Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#80745

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o tym, jak piekielności mogą się czasem zrównoważyć.

Piekielność pierwsza była bardzo pospolita: rowerzysta, jadący po chodniczku, który postanowił wyprzedzić pieszego. Nic niecodziennego, tylko: był to chodniczek osiedlowy, o szerokości metra, biegnący wzdłuż osiedlowej uliczki. Ścieżki rowerowej tam nie ma, ale o tej porze (przedpołudnie) jezdnią przejeżdża kilka samochodów na godzinę, ograniczenie prędkości obowiązuje, a pogoda w żaden sposób jazdy nie utrudniała (dla ciekawych: http://wrower.pl/prawo/jazda-rowerem-po-chodniku,2032.html ). Zresztą, po drugiej stronie jest chodnik znacznie szerszy. Chyba jednak rowerzysta był bardzo przywiązany do TEJ strony.
Pieszy jest natomiast emerytem (co widać na pierwszy rzut oka) i właśnie odbywał przechadzkę z psem. Zwierzątko, bynajmniej nie coś-tam-miniaturka, tylko średnich rozmiarów, ale dobrze ułożone, szło spokojnie na smyczy... do czasu.
Bo, jako się rzekło, rowerzyście zebrało się na wyprzedzanie.
Oczywiście, nie zszedł z roweru, żeby wyminąć emeryta na piechotę. Wybrał opcję przeciwną: przemknąć obok tak szybko, jak tylko będzie w stanie. Żeby piekielność była pełna: w miejscu, w którym tuż przy lewym krawężniku rośnie bardzo solidny żywopłot, więc w razie jakiegoś problemu nie miał możliwości zjechać w bok.

Zamiar wykonał - wyskakując z tyłu zupełnie nieoczekiwanie, ocierając się o emeryta, i być może uderzając pedałem psa. Pies, od lat nauczony, że rowerzystów i rolkarzy należy ignorować, tym razem uznał, że to coś więcej: ktoś atakuje Jego Pana!
I zareagował - ruszył za rowerzystą. Emeryt okazał się mieć więcej krzepy, niż by można podejrzewać, smyczy z ręki nie wypuścił. Pies dogonił rowerzystę, i ścigał go przez następne sto metrów, po czym z dumą wrócił. Misja przepędzenia agresora zakończyła się sukcesem!

Kilka minut później emeryt opowiedział mi o wszystkim, i pokazał smycz. Piekielność druga też była pospolita: producent smyczy widać zwracał większą uwagę na koszty, niż na jakość. Karabińczyk (dla niezorientowanych: ta mała, metalowa część, służąca do przypinania smyczy do obroży), tandetnie wykonany, rozleciał się na dwie części.

Po usłyszeniu wszystkiego westchnęło mi się, że aż szkoda, że rowerzysta przypuszczalnie uciekł nietknięty. Gdyby został ugryziony, gdyby wkroczyła policja, nikt przecież nie powiedziałby emerytowi złego słowa - takiego rozwoju sytuacji nie mógł przewidzieć. A rowerzysta pewnie do kompletu dostałby jeszcze mandat, i może przestałby walczyć o rekord w konkurencji "ile przepisów ruchu drogowego można złamać jednocześnie?"...
Na co emeryt stwierdził, że ma w domu drugą smycz, nieraz spinał je razem, żeby pies miał więcej swobody na spacerach. Chwilowo nowych kupić nie będzie mógł, pozostaje mu używać tamtej. ...Identycznej.

Szansa na powtórkę? Cóż, jedna więcej smycz dużej różnicy nie zrobi; takich samych widziałam w sklepie kilkadziesiąt, i wiem, że się sprzedały. Są w użyciu...

Co polecam do przemyślenia wszystkim rowerowym piratom drogowym, którym zdarzy się przeczytać ten tekst.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (28)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…