W piątek zaszedłem do RCK celem oddania krwi. Papiery wypełnione, próbka pobrana, żadnych przeciwwskazań nie ma, więc idziemy na salę.
W momencie, kiedy myłem miejsca do wkłucia na salę wszedł Karczek. Każdy wie, jak Karczek wygląda, więc nie będę opisywać jego wyglądu.
[K]arczek
[P]ielęgniarka
[K] - DOBRYYY! JA KREW ODDAĆ!
[P] - Dzień dobry. Proszę zostawić dokumenty i umyć miejsce wkłucia.
Karczek poszedł, minął mnie i zrobił, co miał zrobić. Obaj siedliśmy na fotelach i pielęgniarki pytają, który raz jest oddawana krew.
[J] - Oddaję już drugi raz.
[K] - YHYHYYY (?) JA TO PIERWSZY!
Jedna pani wkłuła się do mnie, a druga próbowała do Karczka, co nie do końca wychodziło, ponieważ Karczek stwierdził, że zacznie podrywanie.
[K] - A WIE PANI? (napina mięśnie) JA OSTATNIO SIĘ NAPIER*ALAŁEM NA ULICY!
[P] - Bardzo ciekawe. Proszę podać rękę.
[K] - MOŻE PANI MOCNO! JA JESTEM ODPORNY NA BÓL!
Mnie trochę śmiech łapie, bo sytuacja lekko komiczna się robi.
Pielęgniarka w końcu się wkłuła w Karczkową łapę i tłumaczy, że trzeba powoli zaciskać dłoń, żeby krew lepiej przepływała.
[K] - OK! SZYBKO ZROBIĘ!
W tym momencie nastał moment kulminacyjny. Karczek z prędkością światła zaczął zaciskać i rozwierać pieść. Raz, drugi, piąty, dwudziesty. Nagle ruchy stały się wolniejsze, patrzę na jego twarz, która wyraża zmęczenie i ogarniającą niemoc. Karczek się zaczął kiwać na boki, potem lekko ruchem kołowym i w końcu zleciał z fotelu z hukiem.
(Zaimponował mi tym, bo spaść z takiego fotela to nie lada wyczyn).
Pielęgniarki podbiegają, ale nie mogą chłopa dźwignąć. Dopiero przy pomocy ratowników zmienili pozycję Karczka. Minęły z 2-3 minuty, Karczek się ocknął, rozgląda dookoła i mówi:
[K] - ALE MI KTOŚ Z ZASKOCZENIA PRZYJE*AŁ!
Po odebraniu papierów nadal mi się chciało śmiać. Ciekawi mnie, czy jeszcze kiedyś przyjdzie.
W momencie, kiedy myłem miejsca do wkłucia na salę wszedł Karczek. Każdy wie, jak Karczek wygląda, więc nie będę opisywać jego wyglądu.
[K]arczek
[P]ielęgniarka
[K] - DOBRYYY! JA KREW ODDAĆ!
[P] - Dzień dobry. Proszę zostawić dokumenty i umyć miejsce wkłucia.
Karczek poszedł, minął mnie i zrobił, co miał zrobić. Obaj siedliśmy na fotelach i pielęgniarki pytają, który raz jest oddawana krew.
[J] - Oddaję już drugi raz.
[K] - YHYHYYY (?) JA TO PIERWSZY!
Jedna pani wkłuła się do mnie, a druga próbowała do Karczka, co nie do końca wychodziło, ponieważ Karczek stwierdził, że zacznie podrywanie.
[K] - A WIE PANI? (napina mięśnie) JA OSTATNIO SIĘ NAPIER*ALAŁEM NA ULICY!
[P] - Bardzo ciekawe. Proszę podać rękę.
[K] - MOŻE PANI MOCNO! JA JESTEM ODPORNY NA BÓL!
Mnie trochę śmiech łapie, bo sytuacja lekko komiczna się robi.
Pielęgniarka w końcu się wkłuła w Karczkową łapę i tłumaczy, że trzeba powoli zaciskać dłoń, żeby krew lepiej przepływała.
[K] - OK! SZYBKO ZROBIĘ!
W tym momencie nastał moment kulminacyjny. Karczek z prędkością światła zaczął zaciskać i rozwierać pieść. Raz, drugi, piąty, dwudziesty. Nagle ruchy stały się wolniejsze, patrzę na jego twarz, która wyraża zmęczenie i ogarniającą niemoc. Karczek się zaczął kiwać na boki, potem lekko ruchem kołowym i w końcu zleciał z fotelu z hukiem.
(Zaimponował mi tym, bo spaść z takiego fotela to nie lada wyczyn).
Pielęgniarki podbiegają, ale nie mogą chłopa dźwignąć. Dopiero przy pomocy ratowników zmienili pozycję Karczka. Minęły z 2-3 minuty, Karczek się ocknął, rozgląda dookoła i mówi:
[K] - ALE MI KTOŚ Z ZASKOCZENIA PRZYJE*AŁ!
Po odebraniu papierów nadal mi się chciało śmiać. Ciekawi mnie, czy jeszcze kiedyś przyjdzie.
Krwiodawstwo Karczek
Ocena:
140
(192)
Komentarze