Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81059

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam usunięty chirurgicznie 8 ząb, rozcinane dziąsło, szwy i do domu, po tygodniu przyjść na ściągnięcie szwów.

W wyznaczonym dniu pojechałam do ośrodka (sama, tacie, który miał ze mną jechać coś pilnie wypadło). Nie panikowałam, nie bałam się, przecież to tylko ściągnięcie szwów, 2 minuty i do domu.

Po ściągnięciu (jednak było trochę krwi i bólu) i zejściu z fotela dentystycznego, zrobiło mi się słabo. W połowicznej świadomości, zamiast zostać w gabinecie i tam przeczekać, aż mi się poprawi, wyszłam z niego z nadzieją, że "zaraz mi przejdzie, przecież nic poważnego się nie działo".
Oj, działo się. Chora nie jestem, ale od zawsze mam niskie ciśnienie i w sytuacjach gdy np. długo stoję w kościele często robi mi się słabo i mdleję. Tak też teraz się stało. Co prawda dałam radę dojść chwiejnym krokiem do poczekalni i wręcz rzucić się bezwładnie na jedyne wolne krzesło, ale zaraz po oparciu głowy o ścianę zemdlałam.

Trwało to może z 7-10 minut, ciągle byłam na krześle (bo znajdowało się w rogu pokoju, przez co ciało było ciągle oparte), jednak nikt z siedzących osób w poczekalni nawet nie zapytał, czy pomóc. Zainteresowanie zaś było spore - toż to widowisko za darmo, młoda dziewczyna, blada jak ściana mdleje, ludzie, patrzcie! Ale broń Boże nie reagujcie :)

Kiedy odzyskałam świadomość, ale dalej nie byłam w stanie chociażby nawet podejść pod dystrybutor i nalać sobie wody (0,5 metra obok mnie) spod przymkniętych powiek rozejrzałam się po poczekalni. Przedział wiekowy - od młodych licealistów, po eleganckie panie emerytki. Nikt nie zareagował. Nikt nie podał wody. Nikt nawet nie zaczepił przechodzących korytarzem pielęgniarek, że jest problem. Widzieli, że wyszłam z gabinetu, że byłam blada, że chwiejnym krokiem doszłam do krzesła, że miałam trochę krwi w kąciku ust... Ale za to każdy patrzył z zaciekawieniem, czegoś takiego przecież nie ogląda się codziennie.

Po 10 minutach, kiedy wszystko się unormowało, pozbierałam się do wyjścia. Miałam ochotę im wszystkim gorąco podziękować za pomoc, okazane wsparcie, ale jakoś się powstrzymałam. Wyszłam bez słowa.

Krótkie wyjaśnienia sytuacji:
- do poczekalni pielęgniarki/lekarze nie zaglądają,
- jestem studentką, ubrana jestem zawsze schludnie, chyba nie ma powodów, żeby "brzydzić" się do mnie odezwać czy pomóc ;),
- pacjenci w poczekalni z pewnością zauważyli, że trzeba mi pomóc - przed straceniem przytomności głośno oddychałam, miałam "nerworuchy", gdy ją odzyskałam, ręce wisiały mi wzdłuż ciała, nogi miałam wyprostowane "wywalone przed siebie", później głowę dawałam między kolana, wycierałam twarz chusteczką (poty zimne i gorące na zmianę), blada jak ściana też byłam...

Do tego dnia wierzyłam w ludzi, ale przestałam. Również dobrze mogłam im umrzeć w tym kącie i pewnie nikt by się nie zainteresował.

Poradnia dentystyczna

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (184)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…