Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80399

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taką mamy porę roku, że człowiek łapie choróbska szybciej niż się obróci. I mnie dopadło przeziębienie, ale nie przejąłem się szczególnie. Witamina C, herbatka z imbirem i jakoś wytrwam.

Pech chciał, że draństwo nie mijało. Po tygodniu wyhodowałem dudniący kaszel i narzeczona wykopała mnie do lekarza.

Lekarze w Anglii mają to do siebie, że na wszystko przepiszą paracetamol. Przeziębiony? Paracetamol. Kaszle, jakby miał gruźlicę? Paracetamol. Złamane żebra? Paracetamol. Dlatego nie zdziwiło mnie, gdy lekarz spojrzał na mnie, pokiwał głową, powiedział, że wirus i kazał brać paracetamol.

Tylko że tydzień siedzenia w domu i wchłaniania każdej substancji z witaminami i paracetamolem nie pomógł, a mój kaszel z dudnienia przeszedł w napady duszności i generalnie czucie się, jakby wygodniej było nosić własne płuca w reklamówce. Zawlokłem się do lekarza i usłyszałem, że to na pewno wirus, brać paracetamol, minie za tydzień.

Uznając, że państwowa służba zdrowia dopiero zainteresuje się mną jak faktycznie przyniosę im wyplute płuca w plastikowej torebce, poszedłem zobaczyć specjalistę prywatnie. Facet złapał się za głowę, przepisał antybiotyk i kazał siedzieć w domu.

Po trzech dniach cudownie przestałem kaszleć.

Ja rozumiem, że ludzie nadużywają antybiotyków i potem się tworzą bakterie oporne na nie. Ale na litość Boską, nie dało się tak od początku? Skoro stan pacjenta drugi tydzień nie ulega poprawie, a nawet się pogarsza, to chyba da się wydedukować, że to nie wirusowa infekcja.

Ciekawi mnie ile musiałbym czekać aż państwowy lekarz by w końcu chociaż mnie osłuchał.

piekielni lekarze

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (134)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…