Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80531

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od stycznia tego roku razem z chłopakiem mieszkam w Niemczech. Najpierw mieszkanie zapewniała nam firma, potem, gdy złożyliśmy CV do innej, sami wynajęliśmy lokum.

Po przeprowadzce zaczęliśmy kompletować zestaw mebli. W sobotę (tak z miesiąc temu) pojechaliśmy do Ikei, aby nabyć krzesła.
W ten sam dzień poznaliśmy naszego sąsiada - Węgra.

Po złożeniu krzeseł okazało się, że jedno się kołysze. Kiedy opierało się na nim ciężar, krzesło chybotało się na nóżkach, stukając.
Po chwili także usłyszeliśmy stukanie. Jednak nie wiedzieliśmy, czy to przypadek, czy ktoś stuka do nas. Chłopak oparł się jeszcze raz o krzesło, które stuknęło, a potem odstawił je do biurka i poszedł szukać jakiegoś kawałka kartonu, żeby póki co to zniwelować.

Dwie minuty później rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
Otworzyłam. Mężczyzna przedstawił się jako nasz sąsiad z dołu i powiedział, że nasze stukające krzesła przeszkadzają mu.

Odpowiedziałam, okej, przepraszam, nie wiedzieliśmy. Sprawa zakończona, poszedł sobie.

Zanim kupiliśmy filcowe podkładki (krzesła zakupione wieczorem w sobotę, podkładki we wtorek/środę), przyszedł jeszcze raz i rozkazał nam przestać szurać krzesłami. Raz zostawił list po polsku (koledzy mu przetłumaczyli). Coś w stylu: Polak, Węgier dwa bratanki, nie szurajcie krzesłami, nie chcę być złośliwy, itp. Po zakupieniu podkładek przestał przychodzić.

Myśleliśmy, że to koniec. A to dopiero się zaczęło.

W następnym tygodniu w poniedziałek dzwoni domofon. O 5 rano. Zerwałam się, by odebrać. Myślę "ki czort" o tej godzinie przychodzi do nas. Ale w domofonie cisza.
Nic, pewnie pomyłka. Wróciłam spać.

Wtorek to samo.

Środa spokój.

W czwartek odwiedziny sąsiada.
"Możecie przestać skakać po podłodze i drzeć się? Nie mogę spać".
Odpowiadam mu zdziwiona: nie skaczemy, nie krzyczymy, ba, nawet nie rozmawiamy za dużo. (Gramy na komputerze, każdy we własną grę i raczej sobie nie przeszkadzamy).
Mamy przestać, bo on nie może spać.
Tym razem lekko zdenerwowana, odpowiedziałam: dobrze, przepraszam, będziemy ciszej.

Od tej pory, kiedy Węgier uznał, że jesteśmy za głośno, przychodził i dzwonił do naszych drzwi dzwonkiem albo domofonem. Przeważnie z rana o 5, kiedy wychodził do pracy.

Kiedy kolejny raz zignorowaliśmy go rano, przyszedł po południu i pokazał mi kartkę: 20:00-6:00 i mówi: nie chodzić, nie rozmawiać. I poszedł, zostawiając mnie zaskoczoną.

(Co do nas: nie skaczemy, nie krzyczymy. Jesteśmy naprawdę cicho. Jedynym naszym przewinieniem jest chodzenie do toalety w nocy. Serio, pewnego dnia wstałam, poszłam do łazienki, usiadłam i za chwilę słyszę stukanie kijem od szczotki w sufit.)

Pewnej soboty przyszedł i powiedział, chodź na dół do mnie, a niech twój chłopak chodzi po mieszkaniu. No dobra.
Weszłam i słucham... słucham... Rzeczywiście słychać delikatne "tup tup". Musiałam zrobić dziwną minę, bo zaczął warczeć: "w nocy jest głośniej, dużo głośniej. Nie mogę spać, przestańcie chodzić".
Tak, tak. Jasne. Nie będziemy. Najwyżej nauczymy się latać.

Od tej pory po prostu wyciszaliśmy domofon na noc i był względny spokój. Do dzisiaj.

O północy poszłam do toalety. Dzisiaj 4:50 - dzwonek (zapomnieliśmy wyciszyć). 3 minuty do drzwi u nas, kolejne 3 domofonem na dole. Gdy wróciliśmy z pracy, pofatygował się osobiście.

Miałam już dość jego nachodzenia, więc otworzyłam drzwi i mówię:
(Ja) - Słucham, co tym razem?
(Węgier) - Wczoraj o północy...
Przerwałam mu.
(J) - Tak, poszłam do łazienki.
(W) - Trzeba tak hałasować?!
(J) - Poszłam do łazienki, jak normalny człowiek.
Wzruszyłam ramionami. I tym go bardzo zdenerwowałam.
(W) - Co wzruszasz ramionami?!
(J) - Chodzę normalnie, nie robię nic złego. Do widzenia.
Zamknęłam drzwi, a ten zaczął się dobijać. Walić, dzwonić i krzyczeć "halo, haloooo".
Mój chłopak nie wytrzymał. Zwykle mu nie otwierał, bo nie za dobrze umie niemiecki. Tym razem się pofatygował, otworzył drzwi i powiedział "WAS?".
Gościu zaczął się wycofywać, mówiąc:
- Ostatni raz tu byłem, a byłem 11. Następnym razem przyjdę z kartką, że już tu nie mieszkacie.
Pogroził, że pójdzie do naszego wynajemcy (prawdopodobnie wynajmuje od tej samej spółdzielni, co my). I już tu nie mieszkamy.
Zanim zniknął, odkrzyknęłam z wnętrza mieszkania, że jeżeli jeszcze raz będzie nękał nas dzwonieniem o 5 rano, to pójdę na policję. Następnie napisałam maila do pana, z którym podpisywaliśmy umowę o najem i czekam teraz na odpowiedź. Niestety było już za późno, żeby zadzwonić.

I trzymam Węgra za słowo, że już więcej nie pojawi się przed naszymi drzwiami.

Niemcy sąsiad zagranica.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (108)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…