jak moja mama biegła za nami płacząc.
Nasz "hotel" był kilkanaście kilometrów od naszej miejscowości, więc dojechaliśmy w miarę szybko, było jakoś po 22.

Już na wejściu powitała nas bardzo gburowata "ciocia", która zaprowadziła nas do kuchni, dała każdej z nas po kanapce, a w trakcie jedzenia kazała nam zdjąć wszystkie ubrania do prania. W holu stał jeden z policjantów z "wujkiem". Słyszałam ich rozmowę. Nie będę się wdawała w szczegóły, ale po zdaniu policjanta "Póki co, będą u was, później pewnie dom dziecka", już wiedziałam, że nie jesteśmy w żadnym hotelu dla dzieci i że rodziców możemy już więcej nie zobaczyć.

"Ciocia" nie pozwoliła nam skończyć jeść. Zabrała nam kanapki spod nosa i zaprowadziła do pokoju, w którym spały już inne dzieciaki, dając nam 5 minut, żeby zasnąć. Siostry zasnęły moment. Ja nie. Słyszałam jak "Ciocia" krząta się koło pokoju, rozmawiając z "wujkiem" na nasz temat. Nie było to nic miłego, same przykre słowa zaczynając od "te głupie bachory", kończąc na obelgach w kierunku moich rodziców.
Nie wiem kiedy zasnęłam.

Rano "Ciocia" zrobiła nam pobudkę, która polegała na wylaniu każdej z nas szklanki wody na głowę. Kazała nam w 5 minut się ubrać i zejść na śniadanie, czas odmierzała stoperem, który miała zawieszony na szyi. Oczywiście się spóźniłyśmy, bo musiałam pomóc najmłodszej siostrze z ubraniem mokrych, niewysuszonych w ogóle ubrań. "Ciotka" oczywiście na nas nakrzyczała, że jesteśmy nieposłuszne i za karę zamiast normalnego śniadania, które stało nadal na stole, dostałyśmy dosłownie - po kromce chleba. Ta kromka miała nam starczyć do obiadu, który miał być o 16.

Z tym oto prowiantem zostałyśmy z siostrami zaprowadzone do pokoju zabaw. Pokój ten mieścił się w piwnicy. Zero okien, słabe światło. Na podłodze zabawki, wszystkie ułożone wręcz perfekcyjnie. "Ciocia" zaznaczyła nam, że jak przyjdzie po nas na obiad, sprawdzi, czy zabawki będą tak ułożone jak są w momencie naszego przyjścia. Przed swoim wyjściem poinformowała nas jeszcze, że na każde z nas przysługuje jedno wyjście do łazienki. Wyszła zamykając drzwi na zamek, a nas zostawiając same sobie.

Siostry nieśmiało zaczęły zabawę. Ja siedziałam pod ścianą obserwowałam je, ledwo powstrzymując płacz.
Czas mijał, dziewczynom znudziła się zabawa. Najmłodsza zaczęła się wypytywać o dom, rodziców. Co chwile pytała "czy możemy już wrócić do domu? Nie podoba mi się tutaj, chcę do mamy". Druga siostra dołączyła do pytań. Ja jak mantrę powtarzałam im, że niedługo, że niedługo, no bo co im miałam powiedzieć? W pewnym momencie zaczęłam płakać, nie mogłam już dusić tego w sobie. Siostry też zaniosły się płaczem, co chwilę mówiąc "chcę do mamy, do domu".
"Ciocia" usłyszała chyba nasz płacz i krzyki najmłodszej, bo nagle się pojawiła w drzwiach, kazała nam się zamknąć, bo zagłuszamy jej telewizję. Po tych słowach wyszła.

Na obiad zostałyśmy wezwane po 16. Najpierw jadły dzieciaki co tam mieszkały dłużej, bądź były na stałe. Wchodząc do kuchni widziałam w salonie grupę dzieciaków w różnym wieku, Wszystkie siedziały z książkami w rękach, a w rogu siedział "wujek" i pilnował ich chyba. Obiad przebiegł w miarę spokojnie, ale do czasu. Po całym dniu głodowania "ciocia" podała nam na obiad mikro porcję makaronu z sosem. Z racji, że po zjedzeniu tego co dostałam, nadal byłam bardzo głodna, zapytałam czy możemy dostać jeszcze. W odpowiedzi usłyszałam, że to nie jest jadłodajnia, a i tak już więcej nie ma, bo inne dzieci zjadły. Po posiłku znowu piwnica, tym razem z innymi dziećmi.

Po jakimś czasie, gospodyni przyszła, obejrzała zabawki, oceniła porządek. Po pozytywnej ocenie kazała nam iść spać. Nie pozwoliła nam się nawet rozebrać. Stwierdziła, że jak będziemy spać w ciuchach, to rano szybciej zejdziemy. Poinformowała nas też, ze rano opuszczamy to miejsce i gdzieś jedziemy. Jak się później okazało, przewieziono nas do babci.

Spędziłam tam dobę. To była najgorsza doba w moim życiu. Nikomu, a w szczególności żadnemu dziecku nie życzę trafić do takiego miejsca.

Dziś jestem już dorosła. Jak pisałam wcześniej, od tamtych wydarzeń minęło ponad 10 lat. Nie wiem, czy to pogotowie dalej funkcjonuje.
Nigdy nikomu nie opowiadałam o tym co tam przeszłam z siostrami, a dziś uważam że powinnam wtedy to powiedzieć, może zaoszczędziłabym cierpień innym dzieciom, które tam trafiały. Z tego co dowiedziałam się z czasem o tamtym miejscu wynikało, że praktycznie każde nowe dziecko, było tam traktowane tak jak my. Lepiej miały dzieciaki, które tam zostawały już na stałe.

Dziś zastanawia mnie jedno, czy ktoś miał kontrolę nad tym co tam się działo? Przecież zamykanie dzieci w piwnicy na cały dzień z jedną kromką chleba, podchodzi już chyba pod jakąś formę znęcania.

Podsumowania nie będzie.

wspomnienia

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (208)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…