Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80625

przez ~szkolnewspominki ·
| Do ulubionych
Szkolne wspomnienia i narzekania na nauczycieli zdarzały się na tej stronie dość często. I moja pora, aby dorzucić swoje trzy grosze, chociaż obecnie jestem już na 3. roku studiów.

Dzisiaj odbierałam młodszą kuzynkę, która jest obecnie w klasie maturalnej. Jak się okazało, jej nauczyciel od matematyki ma kłopoty zdrowotne i w ostatniej klasie zmieniono jej nauczyciela na panią Katarzynę. Jako że kończyłam to LO (oczywiście najlepsze w powiecie i zachwalane w rankingach) panią Katarzynę znałam. Ba, miałam nieszczęście mieć z nią lekcję przez całe liceum.

W tym szanownym liceum panowała niepisana zasada, że klasy mają wybieranych nauczycieli pod profil. Tym sposobem mat-fiz dostawał najlepszego matematyka, a human-polonistę itd. (nie licząc języków, gdzie dostawaliśmy się do grup po wynikach testów gimnazjalnych). Ja miałam pecha znaleźć się na profilu społecznym, co oznaczało, że nauczyciel od historii i wosu był super, a matematyka, no cóż, leżała w rękach pani Kasi.

pani Kasia, delikatnie mówiąc, nie powinna uczyć nawet 4. klasy podstawówki. Mieli tego świadomość inni nauczyciele matematyki, uczniowie także. My byliśmy chyba czwartą klasą, która po 2 latach obiecywania poprawy pisała do kuratorium, bo u dyrektora nie mogliśmy nic zdziałać. Kuratorium mimo skarg nie zrobiło nic, więc pani Katarzyna potencjalnie musi mieć bardzo szerokie plecy. A dlaczego uważam, że pani Katarzyna nie umiała uczyć matematyki?

Zacznijmy od systemu prowadzenia lekcji. Tłumaczy coś, klasa zgłasza, że ni panimaje. "To zrozumiecie na przykładach". Nope, nadal nic. I ponownie spotyka nas pokrętne tłumaczenie. Szczególnie dobrze pamiętam trygonometrię w wykonaniu pani Kasi, bo cała klasa później robiła z tej lekcji memy: "Bo sinus to jest jak jest trójkąt, to tam jest sinus" lub "Jak trójkąt nie jest prostokątny to nie ma funkcji, ale jak jest trójkąt w kwadracie, to tam są". Wszystkie zależności tłumaczyła nam bez rysunku i kazała zapisywać. Potem przychodziła pora na zadania. Trzy najprostsze na lekcji (bo na więcej nigdy nie miała czasu), reszta trudnych do domu. Potem nas ochrzaniała, że złe wyniki nam wychodziły.

Wobec tego, że pani Katarzyna nie potrafiła zupełnie dotrzeć do ucznia, ja, która rozważałam mat-fiz, ale zamiłowanie do historii zwyciężyło, w 2. klasie liceum poszłam na korki. I gdy klasa ślęczała nad pierwszym zadaniem, ja robiłam następne. Kiedyś pani Kasia to zobaczyła i powiedziała, że jej nie szanuję, bo nie słucham i mam robić zadania razem z całą klasą, a nie że lecę do przodu. Olałam, robiłam swoje.

W 3. Klasie pani Kasia, aby zdjąć z siebie zarzut, że nic klasy nie nauczyła, a zastąpić go tym, że to klasa jest winna, bo to nieuki, zorganizowała lekcje przygotowawcze do matury (tj. rozwiązywanie arkuszy z podręcznika i powtórki). Z klasy chodziło na nie 8 osób. Pozostałe 22 miały korepetycje. Sprawa obiła się o naszą wychowawczynię, która spytała nas, dlaczego na zajęcia nie chodzimy, skoro pani Kasia się tak stara. Wychowawczyni pytała każdego o powód i to na forum klasy.

Parę osób zasłaniało się brakiem czasu, aż do czasu, gdy wystąpił mój kolega. On pierwszy odrzekł, że on ma korepetycje, bo gdyby miał swoją wiedzę opierać na przekazach od pani Kasi, to nawet w sklepie nie umiałby reszty wydać. I podobne sformułowania, że 1 godzina korepetycji w tygodniu zastępuje 4 godziny matematyki, powiedziała reszta.

W tym samym miesiącu co rozmowa z wychowawcą, rodzice ponownie wnieśli o zmianę nauczyciela. I co? Dyrektor stwierdził, że tylko Kasia ma godziny wolne, a reszta to już kolejnej klasy nie może mieć. pani Kasia oczywiście dowiedziała się, kto się pod zmianą nauczyciela podpisał i wobec tych osób wyciągała konsekwencje. Czyli praktycznie cała klasa miała pod górkę. Poza tymi 8 osobami z "kółka wzajemnej adoracji”, reszta klasy miała oceny nie wyższe niż 4, bo pani Kasia wszędzie znalazła błąd, który często był jej „widzimisie”, np. koleżance obniżyła punkty, bo pomnożyła w pamięci 11*11. U kogoś nie umiała się rozczytać i tak to szło. Interwencja u wychowawczyni? "A to pewnie dzieci przesadzają, pani Kasia jest dobrym pedagogiem".

Generalnie pismo do kuratorium poszło ponownie po maturze, bo gdyby bazować na lekcjach, to przystąpilibyśmy do niej bez prawdopodobieństwa i kombinatoryki.

Gdy przyszły wyniki, najwyższym wynikiem w klasie mogli szczycić się ci, którzy mieli korepetycje. 5 osób, które ostatecznie polegało tylko i wyłącznie na pani Kasi miało sierpień. 2 osoby, które na korepetycje zaczęły chodzić na krótko przed maturą zdały na styk. 1 nie zdała i matmy i języka.

Czyli w "pierwszym terminie" z klasy 30-osobowej nie zdało 6 osób. I to w takim liceum, które maturę zawsze pisze najlepiej w powiecie. ;)

szkoła matematyka

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (144)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…