Kiedyś była pewna historia na Piekielnych, która traktowała o tym, jak jej autor lub jego znajomy przyszedł do kancelarii komorniczej naprawić sieć telefoniczną lub internetową, a pani pracująca w kancelarii nie wpuściła go do środka, odprawiając go słowami, że długi trzeba płacić.
Dziś usłyszałem niemal kopię tej historii.
Kumpel z klasy z liceum wraz z dwoma swoimi braćmi prowadzą sklep ze sprzętem komputerowym oraz zajmują się serwisem komputerów czy sieci komputerowych. Głównie w domach klientów lub w firmach czy firemkach, które obsługują. Każdy z nich skończył jakąś szkołę czy studia związane z komputerami czy elektroniką. Sklep to słowo trochę na wyrost, bardziej to przypomina punkt, gdzie przyjmowane są zamówienia na sprzęt pod bardziej lub mniej konkretne wymagania, oni wynajdują po dostawcach gotowe zestawy/laptopy lub jeżeli jest taka możliwość sami kupują komponenty i składają zestaw. Zazwyczaj jest tak, że jeden z nich jest w sklepie, a dwóch pozostałych w "terenie" u klientów.
Jak to czasami bywa, od jednego z dostawców przyszedł nie ten sprzęt, którego potrzebowali, i który ich klient zamówił. Nie wiem, kto zawinił - kumpel z braćmi, ich klient, czy dostawca lub ktoś z jego pracowników pomylił sprzęt lub źle zapisał zamówienie.
W każdym razie przyszła faktura za nie ten sprzęt, co trzeba. Poszły pisma reklamacyjne, których dostawca nie przyjął, bo, jak twierdzono, dostawa była zgodna z zamówieniem. Sprawa otarła się nawet o sąd. Koniec końców ów sąd, prawomocnym wyrokiem czy uzgodnioną ugodą, nakazał zapłacić kumplowi i jego braciom jakąś tam część faktury plus część kosztów sądowych, a do tego później doszły koszty komornika, gdy nie udało się zapłacić całości w wyznaczonym przez sąd terminie. Do komornika wraz z jego kosztami mieli zapłacić ok. 10 tysięcy. Z komornikiem dogadali się w ten sposób, że zapłacą mu w trzech ratach po 3-4 tysiące, co tydzień w piątek ktoś z nich miał przyjechać do kancelarii komornika i tam wpłacić umówioną w pisemnym oświadczeniu ratę długu. Pierwsza rata miała być dzisiaj.
Teraz akcja właściwa. Jak już wspominałem, zawsze ktoś z nich był w terenie i kumpel wczoraj, tzn. jeden dzień przed umówionym terminem pierwszej raty, miał być u klienta w okolicy kancelarii komornika. Po krótkiej naradzie bracia doszli do oczywistego wniosku, że skoro jeden z nich jest tam dzień wcześniej, to szkoda czasu i paliwa na jeżdżenie w tę samą okolicę po raz kolejny na następny dzień, a komornik może się ucieszy, że ma ratę dzień wcześniej.
Sprawdzili, w jakich dokładnie godzinach kancelaria jest czynna, kumpel został zaopatrzony w odpowiednią ilość gotówki i potrzebne dokumenty. Gdy przyszedł do kancelarii komorniczej, pokazał pismo od komornika wraz z numerem sprawy i przygotował pieniądze, żeby dokonać wpłaty. Pani wyciągnęła akta. Po przeczytaniu owej "umowy" wywiązała się taka rozmowa (sens zachowany):
[P]ani: ale na oświadczeniu pisze, że panowie jutro mają zapłacić pierwszą ratę.
[K]umpel: Tak, oczywiście, ale dzisiaj byłem u klienta w okolicy i postanowiliśmy, że pierwszą ratę zapłacimy dzień wcześniej.
[P]: Ale jak na oświadczeniu pisze, że piątek, to rata musi być zapłacona w piątek.
[K] Ale chyba lepiej zapłacić dzień wcześniej, niż spóźnić się do kancelarii o kilka minut w dniu ostatecznej zapłaty i zastać ją zamkniętą.
I tak dyskusja trwała jakiś czas, aż w końcu wrócił do kancelarii owy komornik, gdy spytał się, o co chodzi i usłyszał od kumpla wyjaśnienie, bez słowa wziął kasę, wypisał pokwitowanie.
A potem tak opierd... znaczy opierniczył kobietę, że na dworze było słychać.
Dziś usłyszałem niemal kopię tej historii.
Kumpel z klasy z liceum wraz z dwoma swoimi braćmi prowadzą sklep ze sprzętem komputerowym oraz zajmują się serwisem komputerów czy sieci komputerowych. Głównie w domach klientów lub w firmach czy firemkach, które obsługują. Każdy z nich skończył jakąś szkołę czy studia związane z komputerami czy elektroniką. Sklep to słowo trochę na wyrost, bardziej to przypomina punkt, gdzie przyjmowane są zamówienia na sprzęt pod bardziej lub mniej konkretne wymagania, oni wynajdują po dostawcach gotowe zestawy/laptopy lub jeżeli jest taka możliwość sami kupują komponenty i składają zestaw. Zazwyczaj jest tak, że jeden z nich jest w sklepie, a dwóch pozostałych w "terenie" u klientów.
Jak to czasami bywa, od jednego z dostawców przyszedł nie ten sprzęt, którego potrzebowali, i który ich klient zamówił. Nie wiem, kto zawinił - kumpel z braćmi, ich klient, czy dostawca lub ktoś z jego pracowników pomylił sprzęt lub źle zapisał zamówienie.
W każdym razie przyszła faktura za nie ten sprzęt, co trzeba. Poszły pisma reklamacyjne, których dostawca nie przyjął, bo, jak twierdzono, dostawa była zgodna z zamówieniem. Sprawa otarła się nawet o sąd. Koniec końców ów sąd, prawomocnym wyrokiem czy uzgodnioną ugodą, nakazał zapłacić kumplowi i jego braciom jakąś tam część faktury plus część kosztów sądowych, a do tego później doszły koszty komornika, gdy nie udało się zapłacić całości w wyznaczonym przez sąd terminie. Do komornika wraz z jego kosztami mieli zapłacić ok. 10 tysięcy. Z komornikiem dogadali się w ten sposób, że zapłacą mu w trzech ratach po 3-4 tysiące, co tydzień w piątek ktoś z nich miał przyjechać do kancelarii komornika i tam wpłacić umówioną w pisemnym oświadczeniu ratę długu. Pierwsza rata miała być dzisiaj.
Teraz akcja właściwa. Jak już wspominałem, zawsze ktoś z nich był w terenie i kumpel wczoraj, tzn. jeden dzień przed umówionym terminem pierwszej raty, miał być u klienta w okolicy kancelarii komornika. Po krótkiej naradzie bracia doszli do oczywistego wniosku, że skoro jeden z nich jest tam dzień wcześniej, to szkoda czasu i paliwa na jeżdżenie w tę samą okolicę po raz kolejny na następny dzień, a komornik może się ucieszy, że ma ratę dzień wcześniej.
Sprawdzili, w jakich dokładnie godzinach kancelaria jest czynna, kumpel został zaopatrzony w odpowiednią ilość gotówki i potrzebne dokumenty. Gdy przyszedł do kancelarii komorniczej, pokazał pismo od komornika wraz z numerem sprawy i przygotował pieniądze, żeby dokonać wpłaty. Pani wyciągnęła akta. Po przeczytaniu owej "umowy" wywiązała się taka rozmowa (sens zachowany):
[P]ani: ale na oświadczeniu pisze, że panowie jutro mają zapłacić pierwszą ratę.
[K]umpel: Tak, oczywiście, ale dzisiaj byłem u klienta w okolicy i postanowiliśmy, że pierwszą ratę zapłacimy dzień wcześniej.
[P]: Ale jak na oświadczeniu pisze, że piątek, to rata musi być zapłacona w piątek.
[K] Ale chyba lepiej zapłacić dzień wcześniej, niż spóźnić się do kancelarii o kilka minut w dniu ostatecznej zapłaty i zastać ją zamkniętą.
I tak dyskusja trwała jakiś czas, aż w końcu wrócił do kancelarii owy komornik, gdy spytał się, o co chodzi i usłyszał od kumpla wyjaśnienie, bez słowa wziął kasę, wypisał pokwitowanie.
A potem tak opierd... znaczy opierniczył kobietę, że na dworze było słychać.
Komornik
Ocena:
103
(129)
Komentarze