Oto historia sprzed kilku lat, z czasów, gdy byłam jeszcze nastolatką i rozpoczynałam przygodę z piekielnymi klientami :)
Moi rodzice mają hurtownię fryzjerską ze sprzedażą detaliczną. Pracowałam tam od samego początku, bo wiadomo, że za rodzinę nie płaci się żadnych ZUS-ów i tym podobnych.
W hurtowni było kilka tysięcy produktów, samych szamponów były trzy regały: różne marki, różne serie, jedne na łupież, inne do rudych włosów, inne do suchych, inne do blond, a inne do przedłużanych. Małe i duże opakowania.
Pewnej soboty wchodzi do sklepu klientka i mówi:
Ja wczoraj rozmawiałam z taką panią* i ona mi wybrała szampon. Namyśliłam się i chcę go kupić.
Ja: Wie pani, mnie wczoraj nie było, ale jak mi pani powie na co ten szampon ma być i jak wyglądało opakowanie, to go znajdę.
Klientka: Phi! Widzę, że pani się na niczym tutaj nie zna!
Po czym wyszła bez żadnego "do widzenia" i trzasnęła drzwiami.
Pracowałam już w sklepie ponad 5 lat.
*Miała na myśli moją matkę.
Moi rodzice mają hurtownię fryzjerską ze sprzedażą detaliczną. Pracowałam tam od samego początku, bo wiadomo, że za rodzinę nie płaci się żadnych ZUS-ów i tym podobnych.
W hurtowni było kilka tysięcy produktów, samych szamponów były trzy regały: różne marki, różne serie, jedne na łupież, inne do rudych włosów, inne do suchych, inne do blond, a inne do przedłużanych. Małe i duże opakowania.
Pewnej soboty wchodzi do sklepu klientka i mówi:
Ja wczoraj rozmawiałam z taką panią* i ona mi wybrała szampon. Namyśliłam się i chcę go kupić.
Ja: Wie pani, mnie wczoraj nie było, ale jak mi pani powie na co ten szampon ma być i jak wyglądało opakowanie, to go znajdę.
Klientka: Phi! Widzę, że pani się na niczym tutaj nie zna!
Po czym wyszła bez żadnego "do widzenia" i trzasnęła drzwiami.
Pracowałam już w sklepie ponad 5 lat.
*Miała na myśli moją matkę.
sklepy
Ocena:
78
(104)
Komentarze