Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80839

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia #80793 natchnęła mnie do podzielenia się i moją opowieścią. Nie będę pisał wszystkiego, bo jest po prostu tego za dużo. W wiele rzeczy, kiedy opowiadam, ludzie mi po prostu nie wierzą. O biciu dzieci będzie. O mnie, konkretnie.

U mnie to była matka. Biła mnie odkąd pamiętam. Za wszystko. Za bycie niegrzecznym (rzecz jasna), za niespełnienie jej rozkazów w czasie co do sekundy, za to, że nie podobało jej się życie, za to, że się pokłóciła (o pieniądze) z tatą. Za czytanie nie tego, co chciała, bym czytał. Raz dostałem (metalowym prętem) dlatego, że miałem wypadek - złamałem zęba, kiedy ona chciała wyjść z koleżanką, no i przeze mnie nie mogła.

Biła mnie czymkolwiek. Z reguły to był kabel od żelazka. Pasek. Ręka. Kij. Dowolny przedmiot trzymany w ręku.

Biła mnie gdzie popadnie. W głowę, plecy, pośladki, jądra, nogi, ręce.

Biła mnie długo, dopóki nie wywaliła mnie z domu w wieku 13 lat. Dosłownie. Wywaliła. Dlatego, że się rozwodzili i stwierdziłem, że nie podoba mi się to, jak traktowała ojca.

Wyrosłem na dobrego człowieka. Mam pasję, próbuję poradzić sobie z pracą. Próbuję odnaleźć miłość - nie mam problemu z kobietami, ale może z utrzymaniem związku. Niemniej nie jestem pokrzywiony przez to. Czemu? Sam nie wiem - może to całe pokrzywienie to bujda na resorach, a może to dlatego, że jakoś tak... nigdy się nie poddałem. Chociaż zapłaciłem za to poprzecinaną skórą i ranami do krwi, to im bardziej mnie biła, tym bardziej ja zwykle się przeciwstawiałem. Żeby nie było - nie lubię bólu. Darłem się, płakałem, ale nigdy nie zmusiła mnie w ten sposób do niczego. Biła mnie, aż się nie zmęczyła. Może też i dlatego, że mój tata wiele poświęcił, abym wyszedł na ludzi. I dalej o to się troszczy zresztą. Szczęście w nieszczęściu, można powiedzieć, bo mam wspaniałego tatę. Głównie chyba jednak moja... "krnąbrność" do tego doprowadziła.

I o tym dzisiaj będzie. O historii, którą nawet teraz lubi przytaczać z uśmiechem na ustach (tak, czasami się z nią spotykam, to jednak matka).

Mogłem mieć jakoś 7 lat. Coś zrobiłem, nie pamiętam już co. Ale mama się bardzo wkurzyła - biła mnie, trzymając tak, że nie mogłem się wyrwać. Po twarzy, głowie, brzuchu, wszędzie. A ja się darłem. I im bardziej się darłem, tym bardziej biła. W pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi. W zasadzie raczej walenie. Mama otworzyła, w drzwiach pokazała się sąsiadka. I tu wywiązał się taki dialog:

Sąsiadka: Cóż się stało...? Myślałam, że był wypadek, tak głośno płacze.
Mama: Wie pani, musiałam gówniarzowi wlać. Mam go już dość.
S: Ależ droga pani, przecież to nie ręką!
Patrzy na mnie (z tego, co pamiętam, miałem już rozciętą wargę, płynęła krew)
S: Coś sobie pani jeszcze zrobi, palce połamie. Ja zaraz wrócę, przyniosę pani doskonały pasek.

Przyniosła. Taki skórzany, wyjątkowo cienki. Za drugim uderzeniem dostałem już sprzączką.

Kto był piekielny? Ja, że pokazywałem, że nic mi nie zrobi? Matka, że biła? Sąsiadka, za swoją reakcję?


W wieku trzynastu lat, godzinę przed tym, zanim wyrzuciła mnie z domu, jej ojciec, a mój dziadek, przećwiczył mnie batem. Takim na konie. Czytałem książkę i chciałem skończyć rozdział. Od tamtej pory wiedziałem, gdzie się tego nauczyła.

Jeszcze na koniec: nie piszę tego z emocjami ani wyrzutem. Minęło już sporo lat, w sumie dwadzieścia. Wiele piekielności miałem w życiu, są rzeczy, o których nie chcę mówić, bo - jak wspomniałem - nikt mi nie chce wierzyć. Może poza świadkami tych wydarzeń. Jedyne co, to mam nadzieję, że szanowna pani sąsiadka dostała od życia za swoje.

Dom

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (174)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…