Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#80984

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wiem, czy historia piekielna, czy ja jestem niedoinformowana, ale biorąc pod uwagę fakt, że wszyscy znajomi i internet potwierdzają moją rację, jestem skłonna uwierzyć, że to nie ja jestem tą piekielną.

Będzie o przychodni w mojej okolicy.

Aktualnie jestem studentką pierwszego roku. Jestem też, niestety, osobą dość chorowitą. Do liceum nie było to dla mnie katorgą Ot, raz na dwa-trzy miesiące opuszczałam tydzień szkoły, rodzice usprawiedliwiali, a ja w wolnym czasie nadrabiałam zaległości.

Obecnie jednak zwolnienie od rodziców nie wystarcza. Pierwszy raz od początku studiów się rozchorowałam i, chcąc nie chcąc, musiałam iść zdobyć zwolnienie lekarskie.

Mówiąc krótko, wczoraj poczułam się źle, rano stwierdziłam, że nie ma mowy, w takim stanie nie przeżyję 6 godzin zajęć. Zwlokłam się więc z łóżka, owinęłam szalikiem i potruchtałam do lekarza.
Na miejscu okazało się, że jedna lekarka akurat jest wolna. W sumie całkiem mnie to zdziwiło, bo do gabinetu drugiego lekarza była dość spora kolejka, ale niestety, nawet gdyby zapaliła mi się czerwona lampka, nie miałam specjalnie wyboru.

Weszłam do gabinetu starszej [P]iekielnej pani doktor i mniej więcej streściłam, co mi jest. Że mdli mnie, mam dreszcze, boli mnie gardło, mam odruch wymiotny, jest mi słabo i ogólnie jest mi źle. Dodatkowo wspomniałam, że byłam w wakacje w strefie malarycznej. Stwierdziłam, że nawet jeżeli nie ma to znaczenia, zawsze lepiej o tym wspomnieć, o czym uczulali mnie lekarze przed wyjazdem.

P przejrzała coś w moich papierach, kazała mi otworzyć usta, spojrzała mi do gardła, siedząc po drugiej stronie biurka(!) i... właściwie tyle. Ani mnie nie osłuchała, ani nie sprawdziła temperatury, nic. Od razu zabrała się za przepisywanie mi antybiotyku. Trochę mnie to zaskoczyło, ale cóż, może miała magiczne moce, ja lekarzem nie jestem. Dodatkowo znam organizm na tyle, by wiedzieć, że w większości przypadków potrzebuję odpoczynku, ciepłej herbaty i witamin. No właśnie... odpoczynku.

[J] - A jak ze zwolnieniem lekarskim? Do kiedy powinnam siedzieć w domu?
[P] - Mogę wypisać, ale wiesz, że tutaj za to się płaci?

Spojrzałam na lekarkę jak na kogoś niespełna rozumu. Przez chwilę się zastanawiam, czy dobrze słyszę. Widząc moją konsternację, P wyciągnęła jakąś pogniecioną kartkę, gdzie były wypisane usługi, za które trzeba płacić i wśród nich było właśnie zwolnienie lekarskie. Co więcej, nie było to 5 czy 10 złotych, ale 50(!). Za wystawienie ,,chorej" osobie zwolnienia. Tak, ,,chorej", bo w tym momencie zrozumiałam, że mój faktyczny stan zdrowia nie jest ważny, stąd to bardzo dokładne badanie, a chodzi tylko o to, by wyłudzić kasę od biednego studenta.

[P] - No niestety tak jest już od roku i to we wszystkich przychodniach, nie tylko w naszej.

Niestety jeżeli chodzi o asertywność, to u mnie naprawdę kiepsko. Powiedziałam, że zapłacę, na co P kazała mi się udać do recepcji, wnieść opłatę, a potem wrócić do niej z dowodem wpłaty.
W tym celu musiałam wyjść do bankomatu, ale na myśl, że muszę wydać ciężko zaoszczędzone pieniądze, robiło mi się jeszcze gorzej. Na wszelki wypadek zadzwoniłam do [M]amy. Aktualnie nie pracuje, ale jako prawnik zna się na tego typu rzeczach.

[M] - Cześć, jak się czujesz?
[J] (lekko łamiącym się głosem, bo nie dość, że czułam się słabo, to ta akcja trochę mną wstrząsnęła) - Cześć, posłuchaj, czy mogą mi kazać płacić za zwolnienie lekarskie?
[M] - Co? Oczywiście, że nie.
[J] - No bo byłam tutaj u lekarza i mówią, że wystawienie zwolnienia kosztuje 50 złotych i nie wiem, co zrobić.
[M] - Co? Poczekaj chwilę, zaraz przyjadę.

I cóż, tutaj z całego serca muszę jej podziękować, bo, mając wizję nieobecności i pewnie oblania kolokwium w razie nieprzyniesienia zwolnienia, pewnie bym się złamała i zapłaciła. Mama przyjechała i weszła do przychodni, a ja poczekałam na zewnątrz. Nie wiem, co się tam działo, ale podobno zarówno panie w recepcji, jak i sama pani doktor lekko się wystraszyły i ku mojemu zaskoczeniu mama wróciła ze zwolnieniem. Widocznie się dało.

Potem jeszcze poszukałam informacji na ten temat, popytałam wśród znajomych, ale nikt o niczym takim nie słyszał. Planuję jak najszybciej przepisać się do przychodni dalej, ale z tego co widziałam, ludzie byli w stanie płacić za to zwolnienie.

I tutaj mam pytanie - czy ktokolwiek z was słyszał o takiej praktyce? I czy to w ogóle jest legalne w publicznej przychodni? Bo skoro nawet w recepcji o tym mówili, to nie może być tylko widzimisię lekarza, a jednak nigdzie nie ma mowy o płaceniu za coś takiego.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 85 (111)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…